Za wielką
łaskę poczytuję sobie odbycie pielgrzymki do Janowa Poleskiego – miejsca
męczeńskiej śmierci św. Andrzeja Boboli. Po perypetiach, jakie towarzyszyły
otrzymaniu wizy dającej możliwość wjazdu na terytorium Republiki Białorusi,
które nawiasem mówiąc, same w sobie nadawałyby się do tego, by stać się treścią
książki, wraz z grupą wiernych, via Kodeń,
udaliśmy się do grobu Apostoła Polesia w ostatnich dniach sierpnia 2017 r. W
trakcie podróży dane nam było m.in. modlić się przy grobie wielkiego świadka
wiary naszych czasów – ks. kard. Kazimierza Świątka, którego doczesne szczątki
spoczywają w krypcie katedry pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w
Pińsku. Do czasu pielgrzymki znałem jego życie dość dobrze z filmów i artykułów
prasowych. Wiedziałem, że był więźniem łagrów, że dwukrotnie cudownie uniknął
śmierci, a po powrocie z katorgi, wobec ze wszech stron piętrzących się
trudności, podjął jakże owocną pracę duszpasterską na Ziemi poleskiej. Natomiast o biskupie
Zygmuncie Łozińskim (1870-1932) – bohaterze tej publikacji nie wiedziałem
zgoła nic.
Po
przestąpieniu progu katedry, zachwycony pięknem, ale i polonicą tego
świętego miejsca, nie zwróciłem większej uwagi ani na wnękę w ścianie kaplicy
Matki Bożej Ostrobramskiej, gdzie znajduje się urna z prochami śp. ks. biskupa
Łozińskiego, ani na dwa zdania, które jego osobie poświęciła nasza
przewodniczka – pani Tatiana. Jednakże następnego dnia, a była to Uroczystość
Matki Boskiej Częstochowskiej, wychodząc z katedry po odprawieniu Mszy Świętej,
za kilka monet wrzuconych do kościelnej skarbony nabyłem plik czarno-białych obrazków
z wizerunkiem nieznanego mi biskupa. Na kiepskiej jakości portrecie prezentował
się on majestatycznie, w stroju chórowym i z solidnej wagi pektorałem na
piersi. Moją uwagę przykuły słowa wydrukowane pod zdjęciem: Byłem Wam wszystkim,
przyjacielem szczerym i oddanym, tym bardziej będę nim w życiu za grobem. Z
zaciekawieniem wczytałem się w jego krótki, ale jakże piękny również pod
względem stylistyki biogram. Pamiętam, że pomyślałem wtedy: „Boże! Taka
polszczyzna i to dwieście kilometrów od granicy…”.
Po powrocie
do Polski zainteresowany historią życia biskupa Łozińskiego, w ciągu kilku
tygodni przeczytałem chyba wszystko, co jest dostępne na jego temat na
internetowych stronach polskich, białoruskich i rosyjskich. Zbierałem każdą
informację, kupowałem książki podczas internetowych licytacji, wczytywałem się
w przedwojenne numery czasopism, starając się zrekonstruować jego fascynujący
życiorys. Tak, fascynujący! Ten człowiek, kapłan, biskup, naukowiec, ale także
myśliciel, społecznik i osoba obdarzona zmysłem politycznego, a może jeszcze
bardziej, proroczego myślenia, fascynuje nieprzeciętnością swojej osobowości.
Przytoczę tu tylko dwa, ale jakże znamienne przykłady.
W 1919 r.,
kiedy ważyły się losy polsko-sowieckiej granicy, biskup Łoziński, ówczesny ordynariusz
Mińska, zwrócił się do Marszałka Piłsudskiego z apelem, by ten nie hamował
uderzenia naszych oddziałów na froncie litewsko-białoruskim. Hierarcha uważał,
że tylko objęcie polską kuratelą całości ziem zamieszkałych przez większe
skupiska ludności katolickiej obu obrządków łacińskiego i wschodniego,
zagwarantuje jej fizyczne przetrwanie. Niestety, by dać oddech bolszewikom w
toczącej się wojnie domowej przeciwko „białym” oddziałom Kołczaka i Judenicza,
Piłsudski zatrzymał atak, a dwa lata później, podczas rokowań ryskich, polska
delegacja oddała w ręce sowietów Mińsk i jego okolice. Konsekwencje tych dwóch,
jakże niezrozumiałych dla biskupa Łozińskiego decyzji, mogły być tylko
tragiczne. W 1922 r. napisze pełne goryczy słowa: „Podzielono tu ziemię, stanowiącą
pewien samoistny organizm, czyli dopuszczono się czynu, noszącego w sobie samym
zaród swej nietrwałości i źródło przyszłej zemsty dziejowej, która nazbyt
często wymierza z całą surowością chłostę za naruszoną sprawiedliwość”. Owa „zemsta
dziejowa” spadnie na polską ludność tamtych terenów już po śmierci biskupa
Zygmunta, gdy – jak to pisał Michał Pawlikowski – „wobec milczenia sejmu, prasy
i pisarzy”, NKWD podczas „akcji polskiej” zamorduje i pochowa w masowych
grobach Kuropat, Lewaszkowa, Butowa tudzież innych miejscowości ponad sto
dziesięć tysięcy Polaków, którym po 1921 r. przyszło zostać poza kordonem.
