czwartek, 23 września 2010

W pewną nieokrągłą rocznicę

        Pod koniec lipca, na kilkanaście dni przed moim powrotem ze Stanów Zjednoczonych do Polski zostałem poproszony przez jednego z amerykańskich proboszczów, abym zastąpił go na jego parafii. Tak też się stało. Codziennie odprawiałem Mszę Świętą, długimi godzinami przygotowywałem kilkuminutowe kazania, a ponadto znajdowałem czas na spotkania z Polonusami i zwiedzanie okolicy (raz udało mi się nawet trafić do jednej z wiosek Amiszów). Po powrocie ze swojego wyjazdu fr. Danny powiedział: <<Oh it's good to see you again! Tomorrow I'm gonna show you our seminary! Are you in?>>. <<Yes, I am>> - odpowiedziałem i pojechaliśmy...
        Zaraz po zatrzymaniu się na parkingu moim oczom ukazały się ogromne przestrzenie idealnie przyciętej trawy. Gdyby nie budynki, które raz po raz wynurzały się z tego oceanu zieleni pomyślałbym, że fr. Danny zażartował ze mnie i zawiózł mnie na jedno z golfowych pól, których w tamtych stronach było bardzo wiele. Zwiedziliśmy znakomicie wyposażoną, seminaryjną bibliotekę, zobaczyliśmy komfortowe pokoje, w których mieszkają studenci, weszliśmy do czterech czy pięciu pomieszczeń, które miały spełniać funkcję kaplic, (jak one wyglądały opowiem Wam kiedy indziej), a na koniec stanęliśmy w długim korytarzu, do którego ścian poprzywieszane były tableaux ze zdjęciami kapłanów-absolwentów tej uczelni. <<These guys were ordained with me>> - powiedział mój przewodnik, wskazując na zdjęcia dwudziestu pięciu ubranych w czarne garnitury młodzieńców, nad głowami których jak topór kata zawisł napis: A.D.1968.
        <<Are they all priests?>> - zapytałem z ciekawości, mając w pamięci wydarzenia, które wstrząsnęły wówczas światem i Kościołem. Fr. Danny wzruszył ramionami, i mierząc palcem prosto w nosy swoich przyjaciół rozpoczął najsmutniejszą opowieść o kapłaństwie jaką kiedykolwiek słyszałem. He left the priesthood, left the priesthood, left the priesthood, got in serious trouble, left the priesthood, got married with a nun and left the priesthood, left the priesthood, died, got in serious trouble, died, left the priesthood, joined partisans in Philippines and died in the jungle... .
        Z dwudziestu pięciu księży wyświęconych dla tej diecezji w 1968 roku, z dwudziestu pięciu bożych powołań, z dwudziestu pięciu pragnień służenia Bogu i człowiekowi do dziś ostało się zaledwie siedem. <<It got even worst later>> - dodał fr. Danny i ze spuszczoną głową skręcił w stronę wyjścia. Kiedy mijaliśmy ostatnią z tych tablic opatrzoną datą A.D. 1989 spostrzegłem, że było na niej już tylko pięć zdjęć. Tych pięciu neoprezbiterów, pochodziło z trzech różnych diecezji.
        Co się stało? Czy tak musiało być? Czy Dobry Bóg, który jest Początkiem i Końcem, Alfą i Omegą, do Którego należy czas i wieczność wyjął spod swego panowania te wszystkie lata? Czym da się wytłumaczyć te dziesiątki tysięcy odejść ze stanu kapłańskiego i ze zgromadzeń zakonnych, które miały miejsce w tamtym okresie? Jaka jest prawda o NON A.D.1968? Zastanawiam się i nie potrafię znaleźć odpowiedzi na te pytania. To pewne, że będę ich szukał. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, aby w obliczu tych samych diabelskich pokus nie popełnić identycznych błędów, i na złość Złemu nie dać się nabrać na jego oklepane numery. I po drugie, by zawsze pamiętać, że "skarb ten przechowujemy w naczyniach glinianych, aby z Boga była ta przeogromna moc a nie z nas" (2 Kor IV, 7).
Tą garścią myśli chciałem się podzielić z Wami w jedenastą rocznicę mojego wstąpienia do Seminarium Duchownego.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz