niedziela, 17 marca 2013

O siedmiu słowach Jezusa na krzyżu, czyli myśl pasyjna


Trudno powiedzieć dlaczego ludzie przywiązują tak wielką wagę do ostatnich słów wypowiadanych przez umierających. Tak, jakby to jedno zdanie, jedno słowo, mogłoby coś jeszcze zmienić, coś dodać do tego, co zostało powiedziane w ciągu całego życia.
Podobno wielki, niemiecki kompozytor Ludwig van Beethoven miał powiedzieć na chwilę przed swoją śmiercią: „Klaszczcie, komedia skończona!”. Ostatnie słowa premiera Anglii Winstona Churchilla brzmiały: „Już mnie to wszystko potwornie nudzi”. Słynny amerykański piosenkarz Frank Sinatra, ten, który za życia w jednej z piosenek lekceważył moment swej śmierci, powiedział konając: „Przegrywam”, a wynalazca telefonu, Szkot, Alexander Bell, jak gdyby protestując przeciw naturalnemu porządkowi rzeczy, że trzeba odejść, że trzeba umrzeć, zdołał ostatnim oddechem wyrzucić z siebie słowo: „Nie”.
W przeciwieństwie do tych wszystkich osób ostatnie słowa Chrystusa na krzyżu nie odnosiły się do Niego samego, do Jego cierpień, Jego tragicznego położenia. Gdyż to wszystko co powiedział, zresztą jak i całe Jego życie, było całkowicie podporządkowane wypełnianiu woli Ojca, czyli misji zbawiania świata.
Ewangelista Łukasz w 23 rozdziale swojej Ewangelii, w 35 wersecie notuje jedno krótkie, ale jakże ważne zdanie: „A lud stał i patrzył”. Czy zastanawialiście się czemu ludzie tam zostali? Przecież przybito Go do krzyża. Jego śmierć była jedynie kwestią czasu. Po co, dlaczego czekali? Czyż za kilka godzin nie miało się zacząć dla nich święto Paschy? Czemu tracili czas, skoro można go było poświęcić na przedświąteczne przygotowania?
Więcej światła na tę niezwykłą sytuację rzuca nam rzymska literatura starożytna. Słynny pisarz Seneka, opisując męki umierających na krzyżu ludzi podaje, że skazańcy cierpieli tak bardzo, iż przeklinali najcięższymi słowy dzień swoich urodzin, swych oprawców, a nawet bogów i własne matki. Pluli przy tym na tych, którzy stali pod krzyżem. Inny z wielkich starożytnych mężów filozof Cyceron pisał, że aby oszczędzić sobie tych przekleństw i plwocin, niektórzy żołnierze w trakcie egzekucji wyrywali skazańcom języki.
 Dlatego właśnie lud „stał i patrzył”. Lud, uczeni w piśmie i faryzeusze czekali pod krzyżem na ostatnie słowa Jezusa. Czekali Jego reakcji na pogłębiający się z każdą chwilą ból, ból nie do opisania, ból rozrywanych mięśni i stawów, czekali, czy Ten, który mówił o miłości nieprzyjaciół, o konieczności przebaczenia, o tym, by zawsze czynić dobrze nie wyprze się swej nauki w ostatnich chwilach życia. Chcieli mieć absolutną pewność, że nie jest On obiecanym Mesjaszem, a wszelkie ich wątpliwości co do tego zostałyby rozwiane jednym tylko przekleństwem, jednym bluźnierstwem Chrystusa. Dlatego stali i patrzyli na ukrzyżowanego.
Jezus z krzyża wypowiedział tylko siedem słów. Tylko siedem razy odezwał się do ludzi. Oto te słowa i ich znaczenie.
Z Ewangelii według św. Łukasza:

„Gdy więc przyszli na miejsce zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, a drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: <<Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią>>.

