+JMJ
Głównym przesłaniem duchowym
dzisiejszej Ewangelii jest wezwanie do okazywania sprytu w sferze duchowej, tak
jak to zwykliśmy czynić w zabieganiu o sprawy materialne. Dla dobrego
zrozumienia tej przypowieści trzeba podkreślić, że Pan Jezus nie gloryfikuje w
niej nieuczciwości człowieka, ale pochwala jego zachowanie, że ten znalazłszy
się w tarapatach, zamiast opuścić ręce, zaczął szukać korzystnego dla siebie
rozwiązania. Tak mamy czynić i my sami w sprawach duchowych/ Chciałbym jednak, moi Drodzy,
poświęcić tę homilię innemu tematowi, który również wypływa z dzisiejszej
Ewangelii, mam tu na myśli podejście chrześcijanina do pieniądza, do spraw
materialnych.
Zacznę to rozważanie od
pewnego wydarzenia, które miało miejsce w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w
Chicago w 1923 r. Wówczas to w jednym z ekskluzywnych hoteli tego miasta odbyło
się spotkanie dziewięciu najbogatszych biznesmenów ówczesnej Ameryki:
- prezydenta największej amerykańskiej kompanii
produkującej stal;
- prezydenta największej firmy usług komunalnych;
- największego wydobywcy ropy naftowej;
- największego inwestora na rynku zbożowym;
- prezydenta nowojorskiej giełdy na Wall Street;
- najbogatszego jej maklera;
- właściciela jednego z nowojorskich banków;
- członka gabinetu prezydenta Stanów Zjednoczonych i
jeszcze jednego, obrzydliwie bogatego finansisty.
Spotkanie to było okazją do
świętowania ich sukcesów oraz planowania przyszłych wspólnych inwestycji, które
jeszcze bardziej miały pomnożyć ich majątki. Spójrzmy jednak w ich życiorysy. Zobaczmy,
co się stało z tymi ludźmi w przeciągu następnych dwudziestu pięciu lat.
- właściciel firmy produkującej stal stracił cały majątek i
zmarł jako bankrut;
- właściciel firmy usług komunalnych zakończył swe życie
pobierając zasiłek dla bezrobotnych;
- największy wydobywca ropy naftowej zmarł w szpitalu dla
psychicznie chorych;
- największy inwestor z Wall Street oraz doradca prezydenta
trafili do więzienia;
- prezydent Banku oraz prezydent giełdy odebrali sobie
życie;
- a najbogatszy handlarz zbożem umarł bez grosza przy
duszy.
Ostatni z
nich, ów obrzydliwie bogaty finansista, niejaki Jesse Livermore, mając jeszcze
na swoim koncie niewyobrażalną, jak na ówczesne czasy, fortunę kilku milionów
dolarów również popełnił samobójstwo. Nim to jednak uczynił, zdążył napisać
krótki list adresowany do żony. Pisał w nim takie oto słowa: „Droga Nino! Nie daję rady!
Jest mi źle. Jestem zmęczony walką i nie mogę tego więcej unieść. To jedyne
wyjście. Nie jestem godny Twojej miłości. Jestem nieudacznikiem. Naprawdę jest
mi przykro, ale to dla mnie jedyne wyjście. Kocham Cię!”.
Po przytoczeniu tej pouczającej
historii przejdźmy do tego, co mówi zdrowa katolicka doktryna o posiadaniu
własności:
Po pierwsze wolą Bożą jest
to, abyśmy, jak mówi Księga Rodzaju, „czynili sobie ziemię poddaną”. Jesteśmy
zatem przez Boga zachęcani, jesteśmy przez Niego wezwani do podnoszenia swoich
kwalifikacji, do bogacenia się w uczciwy sposób i do wspinania się po
szczeblach kariery zawodowej. Mamy sobie czynić ziemię poddaną. Bóg chce, jeśli
tylko takie jest nasze powołanie, byśmy posiadali dobra materialne, gdyż tylko
wówczas możliwym jest to, że będziemy mogli dzielić się nimi z tymi, którzy są
od nas biedniejsi.
Ludzie, którzy stoją poza
Kościołem, a niekiedy i my sami wierzący wpadamy w pułapkę myślenia, że
porządny katolik powinien być ubogi oraz że posiadanie pieniądza sam w sobie to
coś grzesznego. Wpadamy w pułapkę, że lepiej jest nie mieć pieniędzy, niż je
mieć.
No tak, tyle tylko, że idąc
tym tokiem myślenia, godzimy się na używanie naszych pieniędzy przez inne
osoby, chociażby w sferach rządzących, które niekoniecznie muszą mieć te same
co my ideały. Mówiąc wprost, moi Drodzy, zabrane nam pieniądze służą bardzo
często odgórnemu wprowadzaniu programów szkolnych narzucających zupełnie
niechrześcijański sposób życia, służą promocji dewiacji i temu wszystkiemu, co
Jan Amos Komeński XVII-wieczny czeski myśliciel, nota bene patron jednego z europejskich programów edukacyjnych –
Comeniusa, nazywał: „Terrible opus reformationis mundi” – straszliwym dziełem
zreformowania świata. Na tę reformę, na burzenie cywilizacji łacińskiej
potrzebne są pieniądze, stąd aktem kontrrewolucji w działaniu katolickim
powinno być ni mniej, ni więcej jak bogacenie się, dawanie świadectwa swojej
uczciwości w posługiwaniu się nimi, i przekazywanie części zarobionych przez
siebie pieniędzy na zbożne cele. W swojej nauce, w Ewangelii
Jezus wcale nie mówi, że Jego uczniowie mają żyć poniżej przeciętnej, że mają
jeździć zdezelowanymi samochodami, że mają kupować najtańsze produkty
żywnościowe i mieszkać w kawalerkach. Ewangelia uczy nas przede wszystkim tego,
że pieniądze nie mają odgrywać najważniejszej roli w naszym życiu, że mają one
nam służyć w realizowanie najważniejszego celu, jakim jest zbawienie duszy i
troska o zbawienie innych.
Bycie chrześcijaninem
oznacza również staranie się o odniesienie sukcesu tu na ziemi, oznacza
pomnażanie talentów i niemarnowanie okazji do czynienia dobra. A miernikiem,
probierzem mojego zdrowego podejścia do pieniędzy, mojego panowania nad tym
wymiarem duchowości jest pytanie: „Co ja robię z pieniędzmi?” Czy aby
przypadkiem posiadane przeze mnie dobra materialne nie zamykają mnie w
egoizmie, czy nie jestem niewolnikiem posiadania, czy wprost przeciwnie ubogacają
mnie wewnętrznie i otwierają na bliższą zażyłość z Bogiem i bliźnim. Amen.