poniedziałek, 25 kwietnia 2016

W stronę krzyża i Wschodu. Rozmowa z p. Adamem Walczakiem – jedynym pochodzącym ze Stalowej Woli ministrantem służącym na Mszach Świętych „Trydenckich”


– Skąd u człowieka, który nie może pamiętać liturgii przedsoborowej kiedy była ona codziennością Kościoła zainteresowanie starym rytem Mszy świętej?

– Nasz duszpasterz, ks. dr Krzysztof Irek nie używa wyrażenia stary ryt. Jest to tradycyjny, klasyczny ryt rzymski, który rozwija się nieprzerwanie od blisko 2000 lat i sięga swymi początkami czasów apostolskich, synagogalnych. Dobrą ilustracją tego jest chorał gregoriański, który jest dojrzałą modyfikacją śpiewu synagogalnego. A moje osobiste zainteresowanie wiąże się z rozwojem mojego życia duchowego, który doprowadził mnie do odkrycia skarbów tradycyjnej liturgii. Bardzo ważnym impulsem dla mnie było wydanie w 2007 r. przez papieża Benedykta XVI Motu proprio, „Summorum Pontificum”, który uregulował status prawny Mszy w rycie klasycznym i dał każdemu księdzu prawo do sprawowania tej liturgii.

– Czy Msza w rycie posoborowym, w językach narodowych, to proste odwzorowanie Mszy po łacinie w rycie trydenckim?

– To nie jest proste odwzorowanie. Dużo na ten temat pisał kardynał Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, który stwierdził jednoznacznie, że wprowadzenie reformy posoborowej było tylko jednym z możliwych, a nie jedynym sposobem zastosowania w praktyce zapisów Konstytucji o Liturgii Świętej Sacrosanctum Concilium. W wielu miejscach oba ryty się różnią, ale wiele spraw jest wspólnych, a najważniejszą z nich jest świętość obu rytów. Jak to pięknie wyraził papież Benedykt XVI: „To, co dla poprzednich pokoleń było święte, również dla nas pozostaje święte i wielkie”. W obu formach mamy do czynienia z tym samym Trójjedynym Bogiem, z tą samą Ofiarą. Podczas Mszy świętej, czy to sprawowanej w języku łacińskim czy w języku polskim, ponawiana jest sama Ofiara Golgoty. Krew Chrystusa przelewana jest za nasze grzechy na każdym ołtarzu, czy jest to ołtarz zwrócony w stronę krzyża, czy w stronę wiernych.

– Dobra znajomość łaciny wydaje się niezbędna przy służeniu do Mszy w rycie trydenckim. Jak u pana wygląda znajomość tego języka?

– Żeby służyć do Mszy świętej w klasycznym rycie potrzebna jest podstawowa znajomość języka łacińskiego. Ja cały czas się dokształcam. Wiele tekstów trzeba przyswoić sobie na pamięć, ale nie jest to wysiłek ponad ludzkie siły. Przygotowując się do służenia we Mszach, które w naszej Diecezji odprawiane są co niedzielę w Bazylice katedralnej w Sandomierzu oraz w każdą trzecią niedzielę miesiąca tutaj, w klasztorze ojców Kapucynów w Stalowej Woli-Rozwadowie, korzystam z mszału dwujęzycznego: łacińskiego-polskiego. Chodzi o to, aby moja służba nie była tylko mechanicznym wykonywaniem czynności, ale zwróceniem się umysłem i sercem ku niewypowiedzianemu misterium jakim jest ponowienie ofiary Golgoty i rozlanie licznych łask Bożych na osoby, które w niej uczestniczą. Dodam, że najważniejsze w każdym rycie, czy sprawowanym w języku narodowym, czy według Mszału tradycyjnego nie jest śledzenie słowa po słowie, ale świadomość uczestniczenia w czymś co tak naprawdę należy już do wiecznej rzeczywistości, w niebiańskiej liturgii Baranka, o której pisze św. Jan Apostoł w Apokalipsie. W klasycznym rycie w znacznie bardziej mistyczny, niż racjonalny sposób spotykamy się z Bogiem na wielu płaszczyznach. Pierwszy poziom to doświadczenie Kościoła, wspólnoty, która gromadzi się, by oddawać cześć Bogu. Nie ważnie w jaki zakątek świata się udamy katolik będący na Mszy Trydenckiej czuje się jak u siebie. Ma świadomość uczestniczenia w kulcie katolickim, czyli powszechnym, w którym różnice kultur i języków jednoczą się nie tylko we wspólnym wyznaniu wiary, ale również w identycznym rycie, identycznym sposobie przeżywania kontaktu z czymś co na ziemi mamy najświętszego. Drugi poziom to ponowienie Ofiary Golgoty i oddanie czci Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu właśnie poprzez tę Ofiarę z Ciała i Krwi Chrystusa. Wreszcie – jak uczą nas Ojcowie Kościoła – Msza święta jest również zadatkiem, namiastką liturgii niebieskiej. My, tu na ziemi – mówiąc poetycko – mamy już możliwość oddychania powietrzem Nieba.

