poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Na ostatnich stronach przedwojennych gazet, czyli myśl o świecie, którego już nie ma

        Na moim biurku leżą sterty porozrzucanych gazet, wydruki internetowych artykułów, fotokopie ciekawych publikacji i książki. W oczy rzucają się wielkie tytuły prasowe: GDAŃSK BEZ POLSKI ZGINIE, OD BAŁTYKU ODEPCHNĄĆ SIĘ NIE DAMY, MARSZAŁEK RYDZ-ŚMIGŁY ZARZĄDZA STAN CZUJNOŚCI, MOBILIZACJA, i w końcu ... A WIĘC WOJNA ...
        Z każdym dniem, który przybliża do daty 1 września 1939 r. przez drukarską czcionkę przebija, co raz mocniej i mocniej, groza nadchodzącego konfliktu, dramat bombardowań, wybuchów, strachu, łez, egzekucji i śmierci najbliższych. Jest jednak i inny wymiar lata 39, który znacznie mniejszą sztampą opisują na ostatnich stronach drobne ogłoszenia prasowe. Dwa, trzy słowa, czasem tylko jedno zdanie. Niezwykłe świadectwo codzienności ludzi tamtej epoki, którzy w czasie kiedy ich świat bezpowrotnie tracił niewinność ducha, odgradzał się na zawsze od przyszłości drewnianymi ramami czarno-białych fotografii, pragnęli żyć i kochać, zakładać rodziny, dorabiać się, mieć marzenia, być szczęśliwymi. Zapraszam was - Drodzy Czytelnicy Cogitarium - do niezwykłej podróży w czasie na ostatnie strony przedwojennych gazet. Zapraszam Was do zapoznania się ze sprawami ludzi, których tu na ziemi już nie ma i do odwiedzenia miejsc, które nawet jeśli dziś noszą tę samą nazwę, tak naprawdę więcej nie istnieją.

Ilustrowany Kurier Codzienny:
''Nie szukam pieniędzy, lecz szukam żony - naprawdę żony. Chcę kochać, być kochanym. Mam 39 lat, wyższe studia. Jestem dobrze sytuowany. Panie przystojne od lat 30, kochające ognisko domowe zechcą złożyć oferty do IKC Łódź, Piotrowska 116''.

 ''Lat 25, wyższe studia, posada, ożeni się bogato, chcąc się usamodzielnić. Uroda i wiek obojętne''.

''Mam warunki, aby być kochaną. Wyjdę za wysokiego, przystojnego, wartościowego do 37 lat''.

''Nieomylnie przewidujący jasnowidz dodaje bezpłatnie tajemny klucz powodzenia: zdobycie miłości, zwycięstwo wrogów, loteria. Podaj datę urodzenia, załącz 5 pytań, 1,50 zł za analizę. Szangoni, Kraków, Szewska 7''.

''Absolwent medycyny poślubi zamożną pannę za sfinansowanie doktoratu''.

''Wdowa po oficerze, byłym więźniu ideowym, wiek balzakowski, dystyngowana, subtelna, pozna, cel matrymonialny, starszego, zacnego, zamożnego pana".

''Który pan naprawdę poślubi niezgrabną bez majątku? Agencja, Kraków Sienna 12''.

''Na prośbę jednej z czytelniczek IKC redakcja podaje przepis na sławny likier benedyktyński:
Proporcja: korzenia arcydziegciu 10 gramów, korzenia tataraku 15 gramów, mirry 15 gramów, skórki suszonej pomarańczy 30 gramów, aloesu 8 gramów, gałki muszkatołowej 2 gramy, szafranu 3 gramy, imbiru 4 gramy, laska wanilii. Goździków sztuk 4, pomarańczek zielonych sztuk 3.
Wszystkie te przyprawy zalać spirytusem o mocy 94 proc. i zostawić na 3 dni. Zrobić syrop z 2 i pół kilograma cukru i tyluż litrów wody, koniecznie rozpuszczając cukier na zimno. Po wyszumowaniu dolewa się scedzony z korzeni spirytus oraz jeszcze dwa litry spirytusu czystego. Doskonale wszystko wymieszać i dać do butelek. Używać najwcześniej po upływie roku".

Pan Lucjan ze Lwowa komentuje w kolejnym numerze powyższy przepis w następujący sposób: ''Wielkie marnotrawstwo i pieniędzy i czasu. Radzę spirytus wypić bez przypraw, a zaoszczędzone z tego tytułu środki przekazać na Fundusz Obrony Narodowej''.

Dziennik Bydgoski:
-''Czy zechce pani zostać moją żoną?
- Niestety, nie mogę, ale będę zawsze pełna uznania dla pańskiego gustu i smaku''.

Kurier Warszawski:
''Kucharka jak kucharz poszukuje pracy''.

''Policjant z maturą, lat 29, przystojny, ożeni się z panną dobrze zbudowaną''.

''Posiadam młodość, urodę, posag, wyprawę oraz wszelkie zalety kobiety, człowieka, żony. Szukam pokrewnej duszy, cel matrymonialny. Pierwszeństwo urzędnicy państwowi. Rozwodnicy wykluczeni''.

''Łysi wyglądają starzej. Chcąc zapobiec wypadaniu włosów, trzeba codziennie nacierać skórę preparatem Trilysin".

''Ondulacja wieczna, 4 złote, gwarancja piśmienna, roczna, firma chrześcijańska. Wolska 19, tel. 649-79''.
  
Pogoda:

''Niezwykłe zjawisko meteorologiczne zanotowano w Horodence w województwie stanisławowskim. Oto temperatura dochodząca podczas dnia do 48 stopni, wykazuje nocą spadek do 4 stopni. (2 lipca 1939).

Sport:
"Wielki sukces polskich piłkarzy. Na stadionie Wojska Polskiego pokonali silną reprezentację Węgier, wicemistrzów świata, 4:2. I tym razem oczekiwano naszej porażki: «Jesteśmy od Węgrów zdecydowanie słabsi i na cudy liczyć nie powinno się». Początek meczu zapowiadał, że «cudy» i tym razem się nie zdarzą. Już po 20 minutach Węgrzy prowadzili 2:0. Zdawało się, że dalsze gole to tylko kwestia czasu. I bramki padły - ale dla Polaków. Jeszcze przed przerwą Ernest Wilimowski, nasz as atutowy, zmniejszył rozmiary porażki, a po zmianie stron role całkowicie się odwróciły. Dobroczynny duch, który podniecał do walki Madziarów, przeniósł się do serc naszych piłkarzy. Ta reinkarnacja ducha zmienia całkowicie obraz walki. Teraz Polacy są groźni, opanowani i prą bez przerwy naprzód''.
Nasza drużyna zdobyła kolejne trzy bramki (dwie Wilimowski i jedną Piontek) i wygrała 4:2. Był to największy sukces polskich piłkarzy w całym dwudziestoleciu międzywojennym. Mecz odbył się na cztery dni przed wybuchem wojny, 27 sierpnia 1939 roku ...

Z ''Dziennkiów'' Marii Dąbrowskiej:

"Wojna wisi już nie na włosku, ale na pajęczynie. Ale postawa społeczeństwa wspaniała. (...) Mamy już uszczelniony jeden pokój na komorę przeciwgazową. (...) A miasto takie śliczne, radosne, kipi od owoców, kwiatów, tłumów ...".

Requiem aeternam dona eis Domine et lux perpetua luceat eis!

piątek, 24 sierpnia 2012

O pakcie Ribbentrop-Mołotow, czyli myśl o rozgrywaniu i byciu rozgrywanym

       Hans von Herwarth posiadał niewątpliwie wszystkie cechy potrzebne do pełnienia służby w dyplomacji: szlacheckie pochodzenie, rodzinny majątek, znajomości w świecie wielkiej polityki, postawny wygląd, inteligencję oraz niezwykłe zdolności do nauki języków. Znał ich pół tuzina i w każdym mówił bez obcego akcentu. Nic więc dziwnego, że z takimi zaletami został skierowany do jednej z najważniejszych niemieckich placówek dyplomatycznych - ambasady w Moskwie.  
       Nocą z 23 na 24 sierpnia 1939 r. na Kremlu w obecności Józefa Stalina, Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow, ministrowie spraw zagranicznych III Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, "kierując się wzajemnym pragnieniem umocnienia pokoju pomiędzy obydwoma narodami" podpisali dziesięcioletni pakt o nieagresji. Oficjalne oświadczenia i komunikaty nic jednak nie wspominały o dodatkowym dokumencie, który został dołączony do oficjalnej noty. Tajny załącznik dotyczył bowiem rozgraniczenia stref wpływów w Europie Wschodniej i zakładał, że Finlandia, Estonia, Łotwa oraz Litwa będą wyznaczały granicę dominium obu sojuszników. W przypadku Polski strefa ta miała opierać się w przybliżeniu wzdłuż rzek Narwi, Wisły i Sanu. O kwestii ewentualnego istnienia lub nieistnienia państwa polskiego, kształcie jego granic, czy zakresie suwerenności nic nie wspominano. Wszystkie te czynniki miały zależeć od dalszego rozwoju sytuacji. W ten sposób, pakt Ribbentrop-Mołotow stawał się preludium nie tylko do zniszczenia Polski - niechcianego przez europejskie potęgi "bękarta Traktatu wersalskiego", ale również do największego w dziejach świata konfliktu, który pociągnął za sobą hekatombę dziesiątek milionów ludzkich istnień.
       Dopiero po wojnie niemieckie archiwa odsłoniły światu tekst tajnego protokołu i okoliczności w jakich był on podpisywany. Z zachowanych tam dokumentów możemy się dowiedzieć, że pracownik ambasady niemieckiej w Moskwie, Hans von Herwarth, już kilka godzin po podpisaniu dokumentu przekazał jego fotokopię urzędnikom ambasady amerykańskiej. Najpóźniej około południa 24 sierpnia informacje o rzeczywistych powodach spotkania na Kremlu dotrzeć musiały do Paryża i Londynu, lecz nikt z naszych zachodnich sojuszników nie zdecydował się przesłać tej informacji do Warszawy. Co więcej, kiedy 25 sierpnia minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, lord Edward Halifax składał swój podpis pod dokumentem, który odnawiał polsko-brytyjski układ sojuszniczy, wiedział doskonale, że w przypadku konfliktu pomiędzy III Rzeszą a Rzeczpospolitą, wojska Jego Królewskiej Mości nie kiwną nawet palcem w obronie swego sprzymierzeńca.
      Tłumacz i komentator polskiej edycji wspomnień Herwartha - Eugeniusz Król stawia uzasadnione pytania o powody takiej, a nie innej postawy naszych sojuszników. Czy odgrywały tu rolę głównie powody natury psychologicznej, czyli chęć podniesienia na duchu Polaków wobec beznadziejności ich sytuacji? Czy może była to próba politycznego bluffu? Moim osobistym zdaniem najbliższy prawdy jest Stanisław Cat-Mackiewicz, który mówi wprost o brytyjsko-francuskiej prowokacji, czyli zachęceniu Polaków do stawienia czoła znacznie potężniejszemu przeciwnikowi, by ten nie uderzył w pierwszej kolejności na Zachód.
       Historia magistra vitae est. Historia jest nauczycielką życia i prawie wszystkie błędy jakie podejmuje się w teraźniejszości są wynikiem ignorancji przeszłych faktów lub niewłaściwej ich interpretacji. Zawarcie układ Ribbentrop-Mołotow uczy nas tego, że kraje położone w tak trudnym geopolitycznym regionie jak Polska nie mogą sobie pozwolić nawet na chwilę słabości, nawet na moment nadmiernej ufności we własne siły, czy w niczym niepokryte obietnice innych potęg. I dziś Polski nie stać na to, aby być państwem średnim, przeciętnym, ot takim sobie, zbyt łatwowiernym w relacjach z innymi potęgami, które zapewniają, że lepiej od nas samych wiedzą, co jest dla nas lepsze. Ponad tysiącletnia historia naszych dziejów, przekonuje nas o tym, że Opatrzność w swych planach przygotowała dla Polski bardzo prosty scenariusz: ALBO bycia państwem wielkim, rozgrywającym i samo-decydującym o swojej przyszłości, ALBO bycia państwem byle jakim, rozgrywanym, lokajem innych mocarstw, co w konsekwencji prowadzi zawsze do pogrążenia się w zupełnej anarchii i zniknięciu z mapy świata. Polacy! Tertium non datur.
P.S.
Z zeznań gen. Alfreda Jodla podczas procesu w Norymberdze: ''Do roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie sami rozbić Polskę. Ale nigdy – ani w roku 1938, ani w 1939 – nie zdołalibyśmy naprawdę sprostać skoncentrowanemu wspólnemu atakowi tych państw [Wielkiej Brytanii, Francji, Polski]. I jeśli nie doznaliśmy klęski już w roku 1939, należy to przypisać jedynie faktowi, że podczas kampanii polskiej około 110 dywizji francuskich i brytyjskich pozostało kompletnie biernych wobec 23 dywizji niemieckich''.

środa, 22 sierpnia 2012

Pius XII i Powstanie Warszawskie, czyli myśl sierpniowa

       Wybitny historyk Uniwersytetu Warszawskiego śp. prof. Paweł Wieczorkiewicz zwykł mawiać, że niemalże cała historia Polski i świata w XX w. jest do napisania na nowo z powodu licznych nieścisłości, przekłamań, tendencyjnego wyjaśniania i manipulacji faktami. Do tematów związanych z II Wojną Światową, które dziś domagają się naukowej rewizji koniecznie zaliczyć trzeba decyzję dowództwa Armii Krajowej o wybuchu Powstania Warszawskiego oraz wojenną postawę papieża Piusa XII względem Polski i Polaków. W dniach, w których wspominamy sześćdziesiątą ósmą rocznicę rozpoczęcia walk o stolicę i niepodległość naszego kraju chcę poświęcić ten wpis dwóm mało znanym faktom łączącym Powstanie 1944 roku z osobą Piusa XII.
       21 sierpnia. Trzeci tydzień Powstania. Trwa niemieckie natarcie. Toczą się zażarte walki o Dworzec Gdański. W ręce wroga dostaje się Muranów i gmach Pasty. Tego samego dnia, powstańcza radiostacja "Błyskawica" emituje wstrząsające przesłanie polskich kobiet do papieża Piusa XII. Po falach eteru płyną takie oto słowa:
       ''Ojcze Święty, my, kobiety polskie walczymy w Warszawie kierowanie przez patriotyzm do ziemi Ojców naszych. Brak nam żywności i środków opatrunkowych. Twierdzy naszej bronimy już przez trzy tygodnie. Warszawa jest w gruzach. Niemcy mordują rannych w szpitalach. Kobiety i dzieci pędzą przed czołgami. Nie są przesadą wiadomości, że na ulicach Warszawy walczą dzieci, niszcząc czołgi butelkami z benzyną. My, matki patrzymy na naszych synów, którzy giną za wolność i za naszą ziemię. Nasi mężowie, synowie i bracia walcząc do dnia dzisiejszego nie mają praw i nie są uznawani za kombatantów. Ojcze Święty! Nikt nam nie pomaga! Armie rosyjskie stoją u bram Warszawy nie posuwając się z pomocą ani kroku. Z Anglii dopiero teraz otrzymujemy pomoc w znikomej ilości. Świat nie chce wiedzieć o naszej walce. Jednie Bóg jest z nami. Ojcze Święty! Namiestniku Naszego Pana i Władcy jeśli nas usłyszysz udziel błogosławieństwa Bożego kobietom polskim walczącym o Kościół i wolność''.
        Po upadku powstania większość z ocalałych kobiet-żołnierzy AK trafiło do obozu jenieckiego w Oberlangen. Tam też blisko dwa tysiące polskich więźniarek doczekało wyzwolenia przez żołnierzy Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka. W maju 1945 r. odwiedził je bp polowy WP Józef Gawlina. Z okazji tej wizyty kobiety przygotowały prezent dla Piusa XII - wykonany z różnych kawałków metali ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej, który następnie owinięto w powstańczą opaskę WSK (Wojskowej Służby Kobiet) i przekazano hierarsze z prośbą, by ten z kolei dostarczył je Następcy Świętego Piotra. Kilka dni później bp Gawlina oddał te szczególne dary do papieskiego Sekretariatu Stanu wraz z listem, w którym Polki dziękowały Piusowi XII za okazane im podczas powstańczych walk duchowe wsparcie.
       Te dwie historie udowadniają, że jakakolwiek próba ponownego opisania najnowszych dziejów Polski i Europy nie może się dokonać bez wzięcia pod uwagę czynnika niewystępującego we wszystkich znanych mi opracowaniach tematu, czyli niczym niezachwianej wiary ludzi tamtego pokolenia w życie wieczne, w to, że "Kto przeżyje wolnym będzie, a kto umiera wolnym już".
       To właśnie ta wiara kierowała Jankiem Bytnarem, który w ostatnich chwilach swojego życia kazał deklamować swym przyjaciołom "Testament mój" Słowackiego, to wiara w nadprzyrodzoność powodowała rotmistrzem Pileckim, który dał się aresztować w łapance, aby móc złożyć raport rządowi londyńskiemu o tym, co naprawdę dzieje się w Oświęcimiu, to wiara dodawała siły s. Alicji Kotowskiej do tego, aby ustawić się w jednym szeregu razem z żydowskimi dziećmi skazanymi na rozstrzelanie i to właśnie ona poprowadziła na barykady powstańczej Warszawy tysiące młodych chłopców i dziewcząt, którzy walczyli i oddawali swe życie w obronie Ojczyzny i Kościoła z przekonaniem, że tylko z ich krwi i poświęcenia, z pomocą Bożą, może powstać Polska wielka i silna, Polska sprawiedliwości społecznej i poszanowania wartości chrześcijańskich.
       Co się zaś tyczy Piusa XII i jego postawy względem naszego kraju to najdobitniej została ona wyrażona przez prymasa Stefana Wyszyńskiego, który tak oto notował w swym pamiętniku, pod datą śmierci Piusa XII (9.10.1958): „Odszedł … wytrwały obrońca pokoju ludzkości, przyjaciel praw ludzkich, chrześcijański humanista, prawdziwy katolik wszechstronny myślą o wszystkim co ludzkie i Boże na ziemi i niebie oraz lojalny świadek zmagań ideologicznych w naszej Ojczyźnie”. Stąd, właśnie ryngraf i podziękowania więźniarek.
Mater Poloniae - ora pro nobis!

wtorek, 14 sierpnia 2012

Homilia na Uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny

      Rozpoczynając tę świąteczną homilię ku czci Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej chciałbym, Moi Drodzy, prosić Was o to, abyście na chwilę zamknęli oczy. Odwagi, śmiało! 
       Postarajcie się teraz przywołać w pamięci najpiękniejsze chwile Waszego życia:
- zdaną maturę, dzień ślubu ... radość, wesele i szczęście;
- dni, w których na świat przychodziły Wasze dzieci ... głos pielęgniarki: ma pan syna ... to córka ... moje gratulacje;
- pomyślcie teraz o jakimś pięknym widoku ... o zachodzie słońca nad morzem ... o ośnieżonych, górskich szczytach;
- przypomnijcie sobie Wasze dzieciństwo ... beztroskę, radość i zabawy tak wciągające, że człowiek zapominał o czasie;
- święta Bożego Narodzenia w domu dziadków ... choinkę, ciepło kaflowego pieca ... bliskość tych, którzy mnie kochają i których kocham ja.
       Można już otworzyć oczy. Nie wiem, czy zdaliście sobie sprawę z tego, że właśnie przez jedną krótką chwilę dane Wam było zasmakować namiastki nieba, że dane Wam było spojrzeć na nie przez dziurkę od klucza. Mówię zasmakować namiastki, ponieważ tak naprawdę nieba da się z niczym porównać. To tak, jakby chcieć mierzyć ze sobą ziarenko piasku i bezmiar Sahary, albo kroplę wody z ogromem Pacyfiku. I chociaż wierzymy słowom św. Pawła, który mówi: ''Że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani ludzki język nie zdoła wyrazić tego, co Bóg przygotował tym, którzy go miłują'', to warto jest od czasu do czasu zastanowić się nad tematem nieba, warto jest rozglądać się wokół siebie i szukać okien szeroko otwartych na wieczność, poprzez które dobiega do nas szept aniołów: ''Człowieku kieruj swe spojrzenie ku górze! Nie zostałeś stworzony po to, aby wbijać wzrok w ziemię! Nie zostałeś odkupiony po to, abyś podzielił los innych stworzeń! Patrz na gwiazdy! Zawsze wyżej! Szukaj tego, co w górze! Oto twoja dewiza! Twoje powołanie!''.
       Poprzez dzisiejszą uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożej Kościół zachęca nas do tego, abyśmy oderwali się na chwilę od naszych codziennych prac i obowiązków i abyśmy spojrzeli tam, gdzie znajduje się kres naszej doczesnej pielgrzymki. 
       Z wyroków Bożej Opatrzności dogmat o Wniebowzięciu został ogłoszony przez papieża Piusa XII zaledwie sześćdziesiąt dwa lata temu i między nami tu zgromadzonymi z całą pewnością znajdują się i tacy, którzy dobrze pamiętają ten dzień - 1 listopada 1950 r. Dziś z perspektywy czasu można by rzec, że nie przez przypadek ta teologiczna prawda dojrzała do tego, aby stać się obowiązującym wszystkich katolików artykułem wiary na progu współczesnej nam epoki telewizji, lotów kosmicznych, odczytania ludzkiego genomu, niespotykanego w żadnym z poprzednich okresów rozwoju wszelkich nauk. Lecz ten wielki postęp, którego wszyscy jesteśmy świadkami, który nie przestaje nas ciągle zachwycać, kusi nas oderwaniem naszego spojrzenia od tego, co w życiu człowieka jest najważniejsze, najbardziej istotne - od zbawienia duszy. Dogmat o Wniebowzięciu właśnie po to został nam dany na trudne czasy wewnętrznego rozdarcia człowieka, na czasy niemalże całkowitej apostazji narodów, które przez całe wieki chlubiły się swą chrześcijańską wiarą, które na większą chwałę Boga wznosiły romańskie opactwa i gotyckie katedry, które wielbiły swego Stwórcę i Odkupiciela muzyką Bacha, Mozarta, Vivaldiego, Haydna, piórem Dantego, Szekspira, Goethego, Claudela, a dziś te same narody nie chcą się przyznać już nie tylko do Niego samego ale nawet do faktu, że historycznie wyrastają z pnia cywilizacji chrześcijańskiej. 
       Właśnie na ten trudny czas przełomu tysiącleci jako znak zwycięstwa wskazana nam została Wniebowzięta, została nam wskazana Maryja zwycięska, która nie tylko podejmuje walkę ze Smokiem, ale która również miażdży głowę Węża. 
       Nie tak dawno bo zaledwie kilka miesięcy temu Ojciec św. Benedykt XVI w jednej ze swoich wypowiedzi przypomniał nam prawdę o tym, że Kościół ze swej natury jest także kościołem wojującym, że jest on wspólnotą ludzi, którzy wewnętrznie zjednoczeni z Bogiem, w imię posłuszeństwa Ewangelii, w imię posłuszeństwa nauce Jezusa Chrystusa są wezwani do tego, aby podjąć walkę w obronie chrześcijańskich wartości. Naszym orężem w tym starciu musi być łaska boża, wiara, modlitwa, rozum, kultura osobista, fachowa wiedza, duchowa i materialna ofiara. My wszyscy, zostaliśmy wezwani do tego, aby stanąć w obronie każdego ludzkiego życia od poczęcia, aż do naturalnej śmierci, aby wydać wojnę zgorszeniu i grzechowi, które rozpanoszyły się w przestrzeni publicznej, aby na śmierć i życie bronić takich wartości jak: ojczyzna, rodzina, godność człowieka i sprawiedliwość społeczna. Nie bierzemy udziału w tej walce po to, aby poniżyć naszych przeciwników, nie bierzemy udziału w tej walce po to, aby zwycięsko potrząsać nad nimi głowami, bierzemy udział w tym boju, by wykazać ich błędy, by oderwać ich spojrzenia od ziemi i wskazać im drogę do nieba, ku Temu, który może zbawić ich dusze.
       Oto zadanie, które stoi przed Kościołem przełomu tysiącleci. Oto wyzwanie, która nas wszystkich czeka. Ta zaś, która błyszczy jako znak zwycięstwa na firmamencie nieba, Maryja Wniebowzięta, niech nam będzie w tej świętej walce Przewodniczką i Hetmanką. Amen.
Regina in coelum assumpta - ora pro nobis!

czwartek, 9 sierpnia 2012

O encyklice Humanae vitae, czyli myśl o posoborowej rebelii teologicznej cz. II

       Według szwajcarskiego filozofa Romano Amerio potwierdzenie w encyklice Humanae vitae tradycyjnej nauki katolickiej o ludzkiej seksualności było najważniejszym aktem magisterialnym całego pontyfikatu Pawła VI. Od treści w niej zawartych zależała bowiem ciągłość lub zerwanie w przekazywaniu niezmiennego depozytu wiary. O tym, ile cierpienia przysporzyła papieżowi teologiczna ''rebelia ks. Currana'' niech świadczy fakt, że do końca swego pontyfikatu, czyli jeszcze przez ponad dziesięć lat, papież Montini nie zdecydował się już napisać żadnej encykliki.
      Argument o ewolucyjnym charakterze niektórych nauk Kościoła przedstawiony przez amerykańskiego teologa został zupełnie odrzucony za pontyfikatu Jana Pawła II. Karol Wojtyła już jako wykładowca teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że Kościół nie jest już w stanie narzucać swojej wizji ludzkiej płciowości jedynie mocą swego autorytetu oraz, że stanęło przed nim wielkie wyzwanie ''uaktualnienia języka'', którym mógłby na nowo przedstawić niezmienną naukę w tej materii. W swej książce Miłość i odpowiedzialność prof. Wojtyła zaczął kreślić fundamenty nowego, a jednocześnie ciągle tego samego obrazu ludzkiej miłości. Nauka krakowskiego teologa przyjęła magisterialny charakter w okresie jego pontyfikatu wraz z publikacją adhortacji apostolskiej Familiaris consortio oraz encykliki Evangelium vitae.
       Punktem wyjścia do dyskusji o darze ludzkiej płciowości jest według Jana Pawła II stwierdzenie, że: ''Nigdy nie powinniśmy posługiwać się drugą osobą jako środkiem do osiągnięcia naszych własnych celów'', czyli innymi słowy nie wolno nam z jakiegokolwiek powodu uprzedmiotowiać człowieka. Bowiem tylko traktując swoją seksualność jako dar w absolutnej wolności, może uczynić go w pełni ludzkim. ''Tylko wtedy kiedy obie wolności spotykają się w dążeniu do tego, co jest dobre, mogą szczerze powiedzieć: <<Ja nie używam ciebie, a ty nie używasz mnie>>''.
       Od kiedy Karol Wojtyła został papieżem nie zaprzestał swej refleksji nad złożonością tematu ludzkiej seksualności i płodności. Podejmował go ponad sto razy podczas środowych audiencji, a także odwoływał się do niego wielokrotnie w czasie niezliczonych spotkań z młodzieżą, narzeczonymi i małżeńskimi parami. To co jest wkładem Jana Pawła II w rozwój depozytu wiary w zakresie moralności, jednorodną kontynuacją Magisterium Piusa XI, Piusa XII i Pawła VI można streścić w następujących zdaniach:
1. Katolicyzm odrzuca ideologię płciowości za wszelką cenę, ucząc, że małżonkowie są wezwani do ''odpowiedzialnego rodzicielstwa'', przez które rozumieć należy nie egoistyczne unikanie kolejnego dziecka, lecz budowanie rodziny w sposób mądry i rozsądny. Jak pisze Jan Paweł II: ''decyzję małżonków dotyczącą tego, ile dzieci są w stanie w sposób odpowiedzialny wychować muszą być podejmowane przed Bogiem dzięki prawidłowo uformowanemu sumieniu''.
2. Płodność sama w sobie jest darem, i jednym z celów małżeństwa, ponieważ miłość małżeńska ze swojej natury zmierza ku temu, aby być płodną. 
3. Kościół, który opowiada się za życiem, naucza, że ''każdy akt małżeński powinien pozostawać otwarty na przekazywanie życia ludzkiego''. 
4. Nauka ta ma swoją podstawę w ustanowionym przez Boga nierozerwalnym związku męża i żony, którego człowiekowi nie wolno samowolnie zrywać. 
5. Każdy akt małżeński posiada podwójne znaczenie: jednoczące małżonków i prokreacyjne.
6. Z uzasadnionych powodów małżonkowie mogą chcieć odsunąć w czasie przyjście na świat swoich dzieci.
7. Okresowa wstrzemięźliwość, metody regulacji poczęć oparte na samoobserwacji i odwoływaniu się do okresów niepłodnych są zgodne z obiektywnymi kryteriami moralności.
     Chcę zakończyć tę myśl świadectwem pewnej młodej amerykańskiej mężatki, Elizabeth Wirth, która w artykule Like a natural woman (Regeneration Quarterly 4/2000) tak opisuje katolicką naukę dotyczącą daru ludzkiej seksualności i płodności:
       ''Zwolennicy naturalnej metody planowania rodziny wskazują na szereg płynących z niej korzyści: lepsza komunikacja między partnerami, brak efektów ubocznych towarzyszących środkom farmakologicznym lub mechanicznym i wyższa skuteczność niż skuteczność metod zaporowych (skuteczność stosowanej prawidłowo metody objawowo-termicznej przekracza 98%). Przekonaliśmy się z mężem, że to wszystko prawda, i uważamy, że wybór tej metody to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjęliśmy w naszym małżeństwie.
       Jednak punktem zwrotnym dla mnie samej było uświadomienie sobie, gdy miesiąc po miesiącu obserwowałam regularne zmiany temperatury ciała, że moje hormony współgrają z sobą w doskonałej harmonii. Nie miałam pojęcia, że moje ciało to taki doskonały mechanizm. Kiedy któregoś dnia przyglądałam się wykresom temperatury ciała, wzruszyłam się do łez i pomyślałam sobie: <<To niewiarygodne, jak cudownie stworzył mnie Pan Bóg>>. Moja płodność to nie choroba, którą powinno się leczyć. To cudowny dar. Ja sama jestem cudownym darem''.
P.S.
       Prof. Charles Curran został pozbawiony przez władze kościelne katedry na Amerykańskim Uniwersytecie Katolickim za poglądy sprzeczne z oficjalnymi orzeczeniami Kościoła. List zawieszający go w obowiązkach profesorskich został podpisany przez ówczesnego prefekta Kongregacji Doktryny Wiary kard. Josepha Ratzingera dokładnie w 18 rocznicę wydania encykliki Humanae vitae, 25 lipca 1986.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!

czwartek, 2 sierpnia 2012

O encyklice Humanae vitae, czyli myśl o posoborowej rebelii teologicznej cz. I

       Ks. Charles Curran z całą pewnością zaliczał się do awangardy nowego pokolenia teologów. W 1968 roku miał zaledwie trzydzieści cztery lata, a już piastował odpowiedzialne stanowiska profesora teologii moralnej na Katolickim Uniwersytecie Amerykańskim i zastępcy prezydenta Katolickiego Stowarzyszenia Teologicznego w Ameryce. On sam, zresztą tak jak i wielu innych księży ''nowej daty'' był przekonany o tym, że z dawna oczekiwany papieski dokument o prokreacji i kontroli urodzin wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom współczesnego człowieka i zmieni dotychczasową naukę Kościoła.
     Wkrótce po zakończeniu Soboru Watykańskiego II Paweł VI zdecydował się poszerzyć skład ustanowionej przez Jana XXIII Komisji, która zajęła się tematyką ludzkiej seksualności. Jeszcze nim ostatecznym wynik prac ekspertów dotarł na biurko papieża prasa, radio, telewizja oraz autorzy niezliczonej ilości publikacji zgodnie ogłosili, że tradycyjne nauczanie katolickie w obliczu nowych wymagań społecznych (''przeludnienie świata'' i ''równouprawnienie kobiet'') musi zostać zmienione. W ich mniemaniu antidotum na te problemy miała stać się pigułka antykoncepcyjna.
       25 lipca 1968 r. ukazał się encyklika Humanae vitae, w której papież Montini, wbrew opinii ekspertów Komisji, licznym teologom, a nawet niektórym hierarchom Kościoła (kardynałowie: Suenens, Alfrink, König, Döpfner) potwierdził, że: "Małżeństwo i miłość małżeńska z natury swej skierowane są ku płodzeniu i wychowywaniu potomstwa. Dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i samym rodzicom przynoszą najwięcej dobra", i że ''akt wzajemnej miłości dokonany z uszczerbkiem dla zdolności przekazywania życia (...) pozostaje w sprzeczności zarówno z planem Bożym, według którego małżeństwo zostało ustanowione, jak i z Wolą Pierwszego Twórcy ludzkiego życia''. Dodając: ''Jeżeli więc ktoś korzysta z tego daru Bożego pozbawiając go, choćby tylko częściowo, właściwego znaczenia i celowości, działa wbrew naturze tak mężczyzny jak i kobiety, a także wbrew głębokiemu ich zespoleniu. I właśnie dlatego sprzeciwia się planowi Boga i Jego świętej woli''.
       Zaledwie kilka dni później z inicjatywy ks. Currana na łamach New York Timesa ukazało się oświadczenie kontestujące ten papieski dokument. Argumentacja publikacji, jak i treści w niej zawarte mają, moim zdaniem, fundamentalne znaczenie dla zrozumienia zjawiska posoborowego odrzucenia, tak nauczania Kościoła katolickiego w zakresie ludzkiej płciowości, jak i zakwestionowania samego papieskiego autorytetu nauczycielskiego. Dokument ten stał się bowiem sztandarowym tekstem dla postawy, którą dziś zwykliśmy określać kategorią hermeneutki zerwania. Oto jego tekst:
       ''Jako katoliccy teolodzy z szacunkiem uznajemy edukacyjną rolę Magisterium hierarchicznego w Kościele Chrystusa. Niemniej jednak chrześcijańska tradycja przyznaje teologom specjalną odpowiedzialność w ocenie i interpretacji aktów Magisterium w świetle całości danych teologicznych obecnych w każdej kwestii i deklaracji. Przedstawiamy zatem pierwszy komentarz do encykliki Pawła VI o regulacji narodzin. 
       Encyklika, jako dokument, nie zawiera nauczania nieomylnego. Sama historia poucza nas, że liczne deklaracje podobnego lub nawet większego znaczenia były w późniejszym czasie uznane za niewystarczające lub wręcz błędne. Poprzednie autorytatywne wypowiedzi Magisterium dotyczące: wolności religijnej, pożyczek finansowych na procent, prawa do milczenia i celów małżeństwa z biegiem czasu zostały poprawione. Encyklika Pawła VI zawiera wiele wartościowych treści jednak nie możemy w niej zaakceptować ani przedstawionej eklezjologii, ani zastosowanej metodologii. Nie korespondują one bowiem z autentyczną samoświadomością Kościoła w sposób, w jaki została ona przedstawiona w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Encyklika w swej wewnętrznej logice zakłada, że Kościół ma się identyfikować z hierarchią. Nie zwrócono natomiast w niej uwagi na świadectwo życia Kościoła w jego całości, a w sposób szczególny zostało pominięte milczeniem świadectwo wielu katolickich par. Humanae vitae powstrzymuje się również od uznania świadectwa kościołów i odłączonych wspólnot chrześcijańskich, zamyka oczy na świadectwo wielu ludzi dobrej woli i nie zwraca wystarczającej uwagi na rozwój etyki, który dokonał się pod wpływem współczesnej wiedzy. Następnie Encyklika prezentuje zacieśnioną i pozytywistyczną wizję władzy papieskiej, o czym świadczy odrzucenie, tak większościowej opinii przedstawionej przez Komisję powołaną do rozwiązania tej kwestii, jak i głosu dużej części międzynarodowej grupy katolickich teologów.
       Dlatego też nie podzielamy niektórych etycznych wniosków w niej zawartych. Bazują się one bowiem na niepełnym pojęciu prawa naturalnego. W dokumencie tym zignorowano wielorakość form teorii tego prawa, jak również to, że miarodajni filozofowie prezentują w tej kwestii odmienne opinie. Również ''raport mniejszości'' papieskiej Komisji [głos teologów, którzy zakwestionowali ustalenia większości ekspertów - przyp. K.I.] przedstawia poważne problemy w próbie ostatecznego rozwiązania kwestii niemoralności antykoncepcji opierając się jedynie na teorii prawa naturalnego. Innymi brakami tego dokumentu są: zwrócenie zbyt dużej uwagi na aspekty biologiczne stosunków seksualnych przedstawionych jako etycznie normatywne; przesadne akcentowanie aktu seksualnego i seksualnych możności człowieka w oderwaniu od osoby i pary; przyjęcie statycznej wizji świata, która minimalizuje historyczny i ewolucyjny charakter ludzkości tak, jak została ona przedstawiona w Konstytucji pastoralnej o Kościele w świecie współczesnym Soboru Watykańskiego II; niczym nie uzasadnione założenia o szkodliwości metod sztucznej kontroli urodzin; niewrażliwość na nauczanie Soboru Watykańskiego II, który zwrócił uwagę na to, że przedłużająca się abstynencja seksualna może być niebezpieczna dla wierności małżeńskiej i może szkodzić płodności; prawie całkowite pominięcie problemu godności milionów istnień ludzkich zrodzonych bez najmniejszych szans na ich utrzymanie i edukację. Rzeczywiście, Humanae vitae w żaden sposób nie rozwija nauczania Piusa XI zawartego w encyklice Casti Connubii, której to ostateczne konkluzje zostały zakwestionowane z wielu poważnych powodów. Te kwestie, odrzuciwszy głos Vaticanum II, potraktowano nieodpowiednio, ograniczając się jedynie do powtórzenia poprzedniego nauczania. 
       Jest opinią powszechnie przyjętą w Kościele, że katolicy mają prawo nie zgadzać z nauczaniem autorytatywnym (w przeciwieństwie do nieomylnego) kiedy istnieją ku temu odpowiednie racje. A zatem jako teolodzy katoliccy, świadomi tak naszego obowiązku, jak i naszych limitów oświadczamy, że małżonkowie postępując według własnego sumienia, mogą odpowiedzialnie decydować o używaniu sztucznych środków antykoncepcyjnych, i że jest ono w niektórych sytuacjach nie tylko dozwolone lecz niekiedy konieczne dla zachowania i rozwijania walorów oraz świętości samego małżeństwa. Jesteśmy również przekonani, że autentyczne zaangażowanie się w misterium Chrystusa i Kościoła wymaga w tym momencie od wszystkich teologów katolickich szczerego wypowiedzenia się w tej kwestii". 
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!