piątek, 14 marca 2014

Życie to nie Harlem shake - nauka rekolekcyjna dla młodzieży

Choćbyście wszystko mieli zapomnieć z tego, co tu powiem jedną rzecz musicie zapamiętać - człowiek żyje tylko raz. Nie mamy drugiego życia do przeżycia. Nasze życie to nie gra komputerowa, w której na wypadek pomyłki masz jeszcze trzy albo cztery dodatkowe szanse. Żyje się tylko raz i możesz to życie przeżyć albo dobrze, albo źle. Możesz uczynić je jedynym i niepowtarzalnym w swoim rodzaju doświadczeniem tego, co najlepsze, najpiękniejsze i najbardziej wartościowe, ale możesz i najzwyczajniej w świecie to życie przegrać, możesz dać się oszukać. To trochę tak, jak z jedzeniem słodyczy, dopóki nie skosztujesz najlepszej na świecie belgijskiej czekolady, za najsmaczniejszą uważasz czekoladę z „Biedronki”.
To prawda. Kiedy ma się 16, 17 i 18 lat dużo rzeczy wydaje się innymi niż są w rzeczywistości. Trudny okres dojrzewania, buzują hormony, kłócisz się z każdym o wszystko, tylko ty masz racje. Twój ojciec to ćwok. Matka to idiotka, a nauczyciele - banda kretynów, która udaje, że coś wie. Kiedy ma się 16, 17 i 18 lat upić się na umór jest dowodem wolności, kłótnie z rodzicami uchodzą za przejaw niezależności, a sypianie z chłopakiem lub z dziewczyną za oznakę dorosłości. Kiedy jest się w tym głupim wieku pociąg seksualny, czysta biologia, wydaje się być wielkim i wiecznym uczuciem … Guzik prawda! Dopóki nie spróbujecie, jak smakuje miłość Chrystusa nie macie pojęcia, jaki ciężar mają słowa: „Kocham Cię”, i co to znaczy być z drugą osobą.
Powiem Wam coś. Może jeszcze nikt Wam tego nie powiedział w taki sposób – życie to nie zabawa, życie to nie jest jeden wielki Harlem-shake. Życie to bardzo poważna sprawa. Dorastanie jest poważne, nauka, przyjaźnie, miłość, małżeństwo, rodzina, dzieci, praca, zarobki, mieszkanie, nieszczęśliwe wypadki, zdrowie i choroby, śmierć bliskich osób – to nie Harlem-shake, to są bardzo poważne sprawy. Możecie je przeżywać albo z Bogiem, albo bez Niego, albo według podanych przez Niego zasad, według Ewangelii, albo wbrew tej nauce, wbrew zasadom.
Nie wierzcie tym, którzy zachęcają was do łamania zasad w imię wolności i miłości. Tam, gdzie łamane są zasady prawdziwa miłość umiera, a wolność staje się formą zniewolenia. Mówię tu o prawdziwej Miłości i o prawdziwej Wolności. O Wolności pisanej przez duże „W” i o Miłości przez duże „M”. Mówię o Miłości, "która nie szuka swego, nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu", Miłości, która nie gorszy innych, ale czyni człowieka lepszym, wewnętrznie bogatszym, bardziej wrażliwym na piękno i na potrzeby bliźniego. Mówię tu o Miłości, która w dziewczynie nie widzi tylko jej nóg i wielkości biustu. O Miłości, która jest wrażliwa na potrzeby człowieka zanim jeszcze te zostaną wypowiedziane. Miłości, która nie chce, aby ktokolwiek płakał z Jej powodu, aby ktokolwiek był przez Nią raniony, aby zaczął wątpić w to, czy To uczucie w ogóle istnieje? Taka Miłość ma swój wspólny mianownik. Tym wspólnym mianownikiem jest Bóg. Tym mianownikiem jest Chrystus. Każdy z nas chce być kochany na taki sposób, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. A jeśli w tym okresie waszego życia nie czujecie potrzeby takiej Miłości to znaczy, że coś z wami jest nie tak, że telewizja przewróciła wam w głowie, że wasze serca są źle nastrojone.
To było na pierwszym roku moich studiów w Rzymie. Na święta wielkanocne zostałem poproszony przez jednego z włoskich księży o pomoc w spowiedzi i odprawianiu nabożeństw. Miałem do pokonania prawie sześć godzin drogi, bo dotrzeć musiałem z Rzymu aż do Genui. Kupiłem bilet i wsiadłem do pociągu. Obok mnie siedziała para młodych ludzi – chłopak i dziewczyna. Rozmawiali, śmiali się, jedli kanapki. Normalne sprawy. Kiedy jednak pociąg przyśpieszył okazało się, że drzwi do wagonu, przy których znajdowały się nasze miejsca są zepsute i za każdym razem, kiedy pociąg wchodził w zakręt one otwierały się z wielkim hukiem. Brzmiało to miej więcej tak: szyyy bum, zakręt w prawo - szyyy bum i zakręt w lewo - szyyy bum. Chłopak widząc, że z powodu hałasu dziewczyna nie mogła zasnąć stanął przy tych drzwiach i kiedy one zaczynały się otwierać łapał je w biegu, aby nie robiły hałasu. Patrzyłem na niego z podziwem. Ile czasu to trwało nie potrafię wam powiedzieć, ponieważ korzystając z chwili ciszy sam się zdrzemnąłem, ale kiedy obudziłem się na jakiejś stacji para siedziała obok siebie, a chłopak trzymał w rękach Pismo Święte. Powiedziałem do siebie: „Ok stary. Teraz rozumiem”.
Taka miłość nie bierze się z niczego. Taka miłość nie przychodzi od tak sobie. Takiej miłości nie nauczysz się z kolorowych gazet i z filmów na Polsacie po 23-ej. Takiej miłości, miłości pięknej, miłości gotowej do ponoszenia ofiar, miłości uprzedzającej pragnienia kochanej osoby uczy tylko Bóg. Dziewczyny, tylko nie mówcie mi, że nie chciałybyście w ten sposób być traktowane - jak księżniczki. Tylko nie mówicie mi, że nie chciałybyście być tak kochane, noszone na rękach przez waszych mężów. Jeśli teraz czujecie w sercu tęsknotę za taką miłością to się szanujcie i módlcie się od dzisiaj o to, abyście spotkali mężczyzn, którzy pokochają was właśnie w taki sposób. Chłopaki, powiedzcie chcielibyście mieć żony, dla których będziecie supermanami? Które każdego dnia, aż do starości, aż po grób będą na was patrzeć z podziwem i myśleć: „Nie ma takiego drugiego na świecie. Ale ze mnie szczęściara”. Jeśli tak, to przyjdźcie do Jezusa! On was takiej miłości nauczy!
Kiedy się ma 16, 17 i 18 lat człowiek jest niezwykle wrażliwy na wiele wydarzeń życiowych. Jest się wtedy bardzo delikatnym pod względem uczuciowym i bardzo łatwo jest się poranić, połamać i to nieraz  na całe życie. Stąd zwracam się do Was z przestrogą. Nie zostawiajcie zbyt szybko okresu dzieciństwa! Nie udajcie i nie bawcie się w dorosłych! Na wszystko przyjdzie czas. Zobaczycie, że będziecie tęsknić za beztroską tego okresu. Będziecie chcieli cofnąć czas, ale tego nie da się już zrobić. Dlatego nie chciejcie zbyt szybko przestawać być dziećmi. Kiedy głupie pomysły będą wam przychodzić do głowy mówcie sobie –„Jestem jeszcze dzieckiem”, „Jeszcze nie teraz”. Teraz jest czas na inne sprawy. Na inną formę miłości. Teraz jest czas na przyjaźń. Pielęgnujcie i troszczcie się o te szkolne przyjaźnie. Miejcie do siebie zaufanie, wspierajcie się w trudnych chwilach, módlcie się za siebie nawzajem, a znajomości ze szkolnych ławek przetrwają lata. Dziesiątki lat. Za lat dwadzieścia i czterdzieści będziecie się spotykać na klasowych zjazdach, starsi, stateczni panowie i poważne panie, a dzięki tej czystej przyjaźni, którą teraz nawiążecie ciągle będziecie młodzieńcami. Uciekniecie goniącemu Was czasowi, bo będziecie mieli do czego wracać - do pięknych i radosnych wspomnień. Nie będziecie musieli o niczym zapominać, niczego wyrzucać z pamięci, niczego się wstydzić.
Dziś jest dzień rekolekcyjnej spowiedzi. Jeśli ktoś coś ma na sumieniu, jeśli jeszcze nie pozwoliliście na to, aby Jezus dotknął wasze serca, wasze dusze Swym miłosierdziem, pozwólcie, aby uczynił to dzisiaj. Nie bójcie się spowiadać. Nie bójcie się tego, co powie wam ksiądz. W konfesjonale spowiadasz się nie człowiekowi, nie księdzu, ale Bogu. Nie bójcie się! Miłość Jezusa zabiera strach. Zakosztujcie smaku Boga, zakosztujcie, jak smakuje Jego przebaczenie. Przypomnijcie sobie dzień waszej pierwszej komunii, z jakim przejęciem szliście do kościoła. Tak bardzo wam zależało. Jezus powiedział, że „jeśli nie staniecie się jak dzieci nie wejdziecie do królestwa bożego”, dlatego z ufnością dziecka, które wie, że ojciec zawsze mu wybacza, gdy ono do wszystkiego się przyzna, przystąpcie do tego Sakramentu. Oto kilka praktycznych wskazówek:
- zróbcie dobry rachunek sumienia;
- wyznawajcie swoje grzechy w sposób zwięzły, dokładnie podając towarzyszące im okoliczności;
- wzbudźcie żal za grzechy i postanówcie poprawę;
- na spowiedzi nie starajcie się wchodzić w dłuższe rozmowy, natomiast starajcie się dostrzec oczyma wiary w spowiedniku miłosiernego ojca, lekarza i sędziego.
Nie bójcie się znowu stać dziećmi! I jeszcze jedno. Nie wychodźcie z kościoła bez Eucharystii. To Ona jest z całych tych rekolekcji najważniejsza.
Regina Familiae - ora pro nobis!
Nauka rekolekcyjna wygłoszona w kościele p.w. św. Józefa w Sandomierzu, dnia 14 marca 2014 r.

