czwartek, 20 września 2012

60-ty grosz do reformy liturgicznej reformy, czyli jeszcze o duchu liturgii

       "Trzy cuda nieustannie rozkwitają w ogrodzie Oblubienicy Chrystusa: mądrość Jej doktorów, heroizm Jej świętych i męczenników oraz blask Jej liturgii. Et hi tres unum sint! Te trzy są jednym! Liturgia jest bowiem sama w sobie jedną wielką pieśnią mądrości i miłości, która streszcza oba porządki intelektu i woli wynosząc je do poziomu modlitwy". Dom Gérard Calvet OSB

       Czym jest liturgia? - zapytał pewnego dnia cesarz Karol Wielki swego doradcę Alkuina, a ten bez wahania odparł: "Liturgia jest bożą radością". Podczas celebracji wigilii paschalnej, serca całego roku liturgicznego w kościołach katolickich brzmi śpiew Exultetu, wielkiej pieśni zwycięstwa narodu odkupionego, który przeszedłszy przez Morze Czerwone swoich nieprawości, niczym panna przystrojona w weselnym orszaku wychodzi na spotkanie swego Oblubieńca. "Zdobny blaskiem takiej światłości, raduj się, Kościele święty, Matko nasza!". Echo orędzia paschalnego pobrzmiewa w każdej Mszy świętej, w której poprzez sakramentalne ponowienie krzyżowej ofiary uobecnia się na nowo dzieło chrystusowego Odkupienia - największy powód naszej radości. To, co Adam odrzucił poprzez swe nieposłuszeństwo było dla ludzkości powodem smutku i rozpaczy, to zaś, co zostało przyniesione przez Zbawiciela, wszelka łaska i błogosławieństwo wysłużone w godzinie Jego męki i śmierci staje się dla tych, którzy się do Niego przyznają, wiecznym i jedynie-prawdziwym szczęściem wypływającym ze świadomości ostatecznego zwycięstwa nad Diabłem, grzechem i naszym biologicznym przemijaniem. Właśnie to zwycięstwo pozwala nam już tu na ziemi uczestniczyć w radosnej liturgii niebieskiego Jeruzalem gdzie ponad "tłumem, którego nikt nie mógł policzyć", ponad zastępami aniołów i świętych wznosi się wielka pieśń uwielbienia: "Sanctus, sanctus, sanctus". To radość z faktu wejścia na chwilę do nieba powinna koncentrować całą naszą uwagę ilekroć przekraczamy próg świątyni.
       Pytanie, które stawiam teraz brzmi: Jak ta radość jest wyrażana przez wiernych?
       Nie tak dawno, bo niespełna tydzień temu, dane mi było uczestniczyć w Dniach Młodych naszej sandomierskiej diecezji. W ciągu trzech dni do Ostrowca Świętokrzyskiego przybyło ponad pięć tysięcy dziewcząt i chłopców, którzy w zdecydowanej większości są zaangażowani w różnego rodzaju ruchy kościelne, a co za tym idzie, posiadają pewną formację liturgiczną. Jednym słowem - elita.
    Na sobotni wieczór, w kościele św. Michała Archanioła zostało zaplanowane nabożeństwo eucharystyczne, które sam zresztą miałem zasczyt poprowadzić. Po zakończonej liturgii słowa rozpoczęła się adoracja Najświętszego Sakramentu i tu, ku mojemu zdziwieniu, spostrzegłem, że ta młodzieżowa "elita" nie potrafi, albo lepiej, znosi  z wielkim trudem, trwanie na modlitwie w ciszy. Kiedy brzmiały gitary, bębenki i skrzypce, kiedy po kościele rozchodził się głos pieśni młodzi byli sobą. Czuli się pewnie. Uśmiechnięci w geście uwielbienia podnosili swoje ręce. Wystarczyło jednak tylko by na kilka chwil umilkły instrumenty, a zaraz całą świątynię napełniał dziwny duch poszukiwania czegokolwiek, co mogłoby przerwać kontemplacyjne milczenie. Głos telofonicznego dzwonka, następujący po nim szybko przytłumiony wybuch śmiechu, szukanie kontaktu wzrokowego z kimkolwiek. Totalne zagubienie się w ciszy. Wiem, że generalizuję, bo z pewnością było tam wiele osób, które autentycznie się modliły, ale ogólna atmosfera była właśnie taka. Potwierdziły to dwa spontaniczne i donośne wybuchy oklasków zaraz po kończącej nabożeństwo pieśni. Czy radość ta wypływała z autentycznego doświadczenia Misterium eucharystycznego, trwania na modlitwie przed Chrystusem prawdziwie obecnym, z możliwości wejścia na chwilę do nieba, czy raczej z faktu wspólnego przeżycia pewnego emocjonalno-estetycznego doświadczenia? Przyznam się Wam szczerze, że nie znam odpowiedzi na to pytanie.
       W jakim duchu ma być sprawowana katolicka liturgia? Czy ma być ona głównie lautretyczna, skoncentrowana na adoracji Boga, czy też przede wszystkim skupiona na dydaktyzmie, nieustannym pouczaniu i wyjaśnianiu, na czynniku wspólnotowotwórczym, rozumienjącym atrkacyjność liturgiczną głównie w kategoriach wprowdzania do niej coraz to nowych i nowych elementów? Myślę, że jest to podstawowa kwestia, która powinna stać się celem teologiczno-liturgicznych dyskusji, gdyż nieumięjętne ujęcie tego jakże waszkiego zagadnienia prowadzi nieuchronnie do zubożenia i zbagatelizowania bogactwa kultycznego Kościoła i w konsekwencji do pozbawienia nas uczestnictwa w jedynie-prawdziwej radości.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz