czwartek, 22 marca 2012

''Lengyel magyar'', czyli myśl o przyjaźni polsko-węgierskiej

       Kocham Polskę i jestem dumny z tego, że przyszło mi się w niej rodzić, uczyć, żyć i dorastać do spotkania z Bogiem w wieczności. Z każdym dniem spędzonym poza Jej granicami uświadamiam sobie bardziej i bardziej, jak bardzo jest Ona dla mnie cenna we wszystkich swoich wymiarach: kulturowym, historycznym, społecznym, a nade wszystko religijnym. Lecz gdybym miał przyjść na świat po raz drugi, a Pan Bóg dałby mi możliwość wyboru innej ojczyzny niż ta znad Wisły i Sanu bez chwili namysłu poprosiłbym Go o to, abym mógł urodzić się Węgrem.
       ''Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki. Oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi!'' Nie wiem, czy wiecie - drodzy czytelnicy Cogitarium - że to stare polskie przysłowie ma również swój madziarski odpowiednik, który brzmi dokładnie tak: ''Lengyel-magyar két jó barát, együtt harcol s issza borát, vitéz s bátor mindkettője. Áldás szálljon mindkettőre". Z serdecznym uśmiechem zapewniam Was, że próbując przeczytać to zdanie w każdym z wymówionych wyrazów popełniliście przynajmniej dwa fonetyczne błędy. Pomimo jednak tej bariery językowej nieprzystępności wspólna historia powiązała nasze narody niezwykle silnymi więzami wiary, kultury, patriotyzmu, umiłowania wolności i rycerskiego etosu.
       Jest fenomenem nie tylko na skalę europejską ale i światową fakt, że na przestrzeni ponad tysiąca lat istnienia obydwóch narodów, które nie raz całymi wiekami dzieliły wspólną granicę, nigdy nie doszło pomiędzy nimi do żadnej wojny, ba nawet poważniejszego zatargu. Dziwnym zrządzeniem bożej Opatrzności dzieje Polski i Węgier są ze sobą tak ściśle związane, że dni zwycięstw i porażek, chwały oraz niedoli, istnienia i nie istnienia na mapie tajemniczo się ze sobą synchronizują. Do rangi symbolu urasta tu wydarzenie tatarskiego najazdu na oba kraje z 1241 r., kiedy to niemalże tego samego dnia, bo 9 i 11 kwietnia, w dwóch bitwach, pod Legnicą i Sajò, rycerstwo polskie i węgierskie poniosło druzgocące klęski.
       Życiorysy bł. Salomei, św. Kingi, św. Jolenty, św. Wojciecha, św. Emeryka, św. Andrzeja Świerada i św. Władysława, św. Jadwigi - są wspólnym skarbem duchowym obu narodów. Od XIV w. na polskim tronie zasiadają węgierscy władcy, a od XV to polscy królowie dzierżyć będą koronę św. Stefana. Począwszy od XVIII w. Polacy i Węgrzy stają do walki pod wspólnym sztandarem ''Za wolność naszą i waszą'' i bić się będą pod nim, aż do formalnego odzyskania niepodległości przez obydwa kraje.
       Ta chlubna historia przyjaźni polsko-węgierskiej ma również trzy mało znane, ale jakże piękne epizody. Dziś mało kto o tym wie, że o losach Bitwy warszawskiej 1920 r. zdecydował w jednakowym stopniu strategiczny geniusz Józefa Piłsudksiego, jak i dostawy węgierskiego uzbrojenia, które dotarły na front polsko-bolszewicki w decydującym momencie walki. W lipcu tegoż roku rząd Pál'a Teleki'ego zdając sobie doskonale sprawę z tego, że przetrwanie Węgier zależy od powstrzymania przez polską armię pochodu czerwonoarmistów na zachód wysłał i to na swój własny koszt, cytuję: ''48 mln naboi do karabinów typu Mauser, 13 mln naboi do karabinu typu Mannlicher, amunicję artyleryjską, 30 tysięcy karabinów Mauser, kilka milionów części zapasowych do różnego typu uzbrojenia, 440 kuchni polowych oraz 80 pieców polowych''. Dodatkowo 12 sierpnia, a więc zaledwie na kilkanaście godzin przed rozpoczęciem wielkiej kontrofensywy znad Wieprza, z fabryki Weissa w węgierskim Czepel dotarło do Skierniewic 22 mln pocisków - cały strategiczny zapas węgierskiej armii.
        Latem 1939 r. na kilka tygodni przed planowaną inwzją niemiecką na Polskę Hitler zarządał od regenta Miklosa Horthy'ego, aby ten zgodził się na przemarsz jednostek Wehrmachtu przez terytorium państwa węgierskiego. Oficjalna odpowiedź budapesztańskiego rządu brzmiała: ''Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce. Dlatego też z powodów moralnych nie możemy przedsięwziąć żadnej militarnej akcji przeciw państwu polskiemu''. Po ponowieniu tego żądania Horthy nakazał zaminowanie tuneli kolejowych i wysadzenie ich w powietrze w przypadku podjęcia próby ataku na Polskę z terytorium węgierskiego.
      W listopadzie 1956 r. po krwawym stłumieniu przez armię radziecką Powstania węgierskiego, które wybuchło zaledwie kilka miesięcy po Poznańskim czerwcu, dziesiątki tysięcy Węgrów zostało aresztowanych lub zmuszonych do emigracji. Masakra budapesztańska spotkała się z żywiołową reakcją Polaków. W przeciągu zaledwie kilku dni do stacji krwiodawstwa w całej Polsce zgłosiło się ponad 11 tys. ludzi pragnących oddać krew ofiarom sowieckiej inwazji. W całym kraju powstały komitety zajmujące się zbiórką darów dla ''Węgierskich braci''. Szacuje się, że transportem lotniczym i lądowym zostało wysłanych wtedy z Polski blisko 100 ton lekarstw i materiałów pierwszej potrzeby.
        Historia magistra vitae est. Wczytując się w te piękne karty historii obu narodów trzeba nam o tym pamiętać, że teraz to nasze pokolenie jest odpowiedzialne za tę niezwykłą przyjąźń, która od wieków łączy Polaków i Węgrów. Wichry dziejów, niezależnie od tego skąd przychodzące, czy to z południa, ze wschodu, czy to też z zachodu nigdy nie zdołały nas ze sobą podzielić i zwaśnić. Bądźmy więc roztropni, by w imię załatwienia na europejskich salonach doraźnych potrzeb i interesów nie zniszczyć tego, co w relacjach pomiędzy narodami jest najpiękniejsze - wzajemnego szacunku wynikającego z poszanowania tych samych wartości. 