4 komentarze:

  1. Dobrze powiedziane, ale troszke emigmatyczne. We wszystkim w życiu najlepiej i najmądrzej poradzić sobie można z miłością Chrystusa - czyli z czym???

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłość sama w sobie jest enigmatyczna. Wybierz na męża lub żonę z miliardów ludzi jedną osobę. To przecież matematyczne szaleństwo, ale i tajemnica. Dlaczego on lub ona? Co ma takiego, czego nie mają inni? Nie lubię określenia, że miłość to chemia, że tam jest jakaś przewidywalność, że wystarczy wziąć krem na twarz + cień do powiek + założyć tę bluzkę + tamtą spódnicę + powiedzieć taki a taki komplement + uśmiechnąć się i dwa razy zażartować, a wyjdzie z tego miłość. Nie wyjdzie. Może wyjść romans, ale nie Miłość. A wracając do enigmatyczności to lepiej jest mówić nie odkrywając wszystkich kart, przecież: "zawsze się ulega urokowi tajemnicy" :) Dzięki za wpis!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy wpis. Za każdym razem gdy poznaje się nową dziewczynę - ma sie wrażenie, "to ta jedyna - tak to napewno ona!". Z czasem w okresie dojrzewania uczymy się jak rozpoznać tą prawdziwą od cielesnej. Sądzę że to właśnie te "porażki" w okresie dojżewania czynią nas lepszymi mężami i żonami :)

    OdpowiedzUsuń