poniedziałek, 17 lutego 2014

Liturgia jako klucz do reformy całego Kościoła, czyli myśl o teologii Benedykta XVI

Ecclesia semper reformanda - pomimo tego, że hasło to swymi korzeniami wyrasta z teologii protestanckiej, to dobrze oddaje ideę nieustannej potrzeby troski wiernych o Kościół. Kościół bowiem zawsze potrzebuje reformy, zmiany na lepsze i nawrócenia. Tak na poziomie indywidualnym, gdzie każdy z wierzących powinien dążyć do wyzbycia się z własnego egoizmu i grzechu, jak też na poziomie wspólnotowym i instytucjonalnym, poprzez, jak to pięknie wyraził papież Pius X „instraurare omnia in Christo” (odnowienie wszystkiego w Chrystusie). Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat Kościół katolicki został poddany różnego rodzaju reformom mającym na celu bardziej owocne głoszenie Ewangelii oraz sprawniejsze Jego funkcjonowanie. Najpierw Paweł VI chciał dopasować jego zmienną strukturę i liturgię do mentalności człowieka przełomu lat 60 i 70-tych. Bł. Jan Paweł II starał się wyhamować proces przedkładania tego, co horyzontalne nad to, co wertykalne, podejmując próbę reformy w duchu wierności niezmiennemu nauczaniu Kościoła (Encykliki Fides et ratio, Evangelium vitae, Ecclesia in Eucharistia, Deklaracja Dominus Iesus) oraz poszukiwania nowych sposobów głoszenia Ewangelii. Benedykt XVI poszedł o krok dalej podkreślając, że tak w przestrzeni liturgicznej, jak i w dogmatyczno-moralnej: „to, co poprzednie pokolenia uważały za święte, świętym i wielkim pozostaje także dla nas”. Na papieski ołtarz powrócił krzyż, komunię świętą można było otrzymać jedynie na klęcząco, a z oficjalnego kościelnego słownika zniknęły terminy „Magisterium przed i posoborowe”. Papież Franciszek natomiast rozpoczął tę reformę od głoszenia spontanicznych kazań, przeprowadzki do Domu św. Marty i ... zmiany obuwia. Jeśli Pan Bóg da nam pożyć zobaczymy, jakie efekty przyniesie i ta próba.
Dlaczego reformę Kościoła, podczas swego pontyfikatu Benedykt postanowił rozpocząć właśnie od liturgii? Odpowiedź na to pytanie, jak mi się wydaje, znajdziemy w jego słowach z listu skierowanego do biskupów po zniesieniu ekskomuniki ciążącej na czterech hierarchach Bractwa Św. Piusa X. Papież pisał w nim takie oto słowa:

„W naszej epoce, kiedy na wielkich obszarach ziemi istnieje zagrożenie, że wiara zgaśnie niczym niepodsycany ogień, najważniejszym z priorytetów jest uobecniać Boga w tym świecie i otwierać ludziom przystęp do Niego. Nie do jakiegokolwiek boga, ale do tego Boga, który przemówił na Synaju; do tego Boga, którego oblicze rozpoznajemy w miłości aż do końca, w Jezusie Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym”.

Ten przystęp do Boga realizuje się – według myśli Benedykta – przede wszystkim w przestrzeni liturgicznej, gdzie jest obecny „Ten, który jest”, Ten, który działa cuda mocą Swej miłości i Swej uświęcającej łaski. W tym znaczeniu uczestnictwo w liturgii nie jest czymś, co zależy od nas, od ludzi, ale jest dziełem Przenajświętszej Trójcy, w którym dokonuje się proces naszej diwinizacji (napełnienia się Bogiem), czyli naszego uchrystusowienia. Wynikiem tego procesu jest i czynnik kościelno-twórczy, liturgia bowiem sprawia, że „jednocząc się ze wszystkimi chórami aniołów i świętych w niebie” gromadzimy się w „jednym, świętym, powszechnym i apostolskim Kościele”. Jej fundamentem nie jest więc relatywizm, który nie pozwala celebrować Mszy Św. dwa razy w ten sam sposób, nie jest bardziej lub mniej poważna liturgiczna kreatywność (komentarze, nowe prefacje i modlitwy eucharystyczne, itd.). Eklezjalna, soteriologiczna i w konsekwencji eschatologiczna „skuteczność” liturgii nie jest także rezultatem uwolnienia się od rubryk, od aspektu prawnego, ale jest ona owocem odkrycia tego, co w liturgii jest niezmienne, czyli tego, co pochodzi z prawa bożego.
Mówienie o prawie bożym, o ius divinum, to w najprostszych słowach mówienie o właściwej relacji pomiędzy Bogiem, a jego stworzeniem, a w sposób szczególny pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Tą właściwą relację opisują następujące terminy: miłość, z jaką odpowiadamy na uczucie Tego, który umiłował nas jako pierwszy (1 J 4,10), wdzięczność za Jego dzieło zbawienia, a w sposób szczególny za mękę, śmierć i zmartwychwstanie Jego Syna, ale również, wyraża się ona w posłuszeństwie normom liturgicznym, w wiernym wypełnianiu przepisów bożych, jak i tych ustanowionych przez Kościół. Właśnie z tego powodu żaden gest i znak liturgiczny nie może być dobrowolnie zmieniany ani przez szafarza, ani przez wspólnotę, ponieważ nikt, nawet papież nie może dowolnie modyfikować liturgii, za wyjątkiem sytuacji, w których - jak pisze Benedykt - "czyni to w duchu posłuszeństwa wiary i w religijnym szacunku dla misterium". 
Oto właściwy duch liturgii, który jest zarazem jedynym kluczem do skutecznej reformy Kościoła. Ukrócić nasz egoizm poprzez przyznanie się do własnych błędów i pozwolić działać Bogu tam, gdzie jest On obecny "prawdziwie, rzeczywiście i substancjalnie". Po pierwsze, po drugie i po trzecie - nie przeszkadzać Chrystusowi. Trzeba nam porzucić mylne mniemania o liturgii, odejść od postawy, która rozpanoszyła się w wielu lokalnych kościołach, a która zachowując słowa konsekracji poddaje pod wolny osąd celebransa niemalże cały przebieg liturgicznej akcji. Ta godna pożałowania sytuacja spowodowała, że papieże Jana Pawła II i Benedykta XVI musieli zabierać głos w obronie tego, co Kościół ma Najświętsze przed „praktykami nie do zaakceptowania” (Ecclesia de Eucharistia) i „trudnymi do zniesienia deformacjami” (Summorum Pontificum). Liturgie niegodne bożego majestatu, liturgie pokaleczone ludzkim egoizmem, mentalnością antropocentryczną, a czasami i zwyczajną głupotą, zamiast wznosić nasze serca do Pana, tak naprawdę okradają nas z Jego obecności, miłości i łaski, stając się w konsekwencji ukrytą formą apostazji.
Kościół może więc zreformować tylko Pan Bóg pod warunkiem okazania przez nas Jego majestatowi należytej czci i szacunku. Każda inna próba zmiany lub naprawy czegokolwiek bez uwzględniania tego czynnika skazana jest na niepowodzenie. I taką właśnie naukę przez osiem lat swego pontyfikatu chciał nam przekazać papież Benedykt XVI.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis! 

piątek, 7 lutego 2014

Strażnik wiary, czyli myśl o kard. Giuseppe Siri

       "Kto wchodzi na konklawe papieżem wychodzi kardynałem" - w przypadku metropolity Genui, kard. Giuseppe Siri to stare rzymskie powiedzenie okazało się prawdziwe aż ... czterokrotnie !!! I w 1958, i w 1963, i dwa razy w 1978 r. jego nazwisko pojawiało się wśród papabili budząc entuzjazm i nadzieję wśród konserwatywnych katolików oraz niepokój postępowych reformatorów. Duch Święty miał jednak względem niego i całego Kościoła inne plany.
       Ten, jak go charakteryzuje włoska Wikipedia: "przekonany obrońca tradycji liturgicznej i doktrynalnej Kościoła oraz przeciwnik ideologii totalitarnych XX w., które uważał za nie do pogodzenia z katolicką wiarą" przyszedł na świat 20 maja 1906 r. Osobiste zdolności połączone z wielką pracowitością, dobrą tomistyczną formacją i docenianym także przez jego przeciwników świadectwem świętości życia spowodowały, że został on dostrzeżony przez papieża Piusa XII, który podobno chciał go uczynić Sekretarzem Stanu. Jednak bardziej niż dyplomacja, czy praca w rzymskiej Kurii Siriego pociągało duszpasterstwo. Szybko awansuje. W wieku zaledwie 38 lat zostaje mianowany biskupem pomocniczym (jest najmłodszy we włoskim episkopacie), dwa lata później papa Pacelli powierza mu metropolię Genui, a w 1953 r. wkłada mu na skronie kardynalski kapelusz.
     Don Giuseppe już jako młody kapłan zdaje sobie sprawę z zagrożeń jakie niosą ze sobą faszyzm i komunizm. Nie zamierza być biernym obserwatorem toczących się wydarzeń, lecz decyduje się, na miarę swych możliwości podjąć walkę z obydwoma zbrodniczymi systemami. Wspiera partyzantów, współpracuje w ratowaniu Żydów, jest jednych z tych, którzy przekonują Niemców, by opuścili Genuę bez zniszczenia portu. Rok 1945 i upadek faszystowskiej dyktatury we Włoszech kończy tylko jeden z etapów tej walki, bowiem po Drugiej Wojnie Światowej, począwszy od intelektualnych salonów po rzemieślnicze warsztaty, co raz większe wpływy zaczyna zdobywać ideologia komunistyczna. A przecież kard. Siri żyje w mieście stoczniowców, w mieście które w sposób szczególny jest narażone na wpływy marksistowskiej ideologii.
       Niente collaborazione! (żadnej współpracy) - słowa, które stają się jego hasłem. "Z komunistami pertraktować nie będziemy". Siri wzywa przedsiębiorców i właścicieli ziemskich, by razem z Kościołem stawili czoła zagrożeniu. Od swoich kapłanów domaga się czytelnego świadectwa w podejściu do dóbr materialnych. Zabrania im między innymi posiadania samochodów. Chce, by księża byli zdolni do ponoszenia ofiar, by byli bliscy ludziom i ich problemom, ale również, by byli wśród nich czytelnym znakiem obecności Chrystusa. Stąd też genueńscy "kapelani pracy", posługujący w fabrykach, w stoczni i w dzielnicach zamieszkałych przez "proletariat" ani ubiorem, ani swymi zwyczajami nie będą przypominać francuskich "księży robotników". Także sam kardynał żyje w nieudawanej skromności. Zbiera pieniądze dla biednych, organizuje wydawanie posiłków dla bezdomnych, płaci rachunki, pomaga w znalezieniu pracy.
       Jako filozof i teolog Siri odznacza się solidną, rzymską formacją, którą charakteryzują: racjonalność, obrona obiektywnej prawdy, rozwaga i ostrożność w zetknięciu się z nowymi ideami, świadomość ograniczeń ludzkiej natury oraz troska o zachowanie integralności depozytu wiary. Kolejną ważną cechą jego charakteru jest osobista odwaga. Metropolita Genui nie boi się wyrażać swych opinii nawet jeśli te nie będą cieszyć się popularnością, czy przychylnością innych. Broni wobec restrykcji rzymskiej Kurii Ojca Pio, a w początkowym okresie Soboru Watykańskiego II otwarcie przeciwstawia się teologicznym nowinkom oraz duchowi zeświecczenia, który wraz z otwarciem na oścież watykańskich okien wdziera się na koncyliarną aulę. Dziś brzmi to może anegdotycznie, ale to Siri będzie apelował do papieża Jana XXIII, by ten, wbrew postulatom kardynałów Suenensa i Döpfnera, nie godził się na wykreślenie z porządku soborowego dnia Mszy Świętej, od której rozpoczynają się obrady.
      Zwołanie Soboru przez papieża Jana było dla niego, jak zresztą dla wielu innych sporym zaskoczeniem, lecz jeszcze większym stał się kierunek, w którym Vaticanum II zaczął podążać. "Niewiele zrozumiałem z inauguracyjnej przemowy Ojca Świętego - napisze w odniesieniu do alokucji Gaudet Mater Ecclesia i zawartych w niej słów o «prorokach nieszczęścia» - i w tej właśnie chwili miałem okazję uczynić wielki akt intelektualnego posłuszeństwa". Kardynał dawał wyraz swojej dezaprobaty względem pewnych zwrotów i sformułowań, które pojawiły się w oficjalnych dokumentach Soboru. Określał je jako: "niepewne", "wieloznaczne", mówił, że są jak "pigułki demokratyczne, które dzięki staraniom niektórych biskupów mają poszerzać władzę kolegialną kosztem prerogatyw papieskich". Krytykował postawy wrogie względem Tradycji, ostrzegał przed ekumenizmem przesiąkniętym indyferentyzmem i synkretyzmem, nawoływał do zachowania klasycznych terminów takich jak choćby "tolerancja religijna" czy "transsubstancjacja".
        Wielce interesującymi są spostrzeżenia z soborowej auli spisane przez kardynała w jego Pamiętnikach. Pod datą 7 grudnia 1962 r., czytamy:
       "Sobór odkrył, że [w Kościele - przyp. x.K.I] istnieją pokłady wściekłej niechęci względem rozumu, teologii i prawa (podkreśla się cel kerygmatyczny, który często oznacza eliminowanie Tradycji, Kościoła, etc., czyli więcej nieświadomości niż świadomości. Cel ten jest promowany przez ludzi pozbawionych intuicji, którzy absolutnie wszystko chcą przystosować do protestantów i prawosławnych). [Sobór odkrył], że w bardzo licznych przypadkach język literacki przedkłada się nad teologiczny (...); że mówi się o nowej teologii, której to sama idea, nie wspominając już o celu, ukazuje się nad wyraz niejasna, a może jeszcze bardziej niebezpieczna".

1 stycznia 1963 r.:

       "Antypatia, jeśli nie wręcz nienawiść względem Teologii - oto propozycja teologii nowej (...). Boska Tradycja zanika. Podporządkowanie egzegezy biblijnej analizom i postulatom krytyki racjonalistycznej. Wszystko musi być podporządkowane wymiarowi duszpasterskiemu. Wszystko musi być podporządkowane celowi ekumenicznemu. Trzeba odpowiedzieć na oczekiwania świata". Siri pyta sam siebie: "Hora tenebrarum? (Godzina ciemności?)".

       I tu, staje się coś, co nie do końca da się wytłumaczyć. Człowiek tak światły, jakim był Metropolita Genui, odważnie broniący wiary przed faszyzmem i komunizmem, świadomy grożących niebezpieczeństw oraz niepowtarzalności chwili, kiedy przychodzi zewrzeć szeregi i przeciwstawić się rewolucyjnym zapędom niektórych biskupów ... stopniowo wycofuje się z dyskusji i przestaje zabierać głos w debatach. Czyżby zaczęło go prześladować przeświadczenie, że bitwa została przegrana? 19 listopada 1964 r. zapisze pełne bólu słowa: "Gdyby Kościół nie był z bożego ustanowienia, ten Sobór już dawno złożyłby go w grobie".
      Kardynał Siri, w okresie posoborowym stara się jeszcze wpłynąć na kształt reformującej się liturgii. Negatywnie ocenia Nowy Mszał, a jego twórcom zarzuca przesunięcie teologicznego środka ciężkości z Ofiary na Ucztę, umniejszenie roli tabernakulum przez zgodę na jego przeniesienie do bocznych naw i kaplic oraz krytykuje protestantyzację rytu. W 1965 r. składa dymisję z funkcji przewodniczącego włoskiego Episkopatu, wycofuje się do swojej diecezji, aby tam za wysokim murem ortodoksji bronić się przed nawałą niektórych odgórnych rozstrzygnięć, które w jego mniemaniu były "niesprawiedliwe, pospieszne lub niestosowne". 20 października 1964 r., a więc jeszcze podczas trwania soborowych obrad, notuje w Pamiętniku słowa, które staną się dla niego normą postępowania w dalszych latach zarządzania genueńską diecezją:
     
