– Skąd u człowieka, który nie może pamiętać
liturgii przedsoborowej kiedy była ona codziennością Kościoła zainteresowanie
starym rytem Mszy świętej?
– Nasz duszpasterz, ks. dr Krzysztof Irek nie
używa wyrażenia stary ryt. Jest to tradycyjny, klasyczny ryt rzymski, który
rozwija się nieprzerwanie od blisko 2000 lat i sięga swymi początkami czasów
apostolskich, synagogalnych. Dobrą ilustracją tego jest chorał gregoriański,
który jest dojrzałą modyfikacją śpiewu synagogalnego. A moje osobiste
zainteresowanie wiąże się z rozwojem mojego życia duchowego, który doprowadził
mnie do odkrycia skarbów tradycyjnej liturgii. Bardzo ważnym impulsem dla mnie
było wydanie w 2007 r. przez papieża Benedykta XVI Motu proprio, „Summorum
Pontificum”, który uregulował status prawny Mszy w rycie klasycznym i dał
każdemu księdzu prawo do sprawowania tej liturgii.
– Czy Msza w rycie posoborowym, w językach
narodowych, to proste odwzorowanie Mszy po łacinie w rycie trydenckim?
– To nie jest proste odwzorowanie. Dużo na ten
temat pisał kardynał Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, który
stwierdził jednoznacznie, że wprowadzenie reformy posoborowej było tylko jednym
z możliwych, a nie jedynym sposobem zastosowania w praktyce zapisów Konstytucji
o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium. W wielu miejscach oba ryty się
różnią, ale wiele spraw jest wspólnych, a najważniejszą z nich jest świętość
obu rytów. Jak to pięknie wyraził papież Benedykt XVI: „To, co dla poprzednich
pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie”. W obu formach
mamy do czynienia z tym samym Trójjedynym Bogiem, z tą samą Ofiarą. Podczas
Mszy świętej, czy to sprawowanej w języku łacińskim czy w języku polskim,
ponawiana jest sama Ofiara Golgoty. Krew Chrystusa przelewana jest za nasze
grzechy na każdym ołtarzu, czy jest to ołtarz zwrócony w stronę krzyża, czy w
stronę wiernych.
– Dobra znajomość łaciny wydaje się niezbędna
przy służeniu do Mszy w rycie trydenckim. Jak u pana wygląda znajomość tego
języka?
– Żeby służyć do Mszy świętej w klasycznym
rycie potrzebna jest podstawowa znajomość języka łacińskiego. Ja cały czas się
dokształcam. Wiele tekstów trzeba przyswoić sobie na pamięć, ale nie jest to
wysiłek ponad ludzkie siły. Przygotowując się do służenia we Mszach, które w
naszej Diecezji odprawiane są co niedzielę w Bazylice katedralnej w Sandomierzu
oraz w każdą trzecią niedzielę miesiąca tutaj, w klasztorze ojców Kapucynów w
Stalowej Woli-Rozwadowie, korzystam z mszału dwujęzycznego:
łacińskiego-polskiego. Chodzi o to, aby moja służba nie była tylko mechanicznym
wykonywaniem czynności, ale zwróceniem się umysłem i sercem ku
niewypowiedzianemu misterium jakim jest ponowienie ofiary Golgoty i rozlanie
licznych łask Bożych na osoby, które w niej uczestniczą. Dodam, że najważniejsze w każdym rycie, czy
sprawowanym w języku narodowym, czy według Mszału tradycyjnego nie jest
śledzenie słowa po słowie, ale świadomość uczestniczenia w czymś co tak
naprawdę należy już do wiecznej rzeczywistości, w niebiańskiej liturgii
Baranka, o której pisze św. Jan Apostoł w Apokalipsie. W klasycznym rycie w
znacznie bardziej mistyczny, niż racjonalny sposób spotykamy się z Bogiem na
wielu płaszczyznach. Pierwszy poziom to doświadczenie Kościoła, wspólnoty,
która gromadzi się, by oddawać cześć Bogu. Nie ważnie w jaki zakątek świata się
udamy katolik będący na Mszy Trydenckiej czuje się jak u siebie. Ma świadomość
uczestniczenia w kulcie katolickim, czyli powszechnym, w którym różnice kultur
i języków jednoczą się nie tylko we wspólnym wyznaniu wiary, ale również w
identycznym rycie, identycznym sposobie przeżywania kontaktu z czymś co na
ziemi mamy najświętszego. Drugi poziom to ponowienie Ofiary Golgoty i oddanie
czci Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu właśnie poprzez tę Ofiarę z Ciała i Krwi
Chrystusa. Wreszcie – jak uczą nas Ojcowie Kościoła – Msza święta jest również
zadatkiem, namiastką liturgii niebieskiej. My, tu na ziemi – mówiąc poetycko – mamy
już możliwość oddychania powietrzem Nieba.