Inną
fascynującą sprawą było odkrycie serdecznych powiązań, jakie łączyły biskupa
Łozińskiego z licznymi osobami, które już dziś cieszą się chwałą ołtarzy. Mam
tu na myśli: bł. s. Marię Ewę od Opatrzności Bożej – doktor Bogumiłę
Noiszewską, bł. biskupa Leona Wetmańskiego, jedenaście błogosławionych Sióstr
Nazaretanek z Nowogródka. Wszyscy oni ponieśli męczeńską śmierć z rąk
niemieckich żołnierzy w trakcie II wojny światowej. Sytuację, w której duchowe
dzieci Ordynariusza Mińska i Pińska już doświadczają czci w Kościele, podczas
gdy on sam nie zaliczony jeszcze został w poczet błogosławionych, należy uznać
za niesprawiedliwą i wymagającą szybkiego zadośćuczynienia.
Praca przy
powstaniu tej niewielkich rozmiarów książki w znacznym stopniu miała charakter
redakcyjny. Kiedy w toku kwerendy doszukiwałem się nowych, nieznanych mi dotąd
informacji, dopisywałem kolejne akapity tekstu, niekiedy niczego nie zmieniając
ze słów użytych przez tego, czy innego autora, szczególnie jeśli był to naoczny
świadek życia Biskupa. Mając na względzie płynność lektury zdecydowałem się
pominąć przypisy. Nie jest więc to praca ściśle naukowa i nie rości sobie
ambicji do tego, by tak ją nazywać. Za prawdziwość informacji w niej zawartych
ręczę zaś autorytetem osób, które osobiście znały Sługę Bożego, a do których
zapisków w pierwszym rzędzie się odwoływałem. Myślę tu o wuju i wychowawcy
Biskupa – ks. kan. Witoldzie Czeczocie, o prezesie Sądu Okręgowego w Pińsku –
Adamie Bobkowskim, czy mieszkańcach Mińska z pamiętnych lat przełomu drugiego i
trzeciego dziesięciolecia ubiegłego wieku – Konstancji Weryho-Darewskiej,
Słudze Bożym Edwardzie Woyniłłowiczu oraz Stanisławie Zabiełło. Teksty z epoki pozostawiłem
w niezmienionej szacie słownej.
Celem
niniejszej publikacji jest przybliżenie czytelnikom sylwetki tak nietuzinkowej
jak Sługa Boży ks. biskup Zygmunt Łoziński. W dobie kryzysu wszelkich
autorytetów, gdy wiele osób z utęsknieniem poszukuje w przestrzeni publicznej
wzorców Chrystusowego człowieczeństwa i kapłaństwa, Biskup miński i piński z
pewnością zaspokoi ich pragnienie zetknięcia się z autentyczną świętością.
Niech więc
Ci, którzy sięgną po tę publikację, szerzą pamięć o tym nieprzeciętnym
człowieku, kapłanie i biskupie, a w swych modlitwach i dziełach miłosierdzia
niech pamiętają także o katolikach żyjących poza wschodnią granicą Polski,
którzy swą miłość do Chrystusa i Kościoła rzymskiego potwierdzali
niejednokrotnie w sytuacjach terroru i prześladowań.
Dziękując
Panu Bogu za otrzymane przez wstawiennictwo Sługi Bożego łaski, niniejszą
publikacją chciałbym spłacić choć część długu mojej względem niego
wdzięczności.
Ks.
Krzysztof Irek
Sandomierz, w Uroczystość Wszystkich Świętych, 2017
r.
PS. Ofiary
złożone przez tych, którzy zechcą nabyć tę książeczkę zostaną w całości
przeznaczone na pomoc dzieciom z Polskiej Szkoły Niedzielnej im. Ryszarda Kapuścińskiego w Pińsku.
Co Ksiądz sądzi o Wytycznych biskupów polskich do adhortacji AL? Nie ma w nich wezwania do nawrócenia, lecz wygląda, że Kościół pogodził się z kolejnymi związkami po rozwodzie i chce im tylko towarzyszyć i integrować, czyli utwierdzać w grzechu. Czy to jest katolickie podejście? Obawiam się, że niedługo Sakramentalne Małżeństwa będą tylko wspomnieniem....
OdpowiedzUsuńNikt mnie nie pytał o zdanie, ale adhortacja AL jest dziełem szatana.
UsuńDawno nie było nowych wpisów na blogu. Może warto byłoby zamieszczać niedzielne homilie/kazania? Są bardzo wartościowe. Dziękuję i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKsięże Krzysztofie, prosimy o kolejne wpisy. Wielką pomocą byłyby umieszczone tu choć niektóre niedzielne homilie Księdza. Te słowa jakie padły wczoraj powinniśmy byli usłyszeć od Prymasa.. Dziękuję za ukazanie kierunku, w jakim mamy podążać - np. postawa Anny ze Świątyni. Jeśli teraz, w zwykłych sprawach będziemy pilnować wierności Bogu, to gdy nadejdzie czas próby, Bóg da, że nie zawiedziemy. Bóg zapłać, zapewniam o modlitwie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że homilia w obecności biskupa nie była tak odważna, pochlebstw ciężko było słuchać..
OdpowiedzUsuńCzy nie myśli Ksiądz o przejściu do Bractwa św.Piusa X razem z wiernymi tradycji? Stanie w rozkroku nikomu nie przynosi niczego dobrego.
OdpowiedzUsuń