piątek, 19 listopada 2010

21/12/2012, czyli myśl o końcu świata

        ''Bądź gotów!''. Kilka dni temu jakaś nieznana mi osoba przysłała na moją elektroniczną skrzynkę wiadomość rozpoczynającą się właśnie od tych słów: ''Bądź gotów!''. Anonimowy nadawca listu, powołując się na wyliczenia ''nieomylnego w zakresie astronomii plemienia Majów'', w zgrabnych słowach przekonywał mnie, że koniec świata jest już tuż tuż, że naszej cywilizacji zostało mniej więcej dwadzieścia pięć miesięcy istnienia, i że w grudniu 2012 roku nie będzie nam dane zasiąść do wigilijnego stołu. 
           Po przeczytaniu tej wiadomości  stwierdziłem, że rzeczywiście jest coś na rzeczy. Bynajmniej jednak nie z powodu zawartego w tekście, pełnego naturalnych katastrof, apokaliptycznego opisu czekających nas wydarzeń, nawet nie z powodu ludzkiej naiwności, która co kilka bądź kilkanaście lat daje się przekonywać, że nie warto jest trzymać oszczędności na długoterminowych lokatach, lecz z powodu ogólnego przeświadczenia ludzi różnych religii, kultur i narodów, iż świat znalazł się w tak krytycznym punkcie swoich dziejów, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest jego koniec.
          ''Być w Rzymie i nie zobaczyć papieża'' - ten pielgrzymi grzech, może być odpuszczony tylko poprzez wizytę w Watykańskich Muzeach. Krocząc długimi, kilometrowymi korytarzami, przechodząc z sali do sali, przyglądając się malunkom Fra Angelico, Leonarda da Vinci, Rafaela i Caravaggia, mijając egipskie mumie, marmurową mękę Laokona oraz wczesnochrześcijańskie sarkofagi można napełnić swą duszę uświęcającą łaską, która płynie ze spotkania z pięknem. Jeśli rozgrzeszenie ze wspomnianego zaniedbania otrzymuje się przemierzając muzealne pokoje, to odpust zupełny można uzyskać tylko pod sklepieniem Sykstyńskiej Kaplicy.
        Wzniesiona staraniem Ojca św. Sykstusa IV późnośredniowieczna budowla jak magnez przyciąga miliony turystów, którzy przybywają tu z całego świata, by podziwiać jej malarski wystrój - freski pędzla Michała Anioła. Muzealny przewodnik podaje, że mistrz Buonarotti potrzebował czterech i pół roku żmudnej pracy, by udekorować biblijnymi obrazami kapliczny sufit oraz, że kolejne czterysta pięćdziesiąt dni zajęło mu wymalowanie wielkiej sceny przedstawiającej ostatni dzień w historii świata - Sąd Ostateczny.
          W samym centrum tego renesansowego arcydzieła jaśnieje postać zstępującego na obłokach Zbawiciela, który ze wzniesioną w karzącym geście ręką oddziela rzesze świętych od tłumu potępionych. Tuż obok Pana Jezusa stoi Matka Najświętsza. Co ciekawe, Maryja  nie wznosi swych oczu ku górze, nie przygląda się tym, którzy jak święci Piotr, Bartłomiej, Wawrzyniec, Sebastian czy Katarzyna Aleksandryjska dostąpili już chwały nieba, lecz z zatroskaniem patrzy na desperacką próbę jednego z anonimowych świętych, który przy pomocy różańca wyciąga z piekła dwójkę potępieńców. Nad całą zaś sceną sądu, w lewym górnym rogu, widnieje trzymany przez aniołów Chrystusowy Krzyż.
         Jako chrześcijanie nie możemy mieć co do tego żadnych wątpliwości:  koniec świata kiedyś nadejdzie. Czy nastąpi to 21 grudnia 2012 roku? Nie wiem. Może wcale nie trzeba będzie czekać tych dwudziestu pięciu miesięcy i niebo otworzy się ponad nami już jutro? Kto wie? Mówi Pismo Święte: ''Czuwajcie i bądźcie gotowi, bo w chwili w której się nie domyślacie Syn Człowieczy przyjdzie''.  Dla tych zaś, którzy zżerani własną ciekawością chcieliby poznać bliższą datę końca świata, proponuję taką oto moją osobistą przepowiednię: ''Koniec świata nastąpi albo za dnia albo w nocy''. Mamy więc pięćdziesiąt procent szans na to, że uda się nam dobrze wytypować porę ponownego przyjścia Zbawiciela. Osobiście skłaniałbym się ku dniowi. Dlaczego? Myślę, że w swoim wielkim miłosierdziu dobry Bóg przewidział i to, że w dziennym świetle będzie nam znacznie łatwiej chwytać się zwisających z nieba różańców.
W przeddzień Uroczystości Chrystusa Króla Wszechświata.
Refugium peccatorum - ora pro nobis!

4 komentarze:

  1. Komentarz [cz.1]

    Z góry przepraszam, może nie za bardzo na temat,
    ale ja chce powiedzieć jak to będzie naprawdę z tym 2012.
    Już pomijając fakt, że skończy się kalendarz Majów,
    a zacznie Czerwców...
    Ostatnio miałem dość niespokojny sen:

    ... i przyszedł grudzień 2012 roku.
    I pojawiła się na niebie asteroida.
    I zaczęła spadać na Ziemię.
    I nastał na Ziemi czas paniki: oto koniec świata według kamiennego Kalendarza Majów.
    I upadła asteroida na kamień z Kalendarzem Majów.
    I uniósł się w powietrze wielki pył.
    I rozeszła się wielka fala uderzeniowa.


    I kiedy pył opadł, w miejscu rozbitego kalendarza
    pojawił się nowy kamień z Kalendarzem Majów, do 32119 roku.
    I obok niego ukazał się mniejszy kamień.
    I napisane było na nim:
    "Następny kalendarz przysłany będzie
    dokładnie w ostatnim dniu ważności starego kalendarza.
    Dziękujemy za korzystanie z naszych kamiennych kalendarzy".

    Taka to prawda o tym 2012...

    [koniec cz.1]

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno uwierzyc ze w swiecie wspolczesnym ludzie wierza w takie bzdury. Jeszcze dziwniejsze jest to ze rzadko kto wierzy ze Jezus Chrustus czynil cuda. Ale w kalendarze Majow i bzdurne przepowiednie, nie ma problemu, to nie jest smieszne i irracjonalne, w to sie wierzy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jay! ''Raz, Dwa, Trzy'' - śpiewali kiedyś, że ''Trudno nie wierzyć w nic''. I to prawda. Jeśli człowiek nie znajdzie prawdziwej wiary to zaraz będzie szukał jej namiastki i stąd: wróżki, horoskopy, czerwone wstążeczki przy dziecinnych łóżeczkach, itd. Jak się nie wierzy W Boga, to zaraz zaczyna się wierzyć we wszystko, łącznie z tym, że 21 grudnia tego roku nadejdzie koniec świata. Dziękuję za wpis i ponownie zapraszam na Cogitarium! :)

      Usuń
  3. Żarty się skończyły. Bóg traci cierpliwość.
    Życie na ziemi to nieustanna walka. Walka z diabłem, pokusami, z lenistwem i wadami.
    Koniec świata może być w każdej chwili. Pomyśl o wieczności. Masz do wyboru niebo albo piekło.
    Nie dbasz o zbawienie duszy?
    http://tradycja-2007.blog.onet.pl/



    OdpowiedzUsuń