Na samym początku chciałbym wyrazić moją wdzięczność Jego Eminencji ks.
Wincentemu kard. Nichols za przyjęcie nas w Archidiecezji Westminsterskiej i za
jego miłe słowa powitania. Chciałbym również podziękować, Jego Ekscelencji ks.
bp Dominikowi Rey, Biskupowi Fréjus-Toulon za jego zaproszenie i obecność
podczas tej trzeciej międzynarodowej konferencji Sacra Liturgia oraz za
skierowanie do nas otwierającego ten wieczór przemówienia. Ekscelencjo,
gratuluję Ci tej międzynarodowej inicjatywy mającej na celu promocję studium
nad doniosłością liturgicznej formacji oraz ważnością celebracji w życiu i w
misji Kościoła.
W tym przemówieniu chcę poddać Wam pod rozwagę to, co Zachodni Kościół
mógłby uczynić dla wierniejszej realizacji postanowień Konstytucji soborowej o
Liturgii świętej Sacrosanctum Concilium.
Czyniąc to, proponuję postawić następujące pytania: „Co Ojcowie Soboru
Watykańskiego II zamierzali osiągnąć dzięki reformie liturgicznej?” Następnie,
chciałbym zatrzymać się nad tematem: „Jak ich intencje zostały przełożone na
praktykę w okresie posoborowym?” Na końcu chciałbym przedstawić Wam niektóre
sugestie dotyczące liturgicznego życia współczesnego Kościoła, których zastosowanie
mogłoby sprawić, że liturgiczna praktyka wierniej odzwierciedlałaby intencje
soborowych Ojców.
Myślę, że oczywistym jest nauczanie Kościoła w tej kwestii, iż katolicka liturgia
jest wyjątkowo uprzywilejowanym miejscem [locus] zbawczego działania Chrystusa
we współczesnym świecie, a dzięki prawdziwemu w niej uczestnictwu otrzymujemy
Chrystusową łaskę i siłę, które są nam konieczne do wytrwania w wierze i do wzrostu
chrześcijańskiego życia. Liturgia jest z ustanowienia Bożego przestrzenią, do
której wchodzimy, by wypełnić nasz obowiązek złożenia Bogu ofiary, jedynej,
prawdziwej Ofiary. Jest ona miejscem, gdzie realizowane jest nasze głębokie pragnienie
służby Wszechmogącemu. Katolicka liturgia jest więc czymś świętym ze swej
natury. Katolicka liturgia nie jest zwyczajnym ludzkim zgromadzeniem.
Chcę tu podkreślić kilka bardzo ważnych spraw. To Bóg, a nie człowiek
stanowi centrum liturgii. Przychodzimy na nią, by oddać Jemu cześć. Liturgia nie
jest ani o tobie, ani o mnie. Nie celebrujemy w niej naszej własnej tożsamości
lub osiągnięć, czy wspierania własnej kultury i lokalnych religijnych
zwyczajów. Liturgia jest najpierw i przede wszystkim o Bogu i o tym, co On dla
nas uczynił. W swojej Opatrzności Bóg założył Kościół i ustanowił Świętą
liturgię w tym celu, abyśmy mogli składać mu prawdziwy kult według zasad
ustanowionego przez Zbawiciela Nowego Przymierza. Czyniąc tak, wypełniając
wymagania stawiane nam przez święte ryty, które rozwinęły się w Tradycji
Kościoła, uświadamiamy sobie naszą prawdziwą tożsamość synów i córek jedynego
Ojca.
Fundamentalne jest byśmy zrozumieli tę wyjątkowość katolickiego kultu,
ponieważ w ostatnich dziesięcioleciach widzieliśmy wiele liturgicznych
celebracji, gdzie ludzie, różne osobowości i dokonania człowieka były tak
uwypuklone, że niemalże wykluczyły Boga. Swego czasu zwrócił na to uwagę kard.
Ratzinger, pisząc: „Jeśli liturgia ukazuje
się nam jako laboratorium, w którym pracujemy, wtedy zapomina się o tym, co
istotne: o Bogu. W liturgii bowiem najważniejsi jesteśmy nie my, lecz Bóg.
Zapominanie o Bogu jest największym niebezpieczeństwem naszych czasów”.
(Joseph Ratzinger, Teologia liturgii,
Dzieła zebrane, vol. 11, Wydawnictwo KUL, Lublin 2012, s. 653)
Nie może być żadnych wątpliwości co do natury katolickiego kultu jeśli chcemy
czytać Konstytucję Soboru Watykańskiego II o Świętej Liturgii w sposób właściwy
i chcemy ją wiernie wcielać w życie. Przez wiele lat przed Vaticanum II w krajach misyjnych, ale również i w tych bardziej
rozwiniętych, toczyła się dyskusja na temat możliwości udzielenia większej
przestrzeni w liturgii językom narodowym - głównie w odniesieniu do czytań
biblijnych, w liturgicznym śpiewie, jak również innych miejsc w pierwszej części
Mszy Świętej, którą dziś nazywamy Liturgią Słowa. Stolica Święta wydała wówczas
wiele pozwoleń na używanie języków narodowych w administrowaniu sakramentów. I
to jest kontekst, w którym Ojcowie soborowi mówili o możliwych pozytywnych
ekumenicznych oraz misyjnych skutkach liturgicznej reformy. To prawda, że
języki narodowe odgrywają pozytywną rolę w liturgii. Jednakże Ojcowie, gdy
dyskutowali na te tematy, nie godzili się na protestantyzację Świętej Liturgii
i nie zgadzali się na to, by była ona poddana fałszywej inkulturacji.
Jestem Afrykańczykiem. Pozwólcie, że powiem to jasno: Liturgia nie jest
miejscem, w którym ma być promowana moja kultura. To raczej miejsce, gdzie moja
kultura otrzymuje łaskę Chrztu świętego, gdzie moja kultura jest wynoszona do
Bożego poziomu. Poprzez Liturgię Kościoła, którą misjonarze zanieśli aż po
krańce świata, Bóg mówi do nas, On nas zmienia i uzdalnia nas do bycia częścią
Jego Boskiego życia. Kiedy ktoś staje się chrześcijaninem, kiedy ktoś wchodzi w
pełną komunię z Kościołem Katolickim otrzymuje coś więcej, coś co go zmienia.
Oczywiście, różne kultury i inni chrześcijanie przynoszą dary, które ubogacają
Kościół – liturgia Ordynariatu Anglikańskiego obecnie w pełnej komunii z Kościołem
jest pięknym tego przykładem. Oni przynoszą te dary z pokorą, a Kościół w
swojej macierzyńskiej mądrości czyni z nich użytek, jak również odpowiednio je
ocenia.
Jedną z najdosadniejszych oraz najpiękniejszych wypowiedzi, która ukazuje
intencje Ojców Soboru można znaleźć na początku drugiego rozdziału Konstytucji,
która mówi o misterium Najświętszej Eucharystii. W artykule 48 czytamy:
„Kościół zatem bowiem troszczy się
o to, aby chrześcijanie podczas tego misterium wiary nie byli obecni jak obcy i
milczący widzowie, lecz aby przez obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze
zrozumieli, w świętej czynności uczestniczyli świadomie, pobożnie i czynnie,
byli kształtowani przez Słowo Boże, posilali się przy stole Ciała Pańskiego i
składali Bogu dzięki, a ofiarując niepokalaną Hostię nie tylko przez ręce
kapłana, lecz także razem z nim, uczyli się samych siebie składać w ofierze i
za pośrednictwem Chrystusa z każdym dniem doskonalili się w zjednoczeniu z
Bogiem i wzajemnie ze sobą, aby w końcu Bóg był wszystkim we wszystkich”.
Moi Bracia i Siostry! Oto czego pragnęli Ojcowie Soboru! Tak, oczywiście,
dyskutowali i głosowali w określony sposób, by osiągnąć konkretne cele. Bądźmy
jednak szczerzy, reformy rytu zaproponowane w Konstytucji, jak choćby:
przywrócenie modlitwy wiernych w czasie Mszy świętej (n. 53), rozszerzenie
możliwości koncelebracji (n. 57) lub innych, jak pewne uproszczenia, o których
mówią artykuły 34 i 50 – wszystkie te propozycje były podporządkowane
fundamentalnym intencjom Ojców Soboru, które dopiero co podkreśliłem. One wyznaczają
cel i ten cel musimy osiągnąć. Jeśli mamy podążać w stronę bardziej autentycznej implementacji Sacrosanctum Concilium, należy zwrócić
uwagę na powyższe cele, które przede wszystkim powinny nam przyświecać. Może
się okazać, że jeśli przestudiujemy je odnowa oraz w świetle pouczającego
doświadczenia, które przyniosło nam kilka ostatnich dekad, to wówczas będziemy
mogli zobaczyć założenia reformy w innym świetle. Jeśli więc, dziś, chcemy „rozbudzić
moc chrześcijańskiego życia w wiernych” i chcemy pomóc w „wezwaniu całej
ludzkości do Domu Bożego, którym jest Kościół”, niektóre z tych celów mogą
wymagać ponownego przemyślenia. Prośmy Boga, by dał nam miłość, pokorę i
mądrość, abyśmy to uczynili.
Dopuszczam taką możliwość, patrząc ponownie na Konstytucję i na reformę,
która nastąpiła po jej promulgacji, ponieważ myślę, że nie możemy dziś
rzetelnie przeczytać nawet pierwszego artykułu Sacrosanctum Concilium i być zadowolonymi z tego, jak wdrożyliśmy
jego zapisy. Moi Bracia i Siostry, Gdzie są ci wierni, o których mówili Ojcowie
Soboru? Wielu z wiernych stało się niewiernymi. Przestali zupełnie przychodzić
na liturgię. By użyć słów papieża św. Jana Pawła II: „Wielu chrześcijan żyje w stanie «milczącej apostazji»; „żyją jakby Bóg
nie istniał” (Ecclesia in Europa,
9). Gdzie jest jedność, którą Sobór miała nadzieję osiągnąć? Jeszcze tego nie
dokonaliśmy. Czy uczyniliśmy jakiś postęp we wzywaniu całej ludzkości do
Kościoła? Myślę, że nie udało nam się tego zrobić. A mimo to uczyniliśmy tak
wiele liturgii!
Jestem w czterdziestym siódmym roku mojego kapłaństwa i mam za sobą więcej niż trzydzieści sześć lat
posługi biskupiej i mogę zaświadczyć, że wiele katolickich wspólnot i
pojedynczych wiernych żyje i modli się liturgią zreformowaną po Soborze z żarliwością
i radością, czerpiąc je z wielu, jeśli nie ze wszystkich dóbr, których pragnęli
Ojcowie Soboru. To jest wielki owoc Vaticanum
II! Ale z mojego doświadczenia wiem również – teraz także poprzez moją
posługę Prefekta Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów – że
istnieje wiele liturgicznych wypaczeń w życiu współczesnego Kościoła, i że jest
wiele kwestii, które powinny być poprawione tak, by cele Soboru zostały
osiągnięte. Zanim powiem o kilku możliwych poprawkach porozmawiajmy o tym, co
stało się po promulgacji Konstytucji o Świętej liturgii.
Podczas gdy oficjalna reforma była wprowadzana w życie pojawiło się wiele
poważnych i błędnych interpretacji liturgii, które zakorzeniły się w różnych
częściach świata. Te nadużycia ujawniły się z powodu błędnego zrozumienia
Soboru i skutkowały w liturgicznych celebracjach tym, że stały się one
przedmiotowe, a przez to znacznie bardziej skupione na potrzebach wspólnoty niż
na ofiarniczym kulcie oddawanym Wszechmocnemu Bogu. Mój poprzednik na urzędzie
prefekta Kongregacji Franciszek kard. Arinze, nazwał swego czasu tego typu
celebracje „mszami zrób-sobie-sam”.
Święty Jan Paweł II uznał nawet, że koniecznym jest wspomnieć o tym
zjawisku w Encyklice Ecclesia de
Euchatistia:
„Zaangażowanie Magisterium Kościoła
w dzieło głoszenia zaowocowało duchowym wzrostem wspólnoty chrześcijańskiej.
Niewątpliwie reforma liturgiczna Soboru w znacznym stopniu przyczyniła się do
bardziej świadomego, czynnego i owocniejszego uczestnictwa wiernych w
Najświętszej Ofierze ołtarza. Ponadto, w wielu miejscach adoracja Najświętszego
Sakramentu znajduje swoją właściwą rolę w życiu codziennym i staje się
niewyczerpanym źródłem świętości. Pobożne uczestnictwo wiernych w procesji
eucharystycznej w uroczystość Ciała i Krwi Pańskiej jest łaską od Pana, który
co roku napełnia radością wszystkich biorących w niej udział. Można by dalej
wymieniać inne pozytywne przykłady wiary i miłości do Eucharystii.
Niestety obok tych blasków nie
brakuje też i cieni. Istnieją bowiem miejsca, w których zauważa się prawie
całkowity zanik praktyki adoracji eucharystycznej. Do tego dochodzą też tu i
ówdzie, w różnych środowiskach kościelnych, nadużycia powodujące zaciemnianie
prawidłowej wiary i nauczania katolickiego odnośnie tego przedziwnego
Sakramentu. Czasami spotyka się bardzo ograniczone rozumienie tajemnicy Eucharystii.
Ogołocona jest z wymiaru ofiarniczego, jest przeżywana w sposób nie
wykraczający poza sens i znaczenie zwykłego braterskiego spotkania. Poza tym
niekiedy bywa zapomniana potrzeba posługi kapłańskiej, opierającej się na
sukcesji apostolskiej, a sakramentalność Eucharystii zostaje zredukowana
jedynie do skuteczności jej głoszenia. Stąd też, tu i ówdzie, pojawiają się
inicjatywy ekumeniczne, które choć nie pozbawione dobrych intencji, stosują
praktyki eucharystyczne niezgodne z dyscypliną, w jakiej Kościół wyraża swoją
wiarę. Jak więc w obliczu takich faktów nie wyrazić głębokiego bólu?
Eucharystia jest zbyt wielkim darem, ażeby można było tolerować dwuznaczności i
umniejszania.
Ufam, że ta Encyklika przyczyni się
w skuteczny sposób do rozproszenia cieni wątpliwości doktrynalnych i zaniechania
niedopuszczalnych praktyk, tak aby Eucharystia nadal jaśniała pełnym blaskiem
całej swojej tajemnicy”.
Znajdziemy tu również inną duszpasterską rzeczywistość. Czy to dla poważnych
powodów, czy też przy ich braku, niektóre osoby nie mogły lub nie chciały
uczestniczyć w zreformowanym rycie. Stali od niego z daleka lub uczestniczyli
jedynie w niezreformowanej liturgii tam, gdzie mogli ją znaleźć, nawet jeśli
były to celebracje nieautoryzowane. W ten oto sposób liturgia stała się wyrazem
podziału w Kościele, miast być przejawem katolickiej jedności. Sobór nie
chciał, aby liturgia nas podzieliła! Św. Jan Paweł II pracował nad tym, by
uzdrowić ów podział, wspomagany przez kard. Ratzingera, który jako Benedykt XVI
szukał sposobu, by ułatwić tak pilne pojednanie w łonie samego Kościoła. W tym
celu wydał Motu Proprio Summorum
Pontificum, tak by starożytna forma rytu rzymskiego była dostępna bez żadnych
obostrzeń dla poszczególnych osób i całych grup, które pragną czerpać z jej
bogactwa. Z pomocą Bożej Opatrzności jest obecnie możliwym celebrować naszą
katolicką jedność szanując, a nawet radując się prawowitą różnorodnością
rytualnych praktyk.
Możemy stworzyć zupełnie nową, współczesną liturgię w językach
narodowych, lecz jeśli nie położymy właściwych fundamentów – jeśli nasi klerycy
oraz księża nie zostaną dogłębnie zanurzeni w duchu i potędze liturgii, jak
tego chciał Sobór – to wówczas nie będą oni sami z siebie zdolni kształtować
ludzi powierzonych ich opiece. Potrzebujemy wziąć słowa Soboru bardzo
poważnie, ponieważ byłoby daremnym liczyć na liturgiczną odnowę bez gruntownej liturgicznej
formacji. Bez tej podstawowej formacji, duchowni mogą nawet wyrządzić krzywdę
wierze ludu w Misterium Eucharystii.
Nie chcę byście myśleli o mnie, że jestem przesadnie pesymistyczny i
powiem to jeszcze raz: jest wielu, naprawdę wielu wiernych świeckich mężczyzn i
kobiet, wielu duchownych i osób konsekrowanych, dla których liturgia taka, jaka
została zreformowana po Soborze jest źródłem licznych duchowych, apostolskich
owoców. I za to dziękuję Wszechmogącemu Bogu! Ale, nawet po tej krótkiej mojej
analizie już teraz, myślę, że zgodzicie się z tym, iż możemy uczynić więcej,
aby Święta Liturgia prawdziwie stała się źródłem i szczytem życia i misji
Kościoła początku XXI wieku tak, jak gorąco tego pragnęli Ojcowie Soboru.
W świetle tych fundamentalnych pragnień Ojców Soboru, oraz biorąc pod
uwagę inną sytuację, której jesteśmy świadkami, a która pojawiła się w okresie
posoborowym chciałbym poddać pod waszą rozwagę kilka kwestii, w jak bardziej
wierny sposób można zastosować zapisy Sacrosanctum
Concilium. Mimo, iż służę jako Prefekt Kongregacji Kultu Bożego, czynię to
w całą pokorą jako kapłan i jako biskup w nadziei, że moje słowa przyczynią się
do dojrzałej refleksji i rozwoju nauki oraz dla dobra liturgicznej praktyki w
całym Kościele.
Nie będzie niespodzianką jeśli powiem, że po pierwsze musimy sprawdzić
jakość i powagę liturgicznej formacji, która wpajana jest duchownym, osobom konsekrowanym
i wiernym świeckim w duchu i mocy liturgii. Zbyt często zakładamy, że kandydaci
do święceń tak kapłańskich, jak i stałego diakonatu posiadają wystarczającą
liturgiczną wiedzę. Chcę tu zauważyć jednak, że Sobór nie kładł nacisku na
wiedzę jako taką, mimo iż, oczywiście Konstytucja podkreślała ważność
liturgicznych studiów (nn. 15-17). Nie, pierwszą i podstawową formacją
liturgiczną jest zanurzenie się w liturgii, w wielkiej tajemnicy Boga naszego
kochającego Ojca. To sprawa życia liturgią w całym jej bogactwie, tak byśmy pijąc
z samych jej źródeł mogli zawsze odczuwać tęsknotę za jej lubością, porządkiem,
pięknem, ciszą, kontemplacją, egzaltacją, adoracją jej zdolnością do
kontaktowania nas w sposób intymny z Tym, który działa „w” i „poprzez” święte
ryty Kościoła. Oto dlaczego ci, którzy odbywają formację do posługi
duszpasterskiej powinni żyć liturgią w sposób najpełniejszy z możliwych w
seminariach i w domach formacji. Kandydaci na stałych diakonów powinni być
zanurzeni w intensywnym liturgicznym życiu nawet i przez dłuższy okres czasu. Również
dodałbym, że pełna i bogata w treści celebracja starożytnej formy Rytu
rzymskiego, Usus antiquior, powinna
stać się ważną częścią liturgicznej formacji kleru. Jak bowiem można właściwie
pojąć i celebrować zreformowane ryty w duchu hermeneutyki kontynuacji jeśli
nigdy nie doświadczyło się piękna liturgicznej Tradycji, którą przecież znali
Ojcowie Soboru?
Jeśli zwrócimy uwagę na to, jeśli nasi nowi księża i diakoni prawdziwie
odczują pragnienie liturgii, oni sami będą w stanie formować tych, którzy
powierzeni są ich opiece – nawet jeśli liturgiczne okoliczności i możliwości
ich kościelnych misji są znacznie skromniejsze od kościołów seminaryjnych lub
katedralnych. Znam wiele takich przykładów księży znajdujących się w takich
sytuacjach, którzy wychowują wiernych świeckich w duchu i potędze liturgii, i
których parafie są przykładami wielkiego liturgicznego piękna. Musimy pamiętać
że „szlachetna prostota” to nie to samo co redukcyjny minimalizm lub niedbały i
ordynarny styl. Jak naucza nas Ojciec Święty, papież Franciszek w Apostolskiej Adhortacji Evangelii Gaudium:
„Kościół ewangelizuje i daje się ewangelizować przez piękno liturgii, która
jest także celebrowaniem ewangelizacyjnej działalności oraz źródłem dawanie
siebie ciągle na nowo” (n. 24).
Po drugie, uważam, że jest niezmiernie ważnym wyjaśnienie jaka jest
natura liturgicznego uczestnictwa, participatio
actuosa, jak to zostało nazwane przez Sobór. W tej kwestii było aż nadto zamieszania
w ostatnich dekadach. Artykuł 48 Konstytucji stanowi: „Kościół zatem bowiem troszczy się o to, aby chrześcijanie podczas tego
misterium wiary nie byli obecni jak obcy i milczący widzowie, lecz aby przez
obrzędy i modlitwy tę tajemnicę dobrze zrozumieli, w świętej czynności uczestniczyli
świadomie, pobożnie i czynnie”.
Sobór widzi owe uczestnictwo w pierwszym rzędzie w znaczeniu wewnętrznym
dokonującym się poprzez właściwe zrozumienie rytów i modlitw. Ojcowie wezwali
wiernych do śpiewu, odpowiadania kapłanowi, podjęcia liturgicznej posługi,
która prawdziwie do nich należy, oczywiście, kładąc nacisk, by wszyscy byli „świadomi tego co robią z pobożnością i przy
pełnym zaangażowaniu”.
Jeśli zrozumiemy priorytet interioryzacji liturgicznego uczestnictwa uda
nam się uniknąć głośnego i niebezpiecznego aktywizmu, który stał się tak bardzo
widoczny w ostatnich dziesięcioleciach. Nie przychodzimy na liturgię, tak
jakbyśmy mieli występować na estradzie, by robić rzeczy, które inni mają
zobaczyć. Na liturgię przychodzimy, by połączyć się z działaniem Zbawiciela
poprzez interioryzację zewnętrznych liturgicznych rytów, modlitw, znaków i
symboli. I to właśnie od nas, którzy otrzymaliśmy powołanie do wypełniania tej
liturgicznej posługi, wymaga się tego bardziej niż od innych. Potrzebujemy
jednak również formacji wiernych, w sposób szczególny dzieci i młodzieży, w
prawdziwym sposobie liturgicznego uczestnictwa, w prawdziwej liturgicznej
modlitwie.
Po trzecie. Wspomniałem już o fakcie, że niektóre z reform wprowadzonych
w życie w okresie posoborowym mogły zostać zrealizowane w duchu ówczesnego
czasu i stały się przez to przedmiotem co raz to większej ilości krytycznych
naukowych opracowań dokonywanych przez wiernych synów i córki Kościoła, którzy
stawiali pytanie: Czy naprawdę wprowadzono w życie cele, które przyświecały
Soborowi, czy w rzeczywistości je pominięto?
Ta dyskusja toczy się pod tytułem „reformy liturgicznej reformy” i pamiętam,
że ks. Thomas Kocik przedstawił poważne studium na ten temat podczas
ubiegłorocznej konferencji Sacra Liturgia, która odbyła się w Nowym Jorku. Myślę,
że nie możemy porzucić możliwości lub nawet więcej, atrakcyjności oficjalnej
„reformy liturgicznej reformy”, ponieważ jej rzecznicy wysunęli kilka ważnych
postulatów, podejmując próbę bardziej wiernego zastosowania pouczenia z 23
numeru soborowej Konstytucji: „Aby
zachować zdrową tradycję, a jednocześnie otworzyć drogę do uprawnionego postępu”,
oraz „nowości należy wprowadzać tylko wtedy, gdy tego wymaga prawdziwe i
niewątpliwe dobro Kościoła, z zastrzeżeniem jednak, aby formy nowe wyrastały
niejako organicznie z form już istniejących”.
Rzeczywiście, mogę powiedzieć, że kiedy spotkałem się z Ojcem Świętym w
kwietniu b.r., papież Franciszek poprosił mnie, bym przestudiował zagadnienie
„reformy reformy” oraz to, w jaki sposób ubogacić obie formy Rytu rzymskiego. To
będzie bardzo delikatna praca i dlatego proszę Was o cierpliwość i modlitwę.
Lecz jeśli chcemy wierniej wdrożyć zapisy Sacrosanctum
Concilium, jeśli chcemy osiągnąć cele, które przyświecały Soborowi, musi
stać się to poważnym zagadnieniem, które mamy poważnie przestudiować, by
następnie podjąć się działania z konieczną jasnością i rozwagą.
My, księża, my, biskupi nosimy wielką odpowiedzialność. Jak bardzo nasz
dobry przykład wpływa na liturgiczną praktykę! Jak wielce nasza obojętność i
wykroczenia ranią Kościół i jego Świętą Liturgię! My, księża mamy być przede
wszystkim ludźmi kultu! Ludzie widzą różnicę pomiędzy księdzem, który celebruje
z wiarą i tym, który celebruje w pośpiechu, często spoglądając na zegarek, tak
jakby chciał wrócić przed telewizor tak szybko, jak to tylko możliwe! Drodzy
Księża! Nie możemy w naszym życiu czynić nic ważniejszego od sprawowania świętych
misteriów! Bądźmy uważni na pokusę liturgicznej gnuśności, ponieważ jest to
pokusa diabelska. Musimy pamiętać, że nie jesteśmy autorami liturgii. Jesteśmy jej
pokornymi sługami, poddanymi jej dyscyplinie i prawu. Jesteśmy również
odpowiedzialni za formację tych, którzy asystują w liturgicznej służbie zarówno
w duchu i potędze liturgii, jak i w jej przepisach. Widziałem czasami księży
odchodzących na bok, by pozwolić nadzwyczajnym szafarzom Komunii świętej
jej udzielać. To błąd! To zaprzeczenie kapłańskiej służby tak, jak
błędem jest klerykalizacja laikatu. Jeśli takie sytuacje mają miejsce to znak,
że formacja była zła, i że trzeba ją poprawić. Widziałem również księży i
biskupów ubranych już do celebracji Mszy Świętej, gdy wyciągali telefony,
kamery, by używać ich podczas Świętej Liturgii. To zachowanie godne potępienia,
kiedy nakładają na siebie liturgiczne szaty, czyniące z nich alter Christus, a nawet więcej ipse Christus – samego Chrystusa!
Zachowywać się tak to świętokradztwo! Żaden biskup, ksiądz, czy diakon ubrani w
liturgiczne szaty lub obecni w świątyni, nie powinien trzymać aparatów
fotograficznych, nawet podczas wielkich koncelebracji. Księża często tak czynią
na tego typu Mszach, rozmawiając między sobą i siedzą w byle jaki sposób. Myślę, że jest to znak, iż powinniśmy przemyśleć ponownie sensowność tego
typu celebracji, zwłaszcza jeśli pociągają księży do tego typu
skandalicznych zachowań, które są niegodne sprawowanego Misterium lub narażają
Najświętszy Sakrament na profanację.
Chcę zaapelować do wszystkich księży! Być może przeczytaliście mój
artykuł w L’Osservatore Romano w
zeszłym roku (12 czerwca 2015) lub mój wywiad z dziennikiem Famille Chrétienne z maja tego roku. Przy
obu okazjach powiedziałem, że wierzę, iż niezwykle ważnym jest, by tak szybko
jak to tylko możliwe powrócono do wspólnego kierunku modlitwy – księża i wierni
zwróceni razem w tym samym kierunku – ku Wschodowi, lub przynajmniej w stronę
absydy – w stronę Pana, który przychodzi, w tych częściach liturgicznych rytów,
w których odnosimy się do Boga. Taka praktyka jest dozwolona przez obecnie obowiązujące
przepisy. Jest w pełni legalna w nowym rycie. Uważam, że jest to bardzo ważny
krok, który upewni nas, że w naszych celebracjach to Bóg jest prawdziwie w
centrum.
A zatem, drodzy Księża, proszę was, by zastosować tę praktykę tak, gdzie
jest to możliwe, oczywiście z rozwagą i konieczną katechezą, lecz również z
pasterskim przekonaniem, że jest to coś dobrego dla Kościoła, coś dobrego dla
naszego ludu. Wasza duszpasterska ocena podpowie Wam, jak i kiedy będzie to
możliwe, lecz może pierwsza niedziela tegorocznego Adwentu (27 listopada –
przyp. tłum.), kiedy oczekujemy na Pana, „który ma nadejść” i „i który się nie
opóźnia”. (por. Introit Mszy z Środy pierwszego tygodnia Adwentu) byłaby ku
temu bardzo dobrą sposobnością. Drodzy Księża, powinniśmy ponownie posłuchać lamentu
Boga przekazanego nam przez proroka Jeremiasza: „Do mnie zaś plecami się
odwracają, a nie twarzą” (Jr 2, 27). Zwróćmy się ponownie ku Panu!
Chciałbym zaapelować do moich braci w biskupstwie. Proszę Was,
poprowadźcie Waszych księży i wiernych ku Bogu w ten oto sposób, szczególnie
podczas dużych celebracji w Waszych diecezjach i w Waszych katedrach. Proszę
Was, kształćcie Waszych seminarzystów z przekonaniem, iż nie zostaliśmy
powołani do kapłaństwa, by być w centrum kultu i by oddawać nam cześć, lecz by
prowadzić wiernych ku Chrystusowi jako współczciciele. Proszę Was, ułatwiajcie
tę jakże prostą, a jednocześnie jakże głęboka reformę w Waszych diecezjach,
katedrach, parafiach i seminariach.
Jako biskupi nosimy na sobie wielką odpowiedzialność i pewnego dnia
będziemy musieli odpowiedzieć przed Panem z naszego włodarzowania. Nie jesteśmy
właścicielami niczego! Tak, jak św. Paweł naucza, jesteśmy zaledwie: „sługami
Chrystusa i szafarzami tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1). Jesteśmy odpowiedzialni,
by zagwarantować, że święta rzeczywistość liturgii będzie poszanowana w naszych
diecezjach, oraz że nasi księża i diakoni nie tylko będą przestrzegać
liturgicznego prawa, ale poznają ducha i moc liturgii, z których to prawo
wypływa. Zostałem bardzo zbudowany po przeczytaniu prezentacji The Bishop: Governor, Promoter and Guardian
of the Liturgical Life of the Diocese, którą wygłosił na Konferencji Sacra
Liturgia w 2013 r. w Rzymie abp Alexander Sample z amerykańskiej diecezji
Portland, i po bratersku chciałbym zachęcić moich braci biskupów do dokładnego przestudiowania
tych rozważań.
W tym miejscu powtórzę to, co miałem okazję powiedzieć już w innym
miejscu, a mianowicie, że papież Franciszek poprosił mnie, bym kontynuował
liturgiczne dzieło rozpoczęta przez papieża Benedykta (patrz. Message to Sacra Liturgia USA 2015, New
York City). To, że mamy nowego papieża nie oznacza wcale, że wizja liturgii
jego poprzednika przestała być właściwą. Wprost przeciwnie, jak wiemy, Ojciec
Święty Franciszek ma największy szacunek dla wizji i poczynań papieża Benedykta
dokonywanych w całkowitej wierności intencjom Ojców Soboru.
Zanim zakończę, pozwólcie że wskażę kilka innych rozwiązań, które mogą
przyczynić się do bardziej wiernej wprowadzeniu w życie zapisów Sacrosanctum Concilium.
Po pierwsze, musimy liturgię śpiewać, musimy śpiewać liturgiczne teksty,
szanując liturgiczne tradycje Kościoła i radować się ze skarbca muzyki
sakralnej, która jest nasza, w sposób szczególny muzyki własnej Rytu rzymskiego,
czyli chorału gregoriańskiego. Mamy śpiewać muzykę sakralną a nie jakąś
religijną muzykę, albo co gorsze, świeckie piosenki.
Musimy utrzymać właściwą równowagę pomiędzy używaniem w liturgii języków
narodowych a łaciną. Sobór nigdy nie zarządził, aby rzymski ryt był sprawowany
tylko w językach narodowych. Dopuszczał on tylko możliwość większego ich
użycia, w sposób szczególny w czytaniach mszalnych. Dziś nie nastręcza to
żadnej trudności, mając w użyciu nowoczesne maszyny drukarskie, by ułatwić
zrozumienie używanych łacińskich tekstów, tak w liturgii eucharystycznej, jak
również podczas międzynarodowych zgromadzeń kiedy lokalny język jest
niezrozumiały przez licznie zebranych. I oczywistą sprawą jest to, że kiedy
używane są teksty w języku narodowym muszą być one wiernym tłumaczeniem
oryginalnego łacińskiego tekstu, jak to papież Franciszek ostatnio potwierdził
w rozmowie ze mną.
Musimy zagwarantować, że adoracja będzie sercem naszych liturgicznych
celebracji. Zbyt często nie przechodzimy od celebracji do adoracji, i jeśli
tego nie czynimy martwię się, że nie zawsze uczestniczymy w liturgii w sposób
pełny i całkowity. Dwie dyspozycje, które odnoszą się do naszego ciała są tu
nie do zastąpienia. Pierwszą z nich jest milczenie. Jeśli nigdy nie milknę,
jeśli liturgia nie daje mi przestrzeni ma modlitwę milczenia i kontemplacji,
jak mogę adorować Chrystusa? Jak mogę z Nim się połączyć w moim sercu i mojej
duszy? Milczenie jest bardzo ważne i nie tylko przed, ale również i po
liturgii.
Podobnie klękanie na konsekrację (kiedy nie zachodzą przeszkody zdrowotne)
jest fundamentalne. W kulturze zachodniej klękanie jest aktem adoracji i wyraża
naszą pokorę wobec Pana i Boga. Jest ono samo w sobie aktem modlitwy. Tam gdzie
klękanie i przyklękanie usunięto z liturgii, istnieje potrzeba przywrócenia
tego, zwłaszcza w czasie przyjmowania naszego Błogosławionego Pana w Komunii
Świętej.
Drodzy księża! Tak gdzie jest to możliwe, z duszpasterską roztropnością,
o której mówiłem wcześniej formułujcie ludzi w tym pięknym akcie kultu i
miłości. Uklęknijmy jeszcze raz w geście miłosnej adoracji przed
Eucharystycznym Panem! Mówiąc o przyjmowaniu Komunii Świętej na klęcząco chciałbym odwołać się
do listu z 2002 r. Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, który
wyjaśnia, że: „odmówienie Komunii świętej komuś ze względu na jego klęczącą
postawę jest poważnym złamaniem jednego z jego najbardziej podstawowych praw
jako wiernego świeckiego” (List, 1 lipca 2002, Notitiae, n. 436, XI-XII 2002,
p. 583).
Właściwy sposób ubierania się wszystkich osób wykonujących liturgiczne
funkcje w świątyni, nie wyłączając lektorów, jest również bardzo ważny. Jeśli
osoby te mają być uważane za autentycznych szafarzy i jeśli mają wykonywać
swe posługi w duchu decorum należnemu
Świętej Liturgii – również one poprzez strój mają ukazać właściwy szacunek dla
wykonywanych przez siebie posług.
Oto kilka sugestii. Jestem przekonany, że można poczynić ich znacznie
więcej. Pokazałem je Wam jako możliwe sposoby postępowania w celu właściwej celebracji liturgii zarówno „w sposób wewnętrzny, jak i zewnętrzny”, co było
pragnieniem wyrażonym przez kard. Ratzingera na początku jego wielkiego dzieła
„Duch liturgii”. Zachęcam Was do zrobienia wszystkiego co możliwe, by osiągnąć
ten cel, który całkowicie odpowiada nauczaniu Konstytucji o liturgii świętej
Soboru Watykańskiego II.