– Ale jak wierni mają zrobić to świadomie, nie znając łaciny? Nie ma pan wrażenia, że na Msze w tym rycie przyciąga ich dzisiaj aura pewnej tajemniczości obrzędów odprawianych w nieznanym im języku?

– Przez całe wieki wierni uczestniczyli we Mszy świętej bez znajomości łaciny, co oczywiście nie było sytuacją idealną. Ale, powtarzam, najważniejszą sprawą jest świadomość uczestniczenia w czymś, co jest nie z tego świata. Spotkania z Bogiem Żywym i Prawdziwym, którego nie da się opisać w czysto ziemskich kategoriach ujmowania rzeczywistości.
Sposób pojmowania Mszy świętej, sposób ujmowania liturgii w przystępny dla nas sposób jest pewną oświeceniową pułapką. Koniecznie chcemy wszystko zracjonalizować, rozłożyć na czynniki pierwsze, ogarnąć rozumem coś, czego ogarnąć nie sposób. Nasz duszpasterz tłumaczy to na przykładzie znaczenia słowa misterium, które pięknie wyraża to, co się dzieje podczas Mszy świętej. Otóż słowo misterium pochodzi od greckiego rzeczownika misterion, który z kolei wywodzi się od greckiego czasownika myo, oznaczającego tyle co „bądźcie cicho”, „nie odzywajcie się”, „zamilknijcie”, ponieważ rzeczywistość, przed którą się znajdujecie jest rzeczywistością nie do wypowiedzenia i nie do ogarnięcia w ludzkich kategoriach. W trakcie sprawowania liturgii dochodzimy do granicy, za którą zaczyna się już tylko wiara.
Dlatego właśnie podczas najważniejszej części Mszy świętej, podczas wielkiej modlitwy eucharystycznej, czyli Kanonu Rzymskiego sięgającego swymi korzeniami pierwszych wieków chrześcijaństwa, kapłan odmawia słowa tej modlitwy szeptem. Jak gdyby nie chcąc poprzez głośne recytowanie odwracać uwagi od tego, co jest najważniejsze: od świadomości ponowienia Ofiary Chrystusa, którą składa Bogu Ojcu w jedności z Duchem Świętym.

– Czy to prawda, że Sobór Watykański II wcale nie nakazał kapłanom odprawiania Mszy przodem do wiernych, a  ta praktyka wynikła z nadinterpretacji jego dokumentów?

– Rzeczywiście, w Konstytucji o Liturgii Świętej nie znajdziemy ani słowa o zwróceniu się twarzą do wiernych. Msze w rycie posoborowym można więc odprawiać także przodem do tabernakulum, jak to się choćby dzieje w kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze. Tu ponownie odwołam się do słów naszego Duszpasterza. Ks. Krzysztof opowiadał nam, że odwiedzając świątynie różnych chrześcijańskich wyznań z zaskoczeniem stwierdził, że w wielu z nich nie ma ołtarzy zwróconych w stronę wiernych. Na potwierdzenie tego chciałbym przywołać słowa kardynała Kurta Kocha, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan. Podczas jednego z wykładów powiedział on, że jesteśmy jedynym wyznaniem chrześcijańskim, które niemalże zupełnie zatraciło sens celebracji „ad orientem” – w stronę  Wschodu, w stronę krzyża, i trzeba coś zrobić, byśmy świadomość takiej celebracji czym prędzej odzyskali. Jako ministrant służący do tradycyjnej Mszy, ale przede wszystkim jako katolik, mąż i ojciec rodziny chciałbym jeszcze dodać, że Msza święta w klasycznym rycie rzymskim ma ogromny potencjał ewangelizacyjny. Coraz więcej osób przyciąga liturgia, która w tak głęboki sposób wyraża obecność Boga. O tym jej wymiarze bardzo sugestywnie mówi kardynał Raymond Leo Burke w książce „Kardynał w sercu Kościoła” wydanej w tym roku przez nasze Wydawnictwo Diecezjalne w Sandomierzu, do której lektury wszystkich Was zachęcam.
(Wywiad ukazał się na łamach tygodnika Sztafeta w dniu 21 kwietnia 2016 r.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz