środa, 23 lutego 2011

O Polakach w Mandżurii, czyli pierwsza myśl chińska

       ''Wiktor Radwan mieszkający w Mandżurii od przeszło trzydziestu lat twierdzi, że Polska może sprzedawać wiele towarów na Daleki Wschód. Rynek dalekowschodni jest tak chłonny, że można tam sprzedawać dosłownie wszystko. Urządzenia sanitarno-higieniczne, umywalnie, wanny, rury, materiały włókiennicze, galanterię damską i męską, torebki damskie, rękawiczki, sprzączki, sznurowadła, berety, pergamin, klej kostny, skóry, blachę cynkową, drut, nasiona buraczane, artykuły spożywcze, papier, zioła, kołdry, koce. Dwa lata temu powstała mała firma prywatna do handlu z Dalekim Wschodem. W ciągu roku jej obroty wzrosły stokrotnie! Pan Radwan pyta: Dlaczego nie powstają kolejne takie firmy? Tym bardziej, że mamy otwartą drogę przez Gdynię, skąd można dotrzeć wszędzie!" (Fragment wywiadu z Wiktorem Radwanem, prezesem Polskiej Izby Handlowej w chińskim mieście Harbin, opublikowanym w "Ilustrowanym Kurierze Codziennym" 24 stycznia 1939 roku).

       Po nitce do kłębka. Zainteresowany treścią artykułu sprzed ponad siedemdziesięciu lat o świetnie prosperującej w Kraju Środka Polskiej Izbie Handlowej postanowiłem dowiedzieć się o niej czegoś więcej. I oto ku mojemu zdziwieniu, z dostępnych mi historycznych źródeł wyłonił się barwny obraz nie tyle już samej odnoszącej sukces za sukcesem komercyjnej instytucji, ile raczej dużej, liczącej blisko piętnaście tysięcy osób, polskiej wspólnoty, która na przestrzeni kilku dekad zamieszkiwała to północnochińskie miasto.
      Pierwsi Polacy zaczęli przybywać w te strony już w drugiej połowie XIX wieku w poszukiwaniu pracy przy budowie najdłuższej gałęzi komunikacyjnej tamtych czasów, liczącej tysiąc pięćset kilometrów wielkiej Kolej Wschodniochińskiej. W skolonizowanym przez naszych pobratymców mieście, całymi latami, bujnie rozwijało się życie kulturalne, naukowe i religijne. Staraniem miejscowego duszpasterza ks. Władysława Ostrowskiego zostały powołane do istnienia liczne polskie stowarzyszenia, zespoły muzyczne i kluby sportowe. W ławach Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza kształcili się wybitni polscy pisarze i profesorowie: Teodor Parnicki, Edward Kajdański, Stanisław Maria Saliński, Jan Sołecki, Julian Samójłło. Ukazywały się polskojęzyczne czasopsima: "Tygodnik Polski", "Polski Kurier Wieczorny Dalekiego Wschodu", "Listy Polskie z Dalekiego Wschodu", ''Pamiętnik Charbński''. Prężnie działały dwie polskie parafie, a w 1919 roku dla potrzeb miejscowej Polonii otwarty został konsulat. O wysokim poziomie wychowania i zaszczepionego w tamtejszej młodzieży gorącego poczucia patriotyzmu niech świadczy fakt, że kiedy po klęsce wrześniowej najpierw we Francji, a później w Wielkiej Brytanii odbudowywane były struktury Polskiego Wojska, Polonusi z Harbinu tłumnie garnęli się do niego nie zważając, ani na konieczność przebycia długiej drogi, ani na to, że zdecydowana większość z nich Polski nigdy na oczy nie widziała. Wspominając o walczących w mundurach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie ''mandżurskich Polakach'' warto jest jednym słowem nadmienić o postaci urodzonego w Harbinie porucznika Świderskiego, który walcząc w szeregach 12 Pułku Ułanów Podolskich, tuż po zdobyciu klasztoru na Monte Cassino zatknął na jego gruzach biało-czerwoną flagę.
      Dziś, po żyjących przed latami w Harbinie Polakach pozostały tylko dwie pamiątki. Pierwszą z nich jest most kolejowy, który śrubka w śrubkę przypomina warszawski most Kierbedzia. Nawiasem mówiąc podobieństwo obu konstrukcji nie jest przypadkowe, gdyż projektantem tej ''chińskiej'' budowli był  nie kto inny jak inż. Stanisław Kierbedź, bratanek i imiennik budowniczego pierwszego stalowego mostu na Wiśle. Drugą pamiątką, która dotrwała do naszych czasów jest budynek polskiego, katolickiego kościoła, w którym po dziś dzień sprawowane są Msze Święte. Non omnis moriar.
     Czytam raz jeszcze przedwojenny, pełen entuzjazmu wywiad z prezesem Radwanem. Wydrukowano go w Kurierze na kilka miesięcy przed tragicznym wrześniem 39 roku. Już za niedługo miało okazać się, że z jego marzeń o silnej gospodarczo, eksportującej na dalekowschodnie rynki swe produkty Polski nie pozostanie prawie nic. Szkoda, bo kto wie, czy gdyby nie wybuch Drugiej Wojny Światowej to właśnie artykuły z napisem ''MADE IN POLAND'' nie zalałyby azjatyckich, a może i światowych rynków, tak jak czynią to dzisiaj rury, koce, rękawiczki, sprzączki, sznurowadła i berety z napisem ''MADE IN CHINA''. 

1 komentarz:

  1. Most w Harbinie jest tylko umownie nazywany "Kierbedzia" z racji pełnienia przez niego funkcji zastępcy prezesa Towarzystwa Kolei Wschodnio-Chinskiej w Petersburgu.Sam most był wykonany według typowych rysunków rosyjskiego inżyniera Proskuriakowa.Harbinski most nie mial nic wspolnego z przestarzałą już wtedy technologicznie konstrukcją mostu warszawskiego.

    OdpowiedzUsuń