Budapeszt, dnia 15 marca 2012
Regina Hungarorum - ora pro nobis!

środa, 14 marca 2012

2 + 2 = 4, czyli myśl o obiektywnej prawdzie

"(...) Świat prosty a szczery,
 Jak z łupin człeka łuszcząc z dobrej manijery,
Gdy nie patrzy, kto czyni, lecz o co rzecz chodzi,
Wszystko zwie po imieniu: Piotr kradł, więc Piotr złodziej.
To prawda, lecz niegrzeczna, wyraz zbyt dosadnie.
Jakże to pięknie nazwać, kiedy Piotr ukradnie?
Można prawdę powiedzieć, ale tonem grzecznym:
Piotr się wsławił w rzemiośle trochę niebezpiecznym,
Piotr zażył, a nie swoje, kunsztownie pożyczył.
Zgoła tyle sposobów grzecznych będziesz liczył,
Tak fałsz będziesz uwieńczał, do prawdy sposobił, 
Że na to wreszcie wyjdzie: Piotr kradł, dobrze zrobił.
Fałsz grzeczny to styl dworów i moneta w kursie,
Wszędzie on się tam mieści, w dziełach i w dyskursie,
I choć na kształt liczmanów z siebie nic nie waży,
Nadali mu panowie walor do przedaży".
(bp Ignacy Krasicki, Satyra "Życie dworskie") 