Przebacz. Ale komu? Wrogom? Żołnierzowi, który na dziedzińcu piłatowego pałacu uderzył Go w policzek? Przebacz Piłatowi, za jego tchórzostwo? Żydom, którzy poczuli się zaniepokojeni o swoją wiarę, o świat, w którym żyli do tego stopnia, że zdecydowali się wydać na śmierć niewinnego człowieka? Przebacz im. Ale dlaczego? Ponieważ nie wiedzą tego, co czynią. Nie wiedzą, że gwoźdźmi przybijają Boga do drzewa! Nie wiedzą, że Dawcę życia, że samo Życie skazują na śmierć. Przebacz im wszystkim! Przebacz tchórzliwym uczniom, przebacz Żydom knującym spiski na jego życie,  przebacz Piłatowi za to, że w majestacie prawa, i to dobrze o tym wiedząc, uwolnił bandytę, a skazał na śmierć niewinną osobę. O gdyby wiedzieli kim On jest! O gdyby wiedzieli jaka jest moc Jego krwi, że ma ona możliwość zbawienia człowieka, gdyby tylko mieli wiarę, nigdy nie dopuściliby się tej zbrodni. Nigdy by Go nie zabili!
I jeśli któryś z tych winowajców dostąpił zbawienia, i jeśli któremuś z nich zostały darowane grzechy, łącznie z niewyobrażalnym grzechem bogobójstwa, to stało się to dzięki tej modlitwie Chrystusa, dzięki pierwszym, wypowiedzianym przez Niego z krzyża słowom – „Przebacz im bo nie wiedzą, co czynią!”.

            „Jeden ze złoczyńców, których tam powieszono urągał mu, mówiąc: <<Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas>>. Lecz drugi karcąc go, rzekł: <<Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz. My przecież sprawiedliwie odbieramy karę za nasze uczynki, On nic złego nie uczynił>>. I dodał: <<Jezus wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swojego królestwa>>. Jezus mu odpowiedział: <<Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju>>".

            Skazaniec, który wisiał po lewej stronie z całą pewnością nie był lepszy od tego, który umierał po prawej ręce Zbawiciela. Być może ów, dobry łotr, jak się go zwie potocznie, zabił w życiu człowieka, może nawet nie jednego, może hańbił kobiety, okradał ludzi, dopuszczał się największych łajdactw i zbrodni. Być może nigdy wcześniej się nie modlił i słowa: „Wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do swojego królestwa” były zarazem jego pierwszą i ostatnią modlitwą. Poprosił tylko raz, tylko jeden raz poprosił o miłosierdzie Chrystusa i tym sposobem dokonał największej kradzieży w swoim życiu, rzec by można dokonał „zbrodni doskonałej” – ponieważ skradł Bogu życie wieczne, skradł Bogu wieczną szczęśliwość. Oto tajemnica Bożego miłosierdzia! Tajemnica nieskończonej, ukrzyżowanej miłości, która nawet największym grzesznikom wołającym o litość w imię Jezusa otwiera szeroko na oścież bramy nieba.
Z Ewangelii według św. Jana:

            „Obok krzyża Jezusa stały Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria żona Kleofasa i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę swoją i ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: <<Oto syn Twój>>. Następnie rzekł do ucznia: <<Oto Matka Twoja>>.

            Kto jest moją matką? – pytał kiedyś Jezus otaczające Go tłumy. Objawił tym samym wielką tajemnicę międzyludzkich relacji w Nim samym, objawił, że bycie bratem i siostrą, ojcem, matką i dzieckiem nie zależy od czysto biologicznych związków, od pokrewieństwa krwi i wspólnego nazwiska w dowodzie tożsamości, ale zależy ono od zjednoczenia w wierzących w Bogu, od zjednoczenia wiernych w Jego łasce, która najpełniej realizuję się w Jego Kościele. Maryja pod krzyżem została dana rodzącemu się Kościołowi jako Matka i Opiekunka. Jako Pośredniczka i Pocieszycielka. Tam właśnie, podobnie jak w chwili Zwiastowania Maryja wypowiedziała swoje drugie „Fiat” „Niech mi się stanie według słowa Twego” i przyjęła pod krzyżem każdego z nas jako swoje własne dziecko. W tym szczególnym momencie, na kilka chwil przed śmiercią Jezusa zostaliśmy obdarowani wielkim darem duchowego macierzyństwa Maryi, Matki Boga i Matki każdego z wierzących. Ci zaś, którzy stali tam by usłyszeć choćby jedno przekleństwo, choćby jedno bluźnierstwo Zbawiciela ponownie byli bardzo zawiedzeni, ponieważ zamiast tego usłyszeli słowa pełne miłości, słowa troski o rodzący się w bólach chrystusowego konania Kościół.
Z Ewangelii według św. Marka:

„Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: <<Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił>>.