       "Zorganizować katolicką odnowę, starając się stworzyć wspólny, bardzo wyrazisty front działania, który będzie można przeciwstawić słabościom i brakom ujawnionym na Soborze i z niego biorącym początek".

       Dodatkowo postuluje, by dokumenty Vaticanum II w miejscach, w których wydają się trudne do jednoznacznego zrozumienia i teologicznej interpretacji były odczytywane w "świetle tradycyjnej teologii", co czyni z jego osoby jednego z prekursorów benedyktyńskiej "hermeneutyki ciągłości".
      Siri pozostaje wierny swym przekonaniom. Dzięki niemu w Archidiecezji Genui nowa liturgia będzie sprawowana w poczuciu świętości rytu i w duchu wielkości eucharystycznego misterium, nawet w nowo wybudowanych kościołach będą konstruowane balustrady, ołtarze nigdy nie przyjmą form zwykłych stołów, a do komunii świętej będzie można przystępować jedynie na klęcząco. Kardynał odchodzi na emeryturę w lipcu 1987 r. i niespełna dwa lata później, 2 maja 1989 r., oddaje duszę Bogu.
       W swoim testamencie zaznaczył, że pragnie mieć pogrzeb bez honorów i zbytku, a także poprosił, by w trumnie na jego piersiach zawisł prosty, żelazny krzyż, ten sam, który w dniu swojej sakry otrzymał od genueńskich robotników.
       Non omnis moriar. Podczas pontyfikatu Benedykta XVI liczni wychowankowie kard. Siri zostali wyniesieni do godności kardynalskich i biskupich. I są to: kard. Angelo Bagnasco, kard. Mauro Piacenza, kard. Domenico Calcagno, patriarcha Wenecji Francesco Moraglia, bp Luigi Palletti, bp Guido Gallese i ks. prał. Guido Marini - mistrz ceremonii papieskich.

Mater Ecclesiae - ora pro nobis!

niedziela, 2 lutego 2014

O tym jak Luter, Zwingli i Kalwin o Eucharystii dyskutowali, czyli myśl o nietrafności formuły "Sola Scriptura"

      Sola Scriptura! - zawołał Luter i zapanował zamęt. Odrzucając autorytet Kościoła w interpretacji Biblii, Ojciec Reformy przyznał każdemu chrześcijaninowi przywilej nieomylnego rozumienia Pisma. Luter uwierzył w jednoznaczność spisanego słowa i był to jego wielki błąd, którego owoce mógł poznać jeszcze za swojego życia.
      Jest rok 1524. Pomiędzy katolikami a zwolennikami nowej nauki toczy się zażarty, teologiczny spór o Mszę Świętą, Jej charakter i nadprzyrodzone owoce. Kościół rzymski powtarza niezmiennie, że do ważnego sprawowania Eucharystii nie potrzebne jest bezwzględnie zgromadzenie wiernych, ponieważ ten sakramentalny akt w swoim najgłębszym znaczeniu jest zarezerwowany dla tych, którzy przyjęli święcenia kapłańskie i polega on najpierw na przeistoczeniu mocą słów konsekracji chleba i wina w Ciało i Krew Chrystusa, a następnie na przekazaniu otrzymanych łask żywym lub zmarłym. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest konieczność przyjęcia instytucjonalnej wizji Kościoła, który zarządza bożą łaską i pośredniczy w jej przekazywaniu. Nauka ta jest nie do pogodzenia z tezami głoszonymi przez reformatorów i dlatego odrzucenie nauczania o ofierze Mszy Świętej oraz pośrednictwa hierarchii w nawiązywaniu kontaktu z Bogiem staje się dla protestantów sztandarem w walce przeciwko papieżowi i katolickiej teologii. 
       Wróćmy jednak do 1524 roku. Wówczas to Huldryk Zwingli, jedna z czołowych postaci obozu antykatolickiego, przyjmując za dobrą monetę luterańską zasadę Sola Scriptura występuje z symboliczną interpretacją słów Chrystusa: ,,To jest ciało moje”, ,,To jest kielich krwi mojej”. W liście do Mateusza Albera, prezentując swoją egzegezę Biblii, pisze takie oto słowa:
       
       ,,Uważamy, że kluczowym dla [eucharystycznej] kwestii słowem jest czasownik «być», którego znaczenie nie zawsze wyraża bezokolicznik «istnieć», ale również «symbolizować». [...] Chrystus u św. Jana (15) mówi: «Ja jestem krzewem winnym», jakkolwiek nie będąc nim ukazywał siebie jako krzew latorośli. Jest zatem oczywistym, że słowa «jestem» nie można w żaden sposób rozumieć jako «być», ale jako «oznaczać», «przedstawiać», ażeby logicznym stało się zdanie: «Ja oznaczam/symbolizuję krzew winny» lub «Widzę siebie w taki sposób». Dalej św. Łukasz (8) mówi: «Ziarnem jest Słowo Boże». I znowu, również tutaj słowo «jest» nie może być zrozumiałe w dosłownym sensie, ponieważ jest oczywistym, że zostało ono użyte w miejsce «oznaczać» [...].  
       Teraz weź do ręki - drogi Bracie - dwudziesty szósty rozdział Ewangelii według św. Mateusza: «Bierzcie i jedzcie to jest ciało moje», u Łukasza (22) czytamy jeszcze: «Które za was będzie wydane». Tu w miejsce «jest» wstaw «przedstawia». «To przedstawia moje ciało, które za was jest wydane». A więc z pewnością taki będzie sens tej wypowiedzi: «Bierzcie i jedzcie! Zaprawdę to, co wam teraz nakazuję czynić, oznaczać będzie dla was i wam będzie przypominać moje ciało, które niebawem zostanie za was wydane»”.

       I jak na taką nieomylną interpretację Pisma” zareagował autor słów Sola Scriptura? Otóż Luter zaatakował Zwingliego i jego zwolenników broszurą: ,,Dass diese Worte Christi «Das ist mein Leib» etc. noch fest stehen wider die Schwärmgeister”, w której z jednej strony zanegował katolicką naukę o trwałej obecności Chrystusa pod konsekrowanymi postaciami, czyli Jego obecność poza liturgiczną akcją, a z drugiej odrzucił interpretację Zwingliego jako ,,niemożliwą do utrzymania”.
      Spór eucharystyczny dzielił obóz protestancki, co w obliczu nieuniknionej konfrontacji z katolikami niepokoiło niemieckich książąt, którzy nowinki religijne Reformy postanowili wykorzystać jako oręż w walce z Papiestwem i Cesarstwem. Dla zachowania jedności antyrzymskiego ruchu w 1529 r. zwaśnione strony spotkały się w Magdeburgu, gdzie podjęto teologiczną debatę na temat głównych artykułów wiary: Trójcy, Chrystusa, Ducha Świętego, sakramentów, grzechu pierworodnego, śmierci i zmartwychwstania. W wyniku rozmów zostało osiągnięte porozumienie we wszystkich kwestiach za wyjątkiem jednej - sposobie obecności Chrystusa pod eucharystycznymi postaciami. Artykuł piętnasty Konfesji Magdeburskiej oznajmiał:

       ,,Wszyscy wierzymy, co się tyczy Uczty naszego umiłowanego Pana Jezusa Chrystusa, że powinna być ona sprawowana pod dwiema postaciami, według nakazu Chrystusa, dalej [wierzymy], że Msza nie jest uczynkiem, poprzez który możemy otrzymać łaski jedni dla drugich, czy dla zmarłych czy dla żyjących, [wierzymy], że sakrament ołtarza jest sakramentem prawdziwego ciała i krwi Jezusa Chrystusa, i że duchowe ich spożywanie jest konieczne dla każdego chrześcijanina. Co do używania tego sakramentu, wierzymy, że został on ustanowiony przez Boga, tak jak zostało ustanowione Jego Słowo, aby prowadzić do wiary ułomne sumienia przez działanie Ducha Świętego. Pomimo tego, że na obecną chwilę nie uzgodniliśmy wspólnego stanowiska w kwestii, czy prawdziwe ciało i prawdziwa krew Chrystusa są cieleśnie obecne w chlebie i winie, zobowiązujemy się do praktykowania wzajemnej chrześcijańskiej miłości, w ramach sumienia, które każdy z nas posiada [...]”.

       Fiasko teologicznych rozmów prowokowało co raz to nowe dyskusje i spory. Nawet Kalwin, duchowy spadkobierca Zwingliego, poproszony o mediację w sporze nie przekonał skłóconych stron do zrewidowania swoich tez. W Konfesji Eucharystycznej powstałej na Synodzie w szwajcarskim Brnie w 1537 reformator z Genewy proponował następującą interpretację słów ,,To jest ciało”, ,,To jest kielich krwi mojej”. Po pierwsze: Chrystus w sposób rzeczywisty daje się nam w znakach chleba i wina, ale to nie oznacza, że jest On obecny w miejscu, gdzie sprawowana jest Wieczerza Pańska, bowiem z chwilą Wniebowstąpienia zostaliśmy pozbawieni Jego obecności. Jednakże Jego Duch działa skutecznie w tych, którzy przyjmują chleb i wino. To On jednoczy wiernych przy eucharystycznym stole i żywi ich łaską. Luteranie w zamyśle Kalwina mieli więc zrezygnować z nauczania o cielesnej obecności Chrystusa w miejscu sprawowania Wieczerzy, a Zwingliści mieli przyjąć doktrynę o komunikowaniu się ciałem i krwią Chrystusa. Rozwiązanie to jednak nie zadowoliło nikogo. 
       Co było począć? Gdzie szukać rozstrzygającego autorytetu? Pismo Święte każdemu mówiło, co innego. Duch Święty, który miał być gwarantem autentycznej interpretacji Biblii prowadził reformatorów na manowce. Nie można było zwrócić się do Rzymu, drugiego Babilonu i papieża Antychrysta. I wówczas, w toku najbardziej zagorzałych dysput, gdy szermującym adwersarzom brakowało już argumentów, Luter zdecydował się rzucić na szalę ostatni, którym zamierzał przekonać popleczników Zwingliego, a mianowicie odwołał się do ... świadectwa Tradycji, do cytatów z pisarzy i Ojców Kościoła: Tertuliana, świętych Ireneusza, Cypriana i Augustyna. Było oczywistym, że formuła Sola Scriptura nie sprawdzała się w praktyce, i że subiektywne czytanie Pisma Świętego przy jednoczesnym pominięciu Tradycji i pośrednictwa Kościoła prowadzić może jedynie do mnożenia liczby wspólnot złożonych z tych, którym udało się zrozumieć spisane Objawienie w taki sam, lub zbliżony do siebie sposób.
       A dowód na to, że samo Pismo nie wystarcza, znajdziemy i w Nim samym, dokładnie w ósmym rozdziale Dziejów Apostolskich gdzie czytamy:

       „Właśnie wtedy przybył do Jerozolimy oddać pokłon Bogu Etiop, dworski urzędnik etiopskiej królowej Kandaki, zarządzający całym jej skarbcem i wracał, czytając w swoim wozie proroka Izajasza. «Podejdź i przyłącz się do tego wozu!» - powiedział Duch do Filipa. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza: «Czy rozumiesz, co czytasz?» - zapytał. A tamten odpowiedział: «Jakże mogę [rozumieć] jeśli nikt mi nie wyjaśni».

Mater Ecclesiae - ora pro nobis!