Każdy, kto choć raz odwiedził stolicę Italii wie, że podróżowanie rzymskimi środkami publicznego transportu to prawdziwy koszmar. Brak dostatecznej ilości miejsc parkingowych, tylko dwie linie metra, niezliczone, krążące wokół dworca Termini, Coloseum i Placu św. Piotra tłumy turystów, jak również nie najlepsza organizacja ruchu powodują, że Rzymianie, ci prawdziwi oraz ci kilkudniowi, prawie codziennie skazani są na stanie w gigantycznych korkach. Nie ma się więc co dziwić temu, że włodarze ATAC'u, czyli Przedsiębiorstwa Transportu Miejskiego, nie mogąc żadną miarą rozwiązać wspomnianych problemów zrezygnowali z umieszczania na przystankach jakichkolwiek rozkładów jazdy. W wyniku tego komunalne autobusy i tramwaje poruszają się po mieście zupełnie bezładnie, pojawiając się bądź to po kilka naraz, bądź znikając na długi czas bez wieści w czarnej komunikacyjnej dziurze. I tak dla przykładu: siedmio i pół kilometrową trasę, która dzieli nasze Collegium od Uniwersytetu na Lateranie, przy odrobinie szczęścia, można pokonać zaledwie w czterdzieści pięć minut, kiedy jednak zabraknie przychylności Merkurego trzeba nam wlec się w tramwajowej karawanie żelaznych czternastek, piątek i dziewiętnastek nierzadko i dwakroć dłużej. Na nic zdadzą się podniesione głosy, na nic wymachiwanie rękami, na nic prośby i groźby kierowane pod adresem każdego nie wyłączając samego Pana Boga - jedyne co pozostaje pasażerom w sytuacji tego komunikacyjnego chaosu to czekać.
Bez wątpienia, współczesny człowiek nie lubi oczekiwania. Despotyczne rządy nad światem dzisiejszej ''kultury'' wykorzeniły z jego życia wiele dużych i małych adwentów, oferując w zamian ''wszystko'' i ''od zaraz''. Całodobowe sklepy proponują nam swoje usługi siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dalekie podróże, kupno nowego domu lub wymarzonego samochodu przestały być efektem długoletniego odkładania grosza do grosza, a stały się kwestią jednego podpisu na bankowych dokumentach. Również niewinna i czysta przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną, radosny adwent życia małżeńskiego, został zastąpiony w naszych czasach przyzwoleniem na danie upustu drzemiącym w nas zwierzęcym instynktom już na pierwszej randce. Dlatego też pseudo-bożonarodzeniowe, medialne celebracje, których naocznymi świadkami jesteśmy już od blisko miesiąca, nie są tylko komercyjną zagrywką mającą na celu zwiększenie dochodów ze sprzedaży zalegających w magazynach produktów, ale są one przede wszystkim potwierdzeniem znacznie głębszych ewolucji, które dokonały się na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci w mentalności naszego społeczeństwa.
Cóż więc pozostaje żyjącemu jak gdyby ''Boga nie było'', bezkrytycznie i dobrowolnie poddającemu się dyktatowi telewizji dzisiejszemu człowiekowi? Paradoksalnie, jego jedyną nadzieją jest efekt uboczny dokonanych przemian - komunikacyjny korek. To właśnie na zatłoczonym przystanku, wypatrujący ciągle spóźnionych autobusów i tramwajów pasażer dostaje szansę na wyrwanie się z codziennego biegu, na zatrzymanie się i przeżycie swojego małego adwentu, w którym może zdać sobie sprawę z tego, że w życiu nie czeka się tylko na coś ale również na Kogoś.
W pierwszą Niedzielę Adwentu.
Salus Populi Romani - ora pro nobis!
P.S.
Niniejszy post powstał niemalże w całości w trakcie podróżowania tramwajami numer: 5, 14, 19 oraz autobusami: 3, 218, 571 i 702.
Bez wątpienia, współczesny człowiek nie lubi oczekiwania. Despotyczne rządy nad światem dzisiejszej ''kultury'' wykorzeniły z jego życia wiele dużych i małych adwentów, oferując w zamian ''wszystko'' i ''od zaraz''. Całodobowe sklepy proponują nam swoje usługi siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dalekie podróże, kupno nowego domu lub wymarzonego samochodu przestały być efektem długoletniego odkładania grosza do grosza, a stały się kwestią jednego podpisu na bankowych dokumentach. Również niewinna i czysta przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną, radosny adwent życia małżeńskiego, został zastąpiony w naszych czasach przyzwoleniem na danie upustu drzemiącym w nas zwierzęcym instynktom już na pierwszej randce. Dlatego też pseudo-bożonarodzeniowe, medialne celebracje, których naocznymi świadkami jesteśmy już od blisko miesiąca, nie są tylko komercyjną zagrywką mającą na celu zwiększenie dochodów ze sprzedaży zalegających w magazynach produktów, ale są one przede wszystkim potwierdzeniem znacznie głębszych ewolucji, które dokonały się na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci w mentalności naszego społeczeństwa.
Cóż więc pozostaje żyjącemu jak gdyby ''Boga nie było'', bezkrytycznie i dobrowolnie poddającemu się dyktatowi telewizji dzisiejszemu człowiekowi? Paradoksalnie, jego jedyną nadzieją jest efekt uboczny dokonanych przemian - komunikacyjny korek. To właśnie na zatłoczonym przystanku, wypatrujący ciągle spóźnionych autobusów i tramwajów pasażer dostaje szansę na wyrwanie się z codziennego biegu, na zatrzymanie się i przeżycie swojego małego adwentu, w którym może zdać sobie sprawę z tego, że w życiu nie czeka się tylko na coś ale również na Kogoś.
W pierwszą Niedzielę Adwentu.
Salus Populi Romani - ora pro nobis!
P.S.
Niniejszy post powstał niemalże w całości w trakcie podróżowania tramwajami numer: 5, 14, 19 oraz autobusami: 3, 218, 571 i 702.