Człowiek odrzucił Boga. I ciemności, które zaległy w tej chwili nad ziemią były tego odrzucenia widzialnym znakiem i dowodem. Człowiek odwrócił się od Boga, odwrócił się od Jego nauki, odwrócił się od Jego miłości i łaski. Pogrążył się w samotności i ciemności duchowej nocy. Żadnego światła, żadnej wskazówki, co robić, żadnego drogowskazu dokąd pójść, do kogo zwrócić się z pytaniami i wątpliwościami. Ciemności, które wówczas zaległy nad całą ziemią były ciemnościami ludzkiej duszy każdego ateisty, sceptyka, pesymisty i grzesznika. Ile razy popełniamy grzech, ile razy odwracamy się od Jezusa, zanurzamy się w tej ciemności, która zaległa nad ziemią w chwili kiedy Bóg i Jego miłość zostały w tak brutalny sposób odrzucone przez ludzi.
Piąte słowo: „Pragnę!”
To fizyczne pragnienie wody przez Zbawiciela, pragnienie napoju zostało proroczo przewidziane na wiele wieków wcześniej przez autora psalmu 21-ego, który pisał: „Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci”.
Mimo tego strasznego pragnienia Jezus nie chciał pić napoju, który został Mu podany. Nie chciał ponieważ bardziej niż wody pragnął zbawienia naszych dusz, pragnął dopełnić dzieło, które rozpoczął w chwili swego Narodzenia. Wszystko zostało podporządkowane temu dziełu. Całe Jego życie. Dzieciństwo, głoszenie Ewangelii, powołanie Apostołów, każdy znak i każdy cud, każde spotkanie z człowiekiem, Wszystko. Łącznie z pragnieniem wysuszonego jak skorupa gardła.
Niektórzy ludzie gotowi są poświęcić wszystko, naprawdę wszystko: swe rodziny, dobre imię, swoje ciało byleby tylko zaspokoić pragnienie: pieniędzy, sławy, władzy, poważania u innych, cielesnych namiętności. Jezus natomiast na krzyżu bardziej niż wody, bardziej niż tej chwili ulgi w i tak kończącej się męce pragnął mojej i twojej duszy, mojego i twojego serca, mojej i twojej miłości, mojego i twojego zbawienia.
„Wykonało się!”
            Tylko trzy razy jak podaje Pismo Święte Bóg użył tego słowa, aby opisać uczynione przez Siebie dzieło. Pierwszy raz w Księdze rodzaju, aby oddać doskonałość swojego stworzenia. „A Bóg widział, że wszystko co uczynił, czego dokonał, było bardzo dobre”. Drugim razem użył tego słowa w Księdze Apokalipsy, kiedy zapowiedział, że całe pierwsze stworzenie przeminie, że ono się skonsumuje, jak pięknie powie przekład łaciński, i nastanie wówczas nowe niebo i nowa ziemia. Pomiędzy tymi dwiema skrajnymi rzeczywistościami dokonania dzieła na początku i przy końca świata jest jeszcze jedno „wykonało się” – to szóste słowo umierającego na krzyżu Jezusa. To On dokonał dzieła pojednania nieba i ziemi, wykonał powierzoną sobie misję pokonania grzechu i śmierci oraz obdarowania życiem wiecznym tych, którzy zechcą przyjąć Jego miłość. 
            Ostatnie słowo: „Ojcze w Twoje ręce powierzam Ducha mojego”.
            Zdanie to nie zostało wyszeptane, wypowiedziane słabo i niewyraźnie, ale jak podają wszyscy Ewangeliści Jezus wykrzyczał je „wielkim głosem”, ponieważ to nie Śmierć odebrała mu życie, ale On sam oddał je dobrowolnie. Odszedł, umarł na krzyżu, ale jako wódz zwycięski ruszył na spotkanie śmierci, aby zadać jej ostateczną porażkę. Jezus nie umarł z wyczerpania, z upływu krwi, czy uduszenia, ale z własnej woli. Sam przecież powiedział:

„Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo ja życie moje oddaję, abym je potem mógł odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od Ojca”.
           
Oto słowa Pańskie. Oto znak, którym Jezus przypieczętował swoją misję. Siedem słów, z których każde bierze swój początek i znajduje swoje dopełnienie w Jego nieskończonej ku nam miłości.

Homilia pasyjna wygłoszona podczas nabożeństwa Gorzkich Żali w Obrazowie, dnia 17 marca 2013 r.