       Obok rzymskiego systemu prawnego oraz etyki chrześcijańskiej opracowana przez Greków filozoficzna koncepcja obiektywnej prawdy jest trzecią kolumną, na której wspiera się gmach naszej zachodniej cywilizacji. Cóż to znaczy, że prawda jest obiektywna? Odpowiadam najprościej jak tylko potrafię: znaczy to tyle, że leży ona tam, gdzie leży, a nie tam, gdzie większość myśli, że leży. Gdyby więc pewnego dnia miało dojść do jakiegoś referendum i na kartach do głosowania na 1000 jego uczestników 999 odpowiedziałoby, że 2 + 2 = 5, a tylko jedna osoba, że 4, to właśnie ona wbrew wszystkiemu i wszystkim nie myliłaby się. Prawdy nie da się wymyślić, prawdę można jedynie odkryć, albo lepiej - prawdę można jedynie odkrywać. Skąd ta zmiana czasownikowej formy? Otóż droga dochodzenia do pełni prawdy jest nieskończona i nikomu nie da się jej posiąść w takim stopniu, aby mógł powiedzieć: poznałem ją całkowicie. Mówiąc Norwidem: ''Prawda się razem dochodzi i czeka''.
       Jej obiektywizm ma kapitalne znaczenie nie tylko dla filozofii, ale również dla teologii. Sam Chrystus powiedział przecież o sobie, że jest ''Drogą, Prawdą i Życiem'' (J XIV, 6). W oryginalnym, greckim tekście Ewangelii przed każdym z tych rzeczowników znajdziemy rodzajnik określony, który ukazuje jedyność w swoim rodzaju, niepowtarzalność, niemożność porównania jezusowej Drogi, jezusowej Prawdy i jezusowego Życia do żadnych innych, wymyślonych przez człowieka dróg, ''prawd'' i pomysłów na życie. Jest i więcej. W tej samej, janowej Ewangelii słyszymy o tym, że Prawda ma moc ''wyzwalania'' (J VIII, 32) i tylko dzięki jej poznaniu przestajemy być niewolnikami kłamstwa i stajemy się tymi, kim naprawdę jesteśmy.
       Teologia katolicka mówi o tym, że bez przyjęcia chrztu świętego nikt nie może być zbawionym (Sobór Trydencki, Dekret o sakramentach, kan. 5). Stwierdza jednak i to, że z łaski tego sakramentu ludzie mogą korzystać w trojaki sposób:
a) poprzez rzeczywiste przyjęcie chrztu z wody i Ducha Świętego;
b) przez oddanie swojego życia za Chrystusa, będąc faktycznie nieochrzczonym (chrzest krwi);
c) oraz poprzez chrzest pragnienia, czyli nawet ''nie jasno wyrażone'' pragnienie spotkania Boga, które wśród ludzi niewierzących, a odznaczających się ''dobrą wolą'', najczęściej przejawia się poprzez wytrwałe poszukiwanie prawdy.
       Chęć poznania obiektywnej prawdy niesie więc wraz z sobą tak potężny ''ładunek'' bożej łaski, że zdolny jest on otworzyć bramy nieba nawet przed człowiekiem nieochrzczonym. Lecz i odwrotnie, zaprzestanie poszukiwania prawdy, zawieranie z nią kompromisów albo, co jeszcze gorsze, czerpanie zysków z okłamywania innych lub nie mówienia prawdy wtedy, kiedy trzeba ją powiedzieć - odcina takiego człowieka od być może jego jedynej szansy na zbawienie i skazuje go tym samym na wieczną rozpacz. Takie prawdoburstwo jest szalenie niebezpieczne nie tylko dlatego, że przeczy stworzonemu przez Boga obiektywnemu porządkowi rzeczy, ale i z tego powodu, że staje się narzędziem w procesie tworzenia anty-rzeczywistość, pseudo-świata, w którym ludzie nie tylko nie mogą żyć autentycznie, ale również nie są w stanie podążać za prawdą, która przynosi im zbawienie.
       Strzec się kłamstwa pod każdą z jego postaci, nawet pod tą ''grzecznych fałszów'' z cytowanej satyry. Mówić otwarcie, że 2 i 2 to 4, że ''tak'' to tak, a ''nie'' to nie (Mt V, 37). Tylko takie świadectwo życia może zdemaskować i wstydliwie obnażyć ową fałszywą filozofię, która obstaje przy tym, że człowiek jest całkowicie niezdolny do poznania prawdy i że jedynym liczącym się kryterium w dokonywaniu wyborów może być tylko opinia większości. W świecie, w którym kłamstwo wynoszone jest na piedestały, w którym kładzie się je pełnymi garściami w oczy i uszy ''przeciętnych odbiorców i czytelników'' 24 godziny na dobę, trzeba nam, wierzącym w Chrystusa zdać sobie sprawę z wartości i mocy prawdy oraz z tego, że jakakolwiek próba zawarcia z nią kompromisu pociąga za sobą jedynie negatywne, tak doczesne jak i wieczne skutki.
Sedes sapientiae - ora pro nobis!

piątek, 9 marca 2012

Wyjątkowo deszczowy lipiec w Paryżu i ''straszni lefebryści'', czyli myśl o błądzeniu i znajdowaniu drogi

      Tak ulewnego lipca jak ten z 2011 roku nie pamiętali nawet najstarsi mieszkańcy Paryża. Deszcz, szarość nieba, a przede wszystkim niemożność realizacji ustalonych już od miesięcy planów przejścia wzdłuż i wszerz najciekawszych zakątków miasta wpływały przygnębiająco nie tylko na mnie, ale również na tysiące odwiedzających stolicę Francji turystów. Po dwóch tygodniach spędzonych w Prowansji kręciłem głową z niedowierzaniem - ''Zamienić upał i lawendowy zapach Jouques na stanie pod paryską rynną''.  Ehh ... je n'avais pas de la chance de gagner un séjour inoubliable.
       W liturgiczne wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel, pomimo ciężkich chmur nadal wiszących nad miastem uzbrojony w porzyczony od goszczącej mnie rodziny wielki, czarny parasol oraz przeciwdeszczową kurtkę wyruszyłem na podbój tej europejskiej metropolii. Pierwszym celem wyprawy było sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej - Notre-Dame-des-Victoires.
       Wzniesiona w pierwszej połowie XVII wieku klasycystyczna świątynia powstała jako votum wdzięczności króla Ludwika XIII, który po odniesieniu zwycięstwa nad protestanckimi wojskami w bitwie pod La Rochelle nie tylko zdecydował się sfinansować jej budowę, ale też własnymi rękami położył pod nią węgielny kamień. 
       Sama jednak historia tego pięknego miejsca nie jest aż tak ciekawa jak przygody, które mnie spotkały, kiedy chciałem do niego dotrzeć. Otóż, gdy tylko wysiadłem z metra (linia 1, przystanek Palais Royal Musée du Louvre) spytałem się pierwszego napotkanego przechodnia o to ''Gdzie się znajduje kościół Notre-Dame-des-Victoires?'' Starszy, dobrze ubrany pan zatrzymał się i z uśmiechem na twarzy wskazał mi drogę, dodając, że ''dalej trzeba będzie dopytać''. Po przejściu około 500 metrów wstąpiłem do przydrożnego baru zadając to samo pytanie, ale tu ku mojemu zdziwieniu zostałem skierowany ... w stronę, z której dopiero co przyszedłem. Wierzcie mi albo nie, przez około godzinę krążyłem od Place de la Concorde aż do gmachu Opery i żaden z około dwudziestu zapytanych przeze mnie przechodniów, wliczając taksówkarza, nie potrafił mi wskazać drogi do kościoła. Sytuacja robiła się doprawdy nerwowa ponieważ za niespełna kwadrans miałem zacząć odprawiać Mszę świętą, a wciąż stałem po środku drogi oglądając się za kimś kogo mógłbym zapytać: ''Excusez-moi! Pourriez-vous me dire ou se trouve l'église Notre-Dame-des-Victoires?'' Bliski zwątpienia, kiedy duża wskazówka zegarka przekroczyła już ''dziesiątkę'', wbiegłem do jednego ze sklepów z odzieżą i zdyszanym głosem zadałem po raz nie wiem który to samo pytanie. Młoda ekspedientka z sympatią spojrzała na mnie i po chwili namysłu dźwięcznym tonem odparła: ''Ce ne pas loin d'ici, monsieur!''. W tym samym czasie jej wyciągnięta ręka wskazała mi kamienny krzyż, który wyłaniał się ponad okolicznymi dachami. Skłoniłem grzecznie głowę i już chcąc się odwrócić, aby biec czym prędzej na rozpoczynającą się lada chwilę Eucharystię, jakgdyby z radości, że oto mogę złożyć kolejne zdanie w tym jakże pięknym i jakże trudnym języku dodałem: ''Merci beaucoup, mademoiselle! C'est un votre église paroissiale?''. ''Non! - rzekła z uśmiechem - Je fréquente Saint-Nicolas-du-Chardonnet''.
       We Mszy świętej ku czci Matki Bożej Królowej Karmelu uczestniczyło ponad 200 osób, z których co ciekawe może jedynie 10% było Europejczykami. Cały kościół w zdecydowanej większości wypełnili Afrykańczycy, Azjaci oraz Latynosi. Po zakończonej celebrze udałem się na dalszy spacer po mieści i wtedy dotarły do mnie słowa powiedziane przez dziewczynę z butiku: Saint-Nicolas-du-Chardonnet! - toż to kościół Bractwa św. Piusa X, toż to przecież kościół tych ''strasznych lefebrystów''!!! Zaraz zaraz, wyciągnąłem przewodnik, ale jak tam trafić?
       Saint-Nicolas-du-Chardonnet. Z butami przemoczonymi do imentu, po całym dniu spacerów pod dziurawym niebem Paryża, wszedłem najciszej jak tylko potrafię do kościoła, kiedy właśnie kończyła się Msza Święta. I tu, ku mojemu zdziwieniu, spostrzegłem jakże inny obraz od tego z porannej Euchrystii w Notre-Dame-des-Victoires. Otóż w światyni modliło się około 100 osób, z których tylko jedna była innego niż biały koloru skóry. 
       Zostałem tam dłuższą chwilę. Spacerując po głównej i po bocznych nawach mogłem podziwiać barokowe malunki Charles'a Le Bruna, ale też przyjrzeć się nieco ludziom, z których wielu zostało w świątyni nadal się modląc po zakończonym nabożeństwie. Inny jeszcze szczegół wewnętrznego ''wystroju'' przykuł moją uwagę. Przy głównych drzwiach, na dwóch dużych rozmiarów tablicach wywieszone były dziesiątki jeśli nie setki ofert pracy i wzajemnej wakacyjnej pomocy - namacalne dowody kryzysu gospodarczego.
       Nadszedł czas by wracać do znajomych. Uklęknąłem przed postawioną na bocznym ołtarzu figurą Matki Bożej Fatimskiej i zapaliłem przed nią świeczkę w intencji jedności Kościoła. Wtem, z tego modlitewnego nastroju wyrwał mnie dziwny hałas - szybki tupot butów równie przemoczonych jak moje po kościelnej posadzce. Była to trójka dzieci, dwie dziewczynki i chłopiec, które klękając przed tą samą statułą wyciągnęły z kieszeni różańce i rozpoczęły swą modlitwę słowami: ''Nous allons offrir cette prière pour notre Très Saint-Père le Pape Benoît XVI!''
       Jedność Kościoła - pomyślałem. Być może trzeba nam wszystkim jeszcze trochę pokręcić się od Place de la Concorde do gmachu Opery, aby znaleźć wspólną drogę do Notre-Dame-des-Victoires.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!

wtorek, 6 marca 2012

Nowe liturgiczne pięć groszy, czyli myśl o teologicznym bogactwie modlitw Mszału św. Piusa V

        ''Lex orandi lex credendi'' (Treści zawarte w modlitwach są wyrazem naszej wiary). To tradycyjne kryterium nie tylko leży u podstaw całego kultu liturgicznego Kościoła, ale przedstawia go również jako źródło bożego objawienia, jako integralną część depozytu wiary. Z tego to powodu katolickich dogmatów szukać należy nie tylko w Piśmie świętym oraz w wypowiedziach Urzędu Nauczycielskiego, lecz również w treściach liturgicznych modlitw.
      Według katolickiej nauki każda Msza święta jest Ofiarą, jest bezkrwawym ponowieniem (uobecnieniem) krwawej Ofiary Wielkiego Piątku. Innymi słowy można powiedzieć, że za każdym razem kiedy jest Ona sprawowana uczestniczyć możemy w ''na nowo dla nas uobecnionych'' misteriach Chrystusowej Męki i Zmartwychwstania, w misteriach, które dają nam możliwość skorzystania z konkretnych, wysłużonych nam przez Zbawiciela łask. Jakie to łaski? ''Lex orandi lex credendi'' - zajrzyjmy do Mszału św. Piusa V. 
Dzięki ofierze Mszy świętej:
1. Oczyszczamy się wewnętrznie (I Niedziela Adwentu);
2. Spełniają się boże tajemnice i dokonuje się w nas dzieło zbawienia (III Niedziela Adwentu);
3. Utwierdzamy się w bożej służbie  (IV Niedziela Adwentu);
4. Otrzymujemy udział w bóstwie Chrystusa (Boże Narodzenie, Msza w nocy);
5. Dana jest nam łaska pobożnego służenia Bogu (Niedziela w oktawie Bożego Narodzenia);
6. Przywracana jest nam pierwotna niewinność (Święto św. Szczepana);
7. Dokonuje się nasze wyzwolenie (Święto św. Jana Ewangelisty);
8. Otrzymujemy przebaczenie grzechów (Święto Młodzianków);
9. Rodziny otrzymują potrzebne im łaski (Uroczystość Świętej Rodziny);
10. Mamy życie (I Niedziela po Objawieniu);
11. Jesteśmy oczyszczani wewnętrzenie i zachowani od zła wszelkiego (IV Niedzela po Objawieniu)
12. Nasze serca są właściwie prowadzone (V Niedziela po Objawieniu);
13. Mogą być wysłuchane nasze modlitwy (Niedziela Siedemdziesiątnicy);
14. Oczyszczają się dusza i ciało (Niedziela Pięćdziesiątnicy);
15. Jesteśmy zjednoczeni (Piątek po Popielcu);
16. Otrzymujemy ochronę przed niebezpieczeństwami życia (Wtorek po I Niedzieli Wielkiego Postu);
17. Stajemy się godni bożej opieki (Poniedziałek po II Niedzieli Wielkiego Postu);
18. Wzrasta w nas łaska (Środa po II Niedzieli Wielkiego Postu);
19. Możemy godnie złożyć Bogu Ofiarę (III Niedziela Wielkiego Postu);
20. Nasza natura powstrzymuje się od wykroczeń (Wtorek po III Niedzieli Wielkiego Postu);
21. Dane jest nam lekarstwo, które strzeże nas od potępienia (Czwartek IV Niedzieli Wielkiego Postu);
22. Zostajemy obdarzeni stałą bożą łaskawością (Piątek po IV Niedzieli Wielkiego Postu);
23. Nasza zbuntowana wola wraca do Boga (Sobota IV Niedzieli Wielkiego Postu);
24. Uwalniani jesteśmy od wad (I Niedziela Męki Pańskiej);
25. Otrzymujemy nadzieję na uczestnictwo w dobrach niebieskich (Wtorek po I Niedzieli Męki Pańskiej);
26. Udzielana jest nam pomoc w życiu doczesnym i sakrament życia wiecznego (Czwartek po I Niedzieli Wielkiego Postu);
27. Poskramiane są nasze ziemskie pragnienia (III Niedziela Wielkanocy);
28. Oczyszczają się nasze serca chwałą Ducha Świętego (Wigilia Uroczystości Zesłania Ducha Św.);
29. Stajemy się godnymi uczestnictwa w świętych misteriach (Wtorek w oktawie Zesłania Ducha Św.);
30. Składamy zadośćuczynienie za nasze grzechy (Uroczytsość Najświętszego Serca Pana Jezusa);
31. Pan Bóg zostaje przejednany, a nasza oporna wola zwraca się ku Niemu (IV Niedziela po Zesłaniu Ducha Św.);
32. Jesteśmy chronieni od diabelskich ataków (XV Niedziela po Zesłaniu Ducha Św.);
33. Uwalniani od grzechów przeszłych i przyszłych (XVII Niedziela po Zesłaniu Ducha Św.);
34. Wzrasta w nas chęć ofiarowania się Bogu (Sobota XVII Niedzieli po Zesłania Ducha Św.);
35. Otrzymujemy zdrowie duszy (XXI Niedziela po Zesłaniu Ducha Św.);
36. Jesteśmy otaczani nieustanną bożą opieką (Wsp. św. Mikołaja);
37. I leczeni z ran grzechu (Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP);
38. Uzyskujemy pomoc w ucisku (Wsp. św. Łucji);
39. Otrzymujemy modlitewne wsparcie świętych (Wsp. św. Agnieszki);
40. Oraz siły by iść drogą przykazań (Wsp. św. Kazimierza);
41. Wyjednuje się odpuszczenie win całego świata (Wsp. św. Grzegorza Wielkiego);
42. Orędują za nami aniołowie (Wsp. św. Gabriela Archanioła);
43. Stajemy się miłymi Bogu (Święto św. Marka Ewangelisty);
44. Otrzymujemy zadatek (pełnej) jedności i pokoju (Wsp. św Józefa Robotnika);
45.  Nasza ludzka natura jest chroniona od wszelkich przeciwności (Wsp. św. Zygmunta);
46. Napełniamy się radością (Wsp. śś. Aleksandra, Ewencjusza i Teodula);
47. Stajemy się wdzięcznym darem dla Boga (NMP Pośredniczki Wszelkich Łask);
48. Chronieni jesteśmy od złych zdarzeń (Święto śś. Apostołów Filipa i Jakuba);
49. Rozpala się w nas ogień miłości (Wsp. św. Jana Nepomucena);
50. Zbłąkane owce mogą wrócić do prawdziwej owczarni (Wsp. św. Augustyna z Canterbury);
51. Możemy osiągnąć pokój, a w przyszłości chwałę (Święto NMP Królowej);
52. Odnosimy duchowe zwycięstwa (Wsp. śś. Bazylidesa, Cyryna i Nabora);
53. Otrzymujemy pomoc i obronę w chwili naszej śmierci (Wsp. św. Kamila de Lellis);
54. Umiera w nas stary, a rodzi się nowy człowiek (Wsp. św. Hieronima Emiliani);
55. Napełniamy się rozkoszami nieba (Wsp. Św. Kingi);
56. Dzięki uczestnictwu we Mszy świętej za przyczyną błogosławionej Dziewicy Maryi otrzymujemy wieczne i doczesne szczęście oraz pokój (Msza ''Salve, Sancta Parens''). 
        Oto ile łask spływa na nas za każdym razem kiedy uczestniczymy we Mszy Świętej!
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!

piątek, 2 marca 2012

O rozterkach proroka Ezdrasza, czyli wielkopostna myśl o cierpieniu

       Zacznę tę wielkopostną myśl od przeprosin wszystkich osób chorych, starszych, niosących na co dzień krzyże swoich bolesnych doświadczeń. Wybaczcie mi, że ja, człowiek młody i zdrowy ośmielam się zabierać głos w sprawach, które nigdy nie były i póki co nie są moim udziałem. Przepraszam Was, że piszę o cierpieniu.
        Doświadczenie cierpienia. Na pytanie po co człowiek cierpi nie ma dobrej odpowiedzi. Cierpienie jest tajemnicą (misterium) i wszelkie próby jego zgłębienia na niewiele, jeśli nie na nic nam się nie zdadzą. Stawianie pytań jest jednak częścią ludzkiej natury i dlatego ilekroć słyszymy, że któraś z bliskich lub znajomych nam osób uległa jakiemuś wypadkowi, poważnie zachorowała lub w naszym mniemaniu, przedwcześnie odeszła z tego świata w głowach zaczynają kołatać się nam znaki zapytania, które nie tylko wystawiają na próbę wiarę w dobrego, miłosiernego i sprawiedliwego Boga, ale podważają i sam sens ludzkiego życia tu na ziemi. 
       Dlaczego? To ogromne zło skąd się ono bierze? Skąd na świecie tyle niezawinionego cierpienia? Co decyduje o tym, że ''się żyje, gdy umarło tylu''? Jaki czynnik? Jaka gwiazda? Układ linii na dłoni? Zwykły przypadek? Dlaczego Bóg pozwala na to, aby cierpiały niewinne istoty? Dlaczego w swej wszechmocy nie interweniuje, by położyć temu kres?
       Pewnego dnia przed prorokiem Ezdraszem stanął Anioł, który otrzymał polecenie od Boga, aby odpowiedzieć świętemu mężowi na wszystkie pytania, jakie ten będzie chciał mu zadać. Ezdrasz pytał więc Anioła o losy Narodu wybranego, o grzech, o oczekiwanego Mesjasza, o zbawienie, które ma On przynieść. Na sam koniec ich rozmowy prorok odważył zapytać się bożego posłańca o sens cierpienia. Usłyszał taką oto odpowiedź: ''Jesteś przejęty wstrętem na widok tego świata i chcesz zrozumieć zagadki Najwyższego? Tak Panie mój  - powiedział prorok. Anioł rzekł: Zostałem posłany, aby zadać ci trzy zagadki, by przedstawić trzy przypowieści. Jeśli rozwiążesz jedną z nich, wyjaśnię Ci zagadkę, którą chcesz poznać i wytłumaczę ci skąd bierze się cierpienie. Ezdrasz odpowiedział: Mów, Panie mój! I rzekł anioł: Zważ mi trochę ognia, odmierz miarę wiatru albo przywołaj z powrotem dzień, który minął. Prorok odpowiedział: Któż ze śmiertelnych mógłby uczynić coś z tego, czego ode mnie żądasz? A wysłannik Boga odparł: Jeśli nie możesz poznać tego, co jest bliskie, w jaki sposób twój słaby umysł zdołałby uchwycić tajemnicę Najwyższego? Jak ziemia została dana drzewom, a morze jego falom, podobnie i mieszkańcy ziemi mogą zrozumieć rzeczywistość ziemską, podczas gdy Ten, który jest ponad niebem rozumie rzeczywistość nieba. Ezdrasz zapytał ponownie podnosząc wzrok na anioła: Pytam Cię zatem, Panie, po co dałeś mi rozum do myślenia? Nie chciałem Cię wypytywać o Twoje tajemnice spod nieba, lecz o to, co nas spotyka codziennie. Dlaczego Izrael został wydany na łup poganom? Dlaczego lud, który kochasz, został wydany narodom bezbożnym? Czy unieważniłeś Przymierze i Twój Testament zawarty na piśmie? Znikamy ze świata jak szarańcza, życie nasze to lęk i cierpienie i nie jesteśmy godni dostąpić miłosierdzia. Co jednak uczynisz, Panie, dla imienia Twego, które wzywane jest nad nami? O to Cię pytałem! I odrzekł anioł do Ezdrasza: Jeśli będziesz gorliwie dochodził nie raz się sobie zdziwisz. Ten świat przemija szybko, nie jest bowiem w stanie udźwignąć tego, co Bóg obiecał sprawiedliwym w czasie ostatecznym - gdyż świat ten jest pełen bezprawia, cierpienia i słabości. A co do tego, o co mnie pytasz: zło zostało wprawdzie zasiane, lecz jeszcze nie nadeszła pora, żeby je wyrwać. Ziarno zasiewu zła zostało bowiem zasiane na początku w sercu Adama, a ileż zbrodni wydało aż do dzisiaj i wyda jeszcze zanim przyjdą żniwa! Sam więc policz: jeżeli ziarno zła wydało tyle owoców zbrodni i cierpienia, jakże ogromne plony wydadzą kłosy dobra kiedy wreszcie zostaną zebrane! Odpowiedział Ezdrasz: W jaki sposób i kiedy się to stanie? Bo nasze życie trwa krótko i pełne jest bólu i udręki. I odrzekł mu Anioł: Ezdraszu! Nie śpiesz się bardziej niż sam Najwyższy...''.
       Myśląc o bolesnych doświadczeniach choroby, śmierci i rozłąki, zadając sobie po raz kolejny pytanie: ''Dlaczego się cierpi?'' musimy pogodzić się z tym, że pewnego dnia może przyjść na nas coś, czego nie będziemy potrafili pojąć, coś czego nie będziemy mogli zrozumieć, albo, że będziemy zmuszeni do zrobienia czegoś, co będzie dla nas bardzo trudne i niezrozumiałe. Staniemy wtedy przed wyborem z punktu widzenia naszej wiary fundamentalnym i albo odrzucimy cierpienie buntując się przeciw wyrokom Najwyższego, albo je zaakceptujemy, spotkamy w nim Boga i pozwolimy Jemu samemu działać w nas przez nie, wiedząc o tym, że jedno ''Ave Maria'' w ustach cierpiącego człowieka potrafi wyludnić cały Czyściec.
W godzinie śmierci Zbawiciela na krzyżu - Salus Infirmorum - ora pro nobis!