– Ale jak wierni mają zrobić to świadomie, nie
znając łaciny? Nie ma pan wrażenia, że na Msze w tym rycie przyciąga ich
dzisiaj aura pewnej tajemniczości obrzędów odprawianych w nieznanym im języku?
– Przez całe wieki wierni uczestniczyli we Mszy
świętej bez znajomości łaciny, co oczywiście nie było sytuacją idealną. Ale,
powtarzam, najważniejszą sprawą jest świadomość uczestniczenia w czymś, co jest
nie z tego świata. Spotkania z Bogiem Żywym i Prawdziwym, którego nie da się
opisać w czysto ziemskich kategoriach ujmowania rzeczywistości.
Sposób pojmowania Mszy świętej, sposób
ujmowania liturgii w przystępny dla nas sposób jest pewną oświeceniową pułapką.
Koniecznie chcemy wszystko zracjonalizować, rozłożyć na czynniki pierwsze,
ogarnąć rozumem coś, czego ogarnąć nie sposób. Nasz duszpasterz tłumaczy to na
przykładzie znaczenia słowa misterium,
które pięknie wyraża to, co się dzieje podczas Mszy świętej. Otóż słowo
misterium pochodzi od greckiego rzeczownika misterion,
który z kolei wywodzi się od greckiego czasownika myo, oznaczającego tyle co „bądźcie cicho”, „nie odzywajcie się”,
„zamilknijcie”, ponieważ
rzeczywistość, przed którą się znajdujecie jest rzeczywistością nie do
wypowiedzenia i nie do ogarnięcia w ludzkich kategoriach. W trakcie sprawowania
liturgii dochodzimy do granicy, za którą zaczyna się już tylko wiara.
Dlatego właśnie podczas najważniejszej części
Mszy świętej, podczas wielkiej modlitwy eucharystycznej, czyli Kanonu
Rzymskiego sięgającego swymi korzeniami pierwszych wieków chrześcijaństwa,
kapłan odmawia słowa tej modlitwy szeptem. Jak gdyby nie chcąc poprzez głośne
recytowanie odwracać uwagi od tego, co jest najważniejsze: od świadomości
ponowienia Ofiary Chrystusa, którą składa Bogu Ojcu w jedności z Duchem
Świętym.
– Czy to prawda, że Sobór Watykański II wcale
nie nakazał kapłanom odprawiania Mszy przodem do wiernych, a ta praktyka wynikła z nadinterpretacji jego
dokumentów?
– Rzeczywiście, w Konstytucji o Liturgii
Świętej nie znajdziemy ani słowa o zwróceniu się twarzą do wiernych. Msze w
rycie posoborowym można więc odprawiać także przodem do tabernakulum, jak to
się choćby dzieje w kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze. Tu ponownie
odwołam się do słów naszego Duszpasterza. Ks. Krzysztof opowiadał nam, że
odwiedzając świątynie różnych chrześcijańskich wyznań z zaskoczeniem
stwierdził, że w wielu z nich nie ma ołtarzy zwróconych w stronę wiernych. Na
potwierdzenie tego chciałbym przywołać słowa kardynała Kurta Kocha,
przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Podczas
jednego z wykładów powiedział on, że jesteśmy jedynym wyznaniem
chrześcijańskim, które niemalże zupełnie zatraciło sens celebracji „ad
orientem” – w stronę Wschodu, w stronę
krzyża, i trzeba coś zrobić, byśmy świadomość takiej celebracji czym prędzej
odzyskali. Jako ministrant służący do tradycyjnej Mszy, ale przede wszystkim
jako katolik, mąż i ojciec rodziny chciałbym jeszcze dodać, że Msza święta w
klasycznym rycie rzymskim ma ogromny potencjał ewangelizacyjny. Coraz więcej
osób przyciąga liturgia, która w tak głęboki sposób wyraża obecność Boga. O tym
jej wymiarze bardzo sugestywnie mówi kardynał Raymond Leo Burke w książce
„Kardynał w sercu Kościoła” wydanej w tym roku przez nasze Wydawnictwo Diecezjalne
w Sandomierzu, do której lektury wszystkich Was zachęcam.
(Wywiad ukazał się na łamach tygodnika Sztafeta w dniu 21 kwietnia 2016 r.)
(Wywiad ukazał się na łamach tygodnika Sztafeta w dniu 21 kwietnia 2016 r.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz