czwartek, 23 czerwca 2016

"Kochać Kościół taki, jaki jest" – Kazanie na drugą niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego


Dzisiejszy fragment Ewangelii Łukaszowej o zaproszonych na ucztę zachęca nas byśmy zastanowili się, Moi Drodzy, nad naszym powołaniem do życia w Kościele.
W Kościele, tak jak w domu są różne naczynia: metalowe, drewniane, gliniane. I każde z nich jest w kuchni jedyne w swoim rodzaju i nie do zastąpienia. Zupy nie ugotuje się przecież w glinianym garnku, ani nie upiecze się ciasta w drewnianym pojemniku. Podobnie jest z naszym powołaniem do bycia w Kościele. Każdy z nas, stosownie do Bożego zamysłu, jest powołany do wypełnienia konkretnego zadania, konkretnej misji. Niezależnie czy jest się drewnianą miską, czy złotym talerzem, kapłanem, osobą świecką, bratem lub siostrą zakonną każdy z nas jest w tej Boskiej kuchni potrzebny i niezastąpiony.
Słynny pisarz angielski Evelyn Vaugh w ten oto sposób opisywał swoje życie po nawróceniu na katolicyzm: „Niekończąca się, cudowna podróż, w czasie której ciesząc się zdobytą wolnością, odkryłem nieznaną mi wspaniałą krainę”. Waugh podobnie jak wielu konwertytów, bardzo pragnął podzielić się swoimi przeżyciami i dlatego w pisanych przez siebie listach, wyjaśniał prawdy katolicyzmu swoim niekatolickim przyjaciołom. Jego doświadczenie z okresu nawrócenia nauczyło go, że bardzo trudno zrozumieć, czym jest Kościół z pozycji zewnętrznego obserwatora. Dlatego dla wszystkich, którzy chcieli zrozumieć nauczanie Kościoła rzymskiego pisarz miał prostą radę: „Wejdź do środka! Przypatrz się Kościołowi za punkt obserwacji przyjmując jego centrum. Rozejrzyj się po całej budowli. Poczuj ją! A dopiero potem zdecyduj, co o tym myślisz”.
Moi Drodzy! Aby odkryć piękno naszego powołania do życia w Kościele trzeba wejść do Jego środka – i tak jak mówił Waugh – trzeba poczuć Kościół. Trzeba poznać Go takim, jaki On naprawdę jest. Mamy być w Kościele, mamy w Nim żyć, mamy Go kochać. Nie jakąś abstrakcję! Kościół wydumany, zmyślony, czy wyidealizowany. Trzeba wejść do Niego i stanąć nie tylko przed tym, co jest w Nim piękne, dobre i szlachetne, ale również trzeba zmierzyć się z mrokiem niewiary, z beznadzieją, z grzechem, z brzydotą choćby nowej architektury sakralnej, z niepoważnymi, czy wręcz gorszącymi zdaniami wypowiadanymi przez osoby, które stoją na Jego czele. Kościół trzeba pokochać taki, jaki on NAPRAWDĘ jest, wyrażając sprzeciw wobec tego, co głupie złe i prostackie oraz trwając przy tym, co wynosi naszego ducha wprost ku Bogu.
W obecnym bowiem czasie, w tym jakże newralgicznym okresie dziejów Kościoła, w czasach kryzysu wiary na miarę epok Ariusza i Lutra toczy się gra o to, kto wyjdzie z widzialnych struktur Kościoła. Zdając sobie sprawę z niezupełnej adekwatności tych terminów, mimo wszystko ich użyję. Kto z Kościoła wyjdzie? Kto z Niego da się wypchnąć? Konserwatyści, czy liberałowie? Będąc świadkami tych zmagań trzeba nam mocno trwać przy nauce św. Pawła Apostoła, który w Liście do Galatów pouczał: „Innej Ewangelii nie ma! Są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową”. A nie wolno nam zapominać o tym, że w stawce tej gry jest to, co tu na ziemi jest najcenniejszego – wiara, ortodoksyjność Objawienia, a wreszcie życie wieczne. 
Co więcej możemy uczynić? Czy jako ludzie, którzy żyją wiarą katolicką, wiarą wszystkich pokoleń mamy, jak to twierdzą niektórzy, wyjść ze struktur Kościoła? Ale dokąd pójdziemy? Do jakiej wspólnoty? Przecież tu jest nasz dom. Nie, Moi Drodzy! My mamy nadal trwać w Kościele! Mamy żywić się łaską sakramentów i słuchać słów dających życie wieczne. Mamy modlić się i robić to, co w naszej mocy dla rozszerzenia się Królestwa Bożego, bo to właśnie znaczy trwać w Kościele.
Podobnie, jak z wejściem do Kościoła, rzecz się ma z tradycyjną liturgią. By wypowiedzieć się na jej temat trzeba ją poznać. Nie sposób jest zaszczepić ducha miłości do Mszy łacińsko-gregoriańskiej u tych, którzy nigdy w niej nie uczestniczyli. Nie da rady dyskutować o niej z tymi, którzy nigdy nie poczuli ożywczego powiewu wieczności wówczas, gdy kapłan odwraca się do wiernych z pozdrowieniem: Dominus vobiscum. Nie pojmą oni tego, czym jest radość autentycznego katolicyzmu, czyli ogarniającej cały świat powszechności, dopóki nie poczują tego wspaniałego uczucia, kiedy wspólnie można zwrócić się ku Bogu i niezależnie od kraju pochodzenia, niezależnie od ojczystego języka śpiewać można jednym głosem „Nową pieśń” opiewającą wielkie dzieła, które uczynił i nadal czyni nam Pan.
Ale jest jeszcze jedna sprawa, na którą trzeba nam zwrócić uwagę. Dla nas, którzy dzięki sakramentowi Chrztu Świętego już w Kościele jesteśmy to zaproszenie: „Wejdź do Kościoła” znaczy również tyle, co: „Zdaj sobie sprawę z Twojej osobistej odpowiedzialności za Bożą Oblubienicę”, bowiem nie tylko papież, biskupi i księża, ale każdy z nas, na miarę swoich możliwości jest odpowiedzialny za prawowierność i integralność katolickiej nauki, za świętość celebracji sakramentów, za wierne głoszenie katolickich zasad moralnych. Kochani! Nie spodziewajcie się, że zmiana obecnej sytuacji w Kościele przyjdzie odgórnie. Ten czas jest waszym czasem! To czas ludzi świeckich, którzy w pełen kultury, ale i stanowczości sposób będą po Mszy Świętej przychodzić do zakrystii i będą zwracać uwagę księżom, że podczas sprawowania Liturgii świętej nie ma miejsca na tańce i klaskanie w ręce, bo nie wypada, bo nie przystoi, bo się wreszcie nie godzi, by na Golgocie, pod wiszącym na krzyżu ciałem konającego Zbawiciela urządzano jakieś festyny i festiwale! To jest czas tych, którzy zdobędą się na odwagę i którzy powiedzą, że się nie godzi, by do mówienia kazań były dopuszczane osoby świeckie, że nie godzicie się na Komunię Świętą na rękę, na bagatelizowanie i desakralizowanie tego, co ma się tu na ziemi najświętsze. Że nie wolno w ten sposób traktować Boga, przed którego potęgą, nie przed Nim samym, tak jak to mamy do czynienia w Komunii Świętej, ale jedynie przed mocą Mojżesz i Eliasz padali na twarz! Nie wolno jest bowiem dać się szerzyć w przestrzeni kościelnej mentalności, która każe odwracać się plecami od tego, co najważniejsze i która chce zaspakajać doraźne ludzkie pragnienia dyktowane okolicznościami. Kropla drąży skałę! Jeśli trzeba będzie przyjść do tej zakrystii raz drugi, i trzeci, i czwarty to trzeba będzie to zrobić.
Moi Drodzy! Każdy z nas toczy różne duchowe boje. Nie raz upadamy! Nie jeden czart wziął na cel nasze dusze właśnie ze względu na tę szczególną wrażliwość na obecność Boga w świętej liturgii. Ale czy zdajecie sobie sprawę z tego, że od bycia nieprzejednanym w tej najważniejszej kwestii zależeć może nasze zbawienie? To jest Wasz czas! To czas odwagi ludzi świeckich! Jeśli uważacie, że są inni, świętsi, mądrzejsi, bardziej wpływowi, którzy zastąpią Was w tym zadaniu, to się mylicie! To jest Wasz czas! Czas świeckich, którzy muszą się wykazać determinacją i wolą walki niekiedy większą nić jeden duchowny, by bronić i obronić to, co najważniejsze.
Przesłanie z dzisiejszej niedzieli brzmi więc w następujący sposób! Być w Kościele! Kochać go takim, jaki on NAPRAWDĘ jest! I walczyć o jego świętość pomimo własnej grzeszności i osobistych ograniczeń. Amen.
Mater Ecclesiae, ora pro nobis!

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Kazanie na Niedzielę Trójcy Przenajświętszej

 
       To kazanie w Uroczystość Trójcy Przenajświętszej, czyli jednego Boga, który jest komunią, który jest wspólnotą osób: Bogiem – Ojcem, Bogiem – Synem, Bogiem – Duchem Świętym chciałbym rozpocząć od przywołania postaci, bez której nie wiem, czy byłoby nam dziś dane świętować w liturgii dzień dzisiejszy i czy dane by nam było w ogóle czcić prawdziwy majestat Trójjedynego Boga. Ba! Nie wiem czy bez tej osoby rozpoczynalibyśmy Mszę świętą od znaku krzyża. Mam tu na myśli postać niezwykłą, postać nietuzinkową, a mianowicie żyjącego w IV w. św. Atanazego Wielkiego, biskupa i doktora Kościoła. Św. Atanazy w okresie herezji ariańskiej, w okresie największego niebezpieczeństwa dla ortodoksyjnej nauki potrafił nie tylko stanąć przeciwko samemu cesarzowi, ale również sprzeciwić się zdecydowanej większości biskupów, którzy głosili błędne doktryny.
      Cofnijmy się w czasie o siedemnaście stuleci. Kościół IV w. pogrążony był w ogromnym chaosie, w ogromnym kryzysie na wskutek nauk, pochodzącego z Egiptu, kapłana Ariusza, który zaprzeczył istnieniu Trójcy Świętej. Ariusz stwierdził, że Trójcy to wymysł, to nieprawda, ponieważ Syn Boży, Jezus Chrystus nie może być równy w Bogu Ojcu, gdyż jest tylko pierwszym bożym stworzeniem. Ariusz mówił: "Był taki czas, kiedy Logosu nie było, a więc nie może być On przedwieczny". Rachunek wychodził więc prosty: Chrystus to nie Bóg, a jedynie stworzenie. Co więcej! Tę naukę zaczęli przyjmować inni biskupi. O rozmiarze kryzysu niech świadczy fakt, że 90 % ówczesnego episkopatu wyznawało arianizm, czyli niemalże wszyscy biskupi byli heretykami! Nie głosili prawdy o Bogu! A wiernymi ortodoksji, wiernymi zdrowej doktrynie pozostała garstka biskupów, mnisi z pustyń egipskiej i syryjskiej oraz nieliczni wierni. Na ich czele stanął właśnie bp Atanazy – wielki obrońca wiary.
       Swoją postawą nie zyskał sobie przychylności carskiego dworu. Jak widzimy głoszenie prawdy nie jest czynnością, za którą świat nagradza, za którą jest się promowanym. Atanazy nie cieszył się i sympatią większości biskupów. Co więcej, aż pięciokrotnie był wypędzany z własnej diecezji. Nasyłano na niego morderców, by pozbyć się nieprzejednanego biskupa. Ale, wielkie sądy Boże! To on, Atanazy, szczyci się dziś mianem obrońcy wiary, to on jest świętym i doktorem Kościoła, podczas gdy inni skończyli na śmietniku historii.
       Św. Atanazy Wielki w okresie największych sporów z arianami ułożył wyznanie wiary, mało znane, ale jakże pięknie i teologicznie głębokie. My sami będąc wychowanymi w zupełnie innej epoce. W epoce panującego wszechwładnie przesądu pacyfizmu i fałszywie pojmowanego ekumenizmu z trudem potrafimy zrozumieć, że był taki okres w dziejach Kościoła, w którym wiara była aż tak ważna, ze za jedno słowo - homouzja, współistotność ludzie oddawali życie. Wiedzieli oni  bowiem, że tylko prawdziwa, a nie byle jaka wiara może przynieść człowiekowi zbawienie. Wiedzieli, że uświęcenie człowieka, jak nauczał Zbawiciel, dokonuje się jedynie w prawdzie. Tak, moi Drodzy, ludzie przez całe wieki bardzo poważnie traktowali wiarę i taka ich postawa powinna być dla nas dziś żyjących wyrzutem sumienia. Powinna być najważniejszym, najbardziej naglącym pytaniem: w jaki sposób traktuje wiarę? W jakiego Boga wierzę? Czy wierzę w Boga głoszony przez Kościół katolicki, czy jest On tylko moim pomysłem i wymysłem. W jakiego Boga wierzę?
       Posłuchajcie teraz wyznania wiary św. Atanazego! Wsłuchajcie się jednak nie tylko w poszczególne słowa, ale również w ich ducha!

       "Ktokolwiek pragnie być zbawiony, przede wszystkim winien się trzymać katolickiej wiary. Jeżeli jej w całości i bez skazy nie zachowa, z pewnością na wieki zginie. Otóż wiara katolicka wymaga, byśmy czcili jednego Boga w Trójcy, a Trójcę w jedności, ani osób między sobą nie mieszając, ani też nie rozdzielając istoty. Inna jest bowiem osoba Ojca, inna Syna, inna Ducha Świętego, lecz Ojca i Syna i Ducha Świętego jedno jest bóstwo, równa chwała i współwieczny majestat.
      Jaki Ojciec, taki jest i Syn, taki też Duch Święty. Niestworzony Ojciec, niezmierny Syn, niezmierny Duch Święty. Wieczny Ojciec, wieczny Syn, wieczny jest Duch Święty. A przecież nie ma trzech wiecznych, ale jeden wieczny. Jak również nie ma trzech niestworzonych, ani trzech niezmiernych, lecz jeden niestworzony i jeden niezmierny. Podobnie wszechmocny Ojciec, wszechmocny Syn, wszechmocny Duch Święty. A przecież nie ma trzech wszechmocnych, lecz jeden wszechmocny. 
       Tak też Bogiem jest Ojciec, Bogiem jest Syn, Bogiem i Duch Święty, a przecież nie ma trzech Bogów, lecz jeden jest Bóg. Tak też Panem jest Ojciec, Panem jest Syn, Panem i Duch Święty, a przecież nie ma trzech Panów, lecz jeden jest Pan. 
       Jak bowiem każdą osobę oddzielnie prawda katolicka Bogiem i Panem nazywać nam każe, tak znowu trzech Bogów, albo Panów religia katolicka wyznawać zabrania. Ojciec przez nikogo nie jest uczyniony, ani stworzony, ani też zrodzony. Syn jest przez samego Ojca nie uczyniony, ani stworzony, ale zrodzony. Duch Święty jest od Ojca i Syna nie uczyniony, ani stworzony, lecz pochodzący. Więc jeden Ojciec, nie trzech Ojców, jeden Syn, nie trzech Synów, jeden jest Duch Święty, nie trzech Duchów Świętych.
       I nic w owej Trójcy nie jest wcześniejsze, albo późniejsze, nic większe lub mniejsze, ale wszystkie trzy osoby są sobie współwieczne i całkiem równe. Tak iż ostatecznie, jak już powiedziano, czcić powinniśmy i jedność w Trójcy, i Trójcę w jedności. 
       Kto zatem pragnie być zbawiony, takie o Trójcy Świętej niech ma przekonanie".

        Kończę, moi Drodzy, już tylko jednym zdaniem, jednym westchnieniem do Boga. Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha! Daj Panie dzisiejszemu Kościołowi św. Atanazego! Amen!

Mater Eclessiae - ora pro nobis!

sobota, 4 czerwca 2016

"Pan mnie stworzył swe arcydzieło" (Prz 8, 22) - kazanie ku czci Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki Wiernych

       Historia świata zna wiele niezwykłych kobiet. W starożytności Kleopatra słynęła z nieprzeciętnej urody. W antycznym Rzymie wzorem kobiety i matki była Kornelia - Matka Grakchów, która odrzuciła propozycję wyjścia za mąż za króla Egiptu - Ptolomeusza poświęcając się wychowaniu dwanaściorga dzieci. W muzyce prym wiedzie niezrównana Edith Piaf, a na polu nauki przoduje nasza rodaczka Maria Curie-Skłodowska. Jest jednak tylko jedna kobieta, która jest nadzwyczajna pod każdym względem. Tą kobietą jest Maryja - Matka Boska.
       W Księdze Przysłów czytamy proroctwo odnoszące się do Maryi: "Pan mnie stworzył swe arcydzieło". Już przed powstaniem świata Maryja istniała w zamyśle Bożym. Ze względu na to, że miała stać się Matką Syna Bożego, Bóg Ojciec przygotował dla Niego najwspanialsze mieszkanie. Obdarzył Maryję najszlachetniejszym i najwrażliwszym sercem, jakie kiedykolwiek dał człowiekowi. Obdarzył Ją najczystszą duszą, wolną od jakiegokolwiek grzechu,wady, czy złej skłonności. Dał Jej najpiękniejszy i najdostojniejszym wygląd Królowej taki, przed którym automatycznie zginają się człowiekowi nogi. To właśnie jest Maryja - Boże Arcydzieło!
       Niestety zdarza się nam i to nad wyraz często, że nie okazujemy należytego szacunku tym słowom - Matka Boska. Traktujemy je niekiedy jak przecinek, przerywnik w wypowiadanym zdaniu, nie zdając sobie sprawy, że mówimy o Matce Boga, o Matce Najwyższego!
       Jak wielką rolę odgrywa Matka Boża w naszym życiu? Opowiem Wam pewną historię. Podczas moich studiów we Włoszech spotkałem młodego mężczyznę całkowicie poświęconego wychowywaniu piątki swoich dzieci. Kilkanaście miesięcy przed naszym spotkaniem zostawiła go żona. Spakowała walizki i wyjechała mówiąc, że chce jeszcze raz przeżyć życie. Dla dobra dzieci ojciec zdecydował się zostawić pracę i przejść na utrzymanie swoich rodziców i teściów. Wstawał rano, prał, gotował, sprzątał, z młodszymi dziećmi bawił się, a ze starszymi odrabiał lekcje. Robił, co było w jego mocy, by zastąpić dzieciom matkę. Po jakimś czasie zauważył, że dzieci stały się nadpobudliwe i miały kłopoty z koncentracją. W szkole dostawały ledwie dostateczne oceny, a ich ogólny rozwój psychiczny i fizycznym odbiegał od rozwoju ich rówieśników. Zaczęły się mnożyć wizyty u lekarzy i szkolnych pedagogów, którzy stwierdzili jednomyślnie: "Nie ma wątpliwości, że pan się stara, ale bądźmy szczerzy ... nie jest pan w stanie zastąpić im matki i matczynej miłości".
       Drogie Panie! Drogie Mamy! W tym tkwi Wasz geniusz i Wasza niepowtarzalność. Żaden mężczyzna nie jest w stanie dać tyle ciepła, troski, miłości i zrozumienia ile jesteście w stanie dać Wy. I pewnego dnia, kiedy staniecie przed Bogiem to głównie z tego zadania będziecie rozliczane. Czy byłyście dobrymi matkami. 
       Podobnie rzecz się ma z Matką Bożą! Nikt z woli Bożej, nawet sam Pan Bóg, nie jest w stanie zastąpić w naszym życiu Maryi. Taka była Boża wola, aby Ona była obecna w naszym życiu i w życiu Kościoła. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, czego Ona może dokonać. Nie wiemy, jak potężne jest Jej wstawiennictwo i orędownictwo. Kto ma Maryję, ma Chrystusa - i to jest najważniejsza treść, którą chciałbym, abyście wynieśli z dzisiejszego kazania. Kto ma Maryję, ma Chrystusa. Nie usuwajcie Jej ze swego życia! Dziś zapanowała taka moda, by spychać ją na margines, by mówić, że kult maryjny, że różaniec to takie średniowiecze, że Maryja jest nieekumeniczna, ale trzeba nam pamiętać, że nie można przesadzić z miłością do Matki Bożej, nie można kochać ją zbyt mocno, gdyż nikt z ludzi nie potrafi kochać Jej tak, jak ukochał Maryję Jej Syn - Jezus Chrystus.
       Matka Boża przychodzi nam z pomocą nie tylko w osobistych problemach, ale odgrywa pierwszorzędną rolę w życiu Kościoła, w walce o zachowanie wiary, która rozgrywa się na naszych oczach. Nie trzeba być nie wiadomo jak bacznym obserwatorem, aby spostrzec, że Kościół w najważniejszych sprawach, w sprawach wiary, w sprawach dogmatu przestał mówić jednym głosem. Jeden kardynał mówi to, a drugi mówi tamto. Jeden biskup mówi tak, a inny siak. Panuje wielkie zamieszanie z powodu którego cierpią nasze dusze. Katolicy nie wiedzą, którą drogą mają iść. I mówię wam to z całym przekonaniem, że jedyną drogą, na której możemy czuć się pewnie, na której naszym duszom nic nie zagraża, na której mamy pewność, że nie błądzimy jest droga Maryi.
       Wy sami albo Wasi bliscy, którzy wyjeżdżają za chlebem za granicę widzieli pewnie na własne oczy puste kościoły. Słyszeli pewnie nie jedno kazanie księdza, który by przyciągnąć do świątyni wiernych nie głosił już Ewangelii Jezusa Chrystusa, ale jakąś jej karykaturę. Podczas kazań przestało się już w wielu miejscach mówić o moralności małżeńskiej, ponieważ sami katolicy żyjący w drugim lub kolejnym związku małżeńskim słysząc słowa prawdy o swojej sytuacji nie będą chcieli przychodzić do kościoła. Z wielu kościołów na zachodzie Europy zostały wyniesione konfesjonały, a nawet jeśli jakimś cudem one się ostały, to nikt do nich nie przychodzi się spowiadać. Dobitnie obecną sytuację Kościoła opisał Karol Wojtyła. W 1976 r., jeszcze za nim został papieżem, po wizycie w Stanach Zjednoczonych wypowiedział takie oto słowa:
       "Stoimy w obliczu największej w historii konfrontacji, z jaką ludzkość miała kiedykolwiek do czynienia. Nie sądzę, aby szerokie koła społeczności chrześcijańskiej zdawały sobie z tego w pełni sprawę. Stoimy teraz w obliczy ostatecznej konfrontacji między Kościołem a Antykościołem, Ewangelią, a Antyewangelią. Ta konfrontacja została wpisana w plany Bożej Opatrzności. Jest to czas próby, w który musi wejść cały Kościół, a polski Kościół w szczególności".
       W tym czasie próby i kryzysu, czasie zagubienia i smutku przychodzi nam z pomocą Maryja. Sam widziałem to na własne oczy podczas moich podróży po Zachodzie Europy. Pomimo kryzysu, gdzie odradza się wiara? W sanktuariach maryjnych. Gdzie kolejki do konfesjonałów? W sanktuariach maryjnych. Gdzie miejsce spotkań dla nielicznych, zdrowych, katolickich rodzin? W sanktuariach maryjnych. Gdzie rodzą się powołania? Co ciekawe pochodzą one najczęściej z parafii noszących maryjne wezwania. Maryja jest bowiem Tą, która depcze głowę węża, która niszczy wszelkie herezje. Nie wiem, czy wiecie, że egzorcyzmy, jaka mówią sami egzorcyści są najbardziej skuteczne w święta maryjne. Przez cały rok starają się wyrzucić złego ducha i nie dają rady. A kiedy to się dzieje? W uroczystości maryjne. 8 grudnia, 8 września, 15 sierpnia. Oto czego dokonuje Maryja! Oto jak potężną jest bronią w walce z siłami piekieł!
       Jest jeszcze jedna sprawa, która powinna dąć nam wiele do myślenia. W obliczu nieuchronnej konfrontacji z wojującym Islamem, w obliczu zalewu Europy przez miliony muzułmanów, w obliczu gróźb zamachów terrorystycznych, w obliczu wypowiedzenia nam świętej wojny, której celem, jak sami Islamiści to przyznają jest zdobycie Watykanu, w obliczu tej apokaliptycznej wizji końca naszej Cywilizacji jawi się nam Maryja jako pomoc i wsparcie, jako ucieczka przed największą z katastrof. Nie przez przypadek od niepamiętnych czasów jest bowiem przedstawiana na obrazach nie tylko jako Ta, która depcze głowę węża, ale również jako ta, która ma pod stopami półksiężyc - symbol Islamu.
        Kończę, moi Drodzy, słowami o. Maksymiliana Marii Kolbe wielkiego czciciela Najświętszej Maryi Panny. On to w latach dwudziestych ubiegłego wieku pozostawił takie oto przesłanie:
       "Oddać się zupełnie z ufnością bez granic w ręce Miłosierdzia Bożego, którego uosobieniem z woli Bożej jest Niepokalana. Nic sobie nie ufać, bać się siebie, a bezgranicznie zaufać Jej i w każdej okazji do złego do Niej jak dziecko do matki się zwracać, a nigdy się nie upadnie. Twierdzą święci, że kto do Matki Bożej modli się w pokusie, na pewno nie zgrzeszy, a kto całe życie do Niej z ufnością się zwraca, na pewno zbawi swą duszę". Amen.
Auxilium Christianorum - ora pro nobis!

(Kazanie zostało wygłoszone podczas uroczystości odpustowych w parafii Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Połańcu w dniu 24 maja 2016 r.).