Według meteorologicznych statystyk w miesiącu maju mieszkańcy Brukseli mogą się cieszyć bezchmurnym niebem jedynie przez pięć godzin dziennie. Temperatury, które oscylują wokół 10° C, gwałtowne powiewy wiejącego od strony morza wilgotnego wiatru oraz częste opady powodują, że wiosna w belgijskiej stolicy jest tak samo szara i mokra, jak rzymska zima. Doświadczyliśmy tego wszystkiego na własnej skórze. Podczas trzydniowego pobytu słońce nie przebiło się przez ciężkoszary beton nieba ani raz i to nawet na krótką chwilę. Deszcz, chłód i poranna mgła. Cóż, pozostało tylko mieć nadzieję, że turyści, którzy przybyli tam już po nas, spędzili dobrze reglamentowane piętnaście godzin bezchmurnego nieba, których nam nie dane było w tych dniach wykorzystać.
Na piątkowe popołudnie zaplanowaliśmy spacer do samego serca europejskiego Imperium, czyli gmachu parlamentu. Co ciekawe, Unia takich serc ma dwa. Z powodu proceduralnych przepisów, kilka razy do roku, blisko ośmiuset deputowanych w orszaku tysiący swoich asystentów i doradców, opuszcza Brukselę i przenosi się do francuskiego Strasburga. Każdy taki wyjazd kosztuje podatników, bagatela, sto milionów euro.
Spacerując wzdłuż i wszerz europejskiej dzielnicy miasta moją uwagę przykuły dwie rzeczy. Pierwsza z nich to nienajlepiej, rzekłbym dość chaotycznie zagospodarowany teren wokół samego parlamentu, a druga, to duża ilość wybudowanych, i to ogromnym nakładem finansowym, szklanych budynków. Skojarzenie z ''Przedwiośniem'' Żeromskiego nasuwało się więc samo.
Tym, którzy dawno temu czytali tę klasyczną lekturę przypominam, że właśnie opowieścią o szklanych domach, pokrywających ''całe okolice, powiaty i województwa'' udało się przekonać Sewerynowi Baryce swego syna, Cezarego, by powrócił do odradzającej się Polski. Wszystko w niej miało być piękne i kolorowe. Ludzie mieli mieszkać dostatnio, estetycznie, higienicznie i w zgodzie z naturą. Ba, nawet kolory domów i gospodarczych budynków miał zależeć od otaczającego je krajobrazu. Pomiędzy lasami miały być zielone, a przy piaskach żółte. ''Mówimy o nowych wsiach szklanych. Już się one nie palą, a i piorun w nie nie bije. Chaty w niektórych osiedlach połączone już są szklanymi chodnikami. Obszerne gromadzkie szklane obory i gromadzkie chlewy dają możność rozwinięcia nowych przemysłów'' - argumentował ojciec. Tyle tylko, że ta ''szklana'' opowieść, która zachwyciła młodzieńca w zderzeniu z rzeczywistością okazała się wierutnym kłamstwem.
Patrząc z piętnastego piętra europejskiego parlamentu na pogrążoną w szarzyźnie majowego nieba panoramę miasta zastanawiałem się nad tym, czy zasadnym jest wysuwanie porównań pomiędzy unijnymi realiami, w których od kilku już lat żyjemy a wizją szklanych domów Seweryna Baryki? Pytałem siebie, czy abyśmy zbyt łatwo nie uwierzyli tym, którzy zapewniali nas, że wraz z wejściem do europejskich struktur będzie nam lepiej, dostatniej i piękniej? Że przyjdą do nas stamtąd ludzie bogatsi, mądrzejsi, bardziej ucywilizowani, którzy szastając pieniędzmi na prawo i na lewo zrobią za nas Polskę? Jaki są owoce tego czasu? Czy nasza gospodarka stała się bardziej konkurencyjna wobec innych? Czy podniosła się stopa życiowa, zakres szerokopojętych usług, poziom edukacji? Czy wzrosła pozycja Polski na arenie międzynarodowej? Jaki jest stopień niezależności naszego państwa w podejmowaniu kluczowych dla nas decyzji? Przecież nasze interesy nie muszą zawsze pokrywać się z interesami innych krajów. Czy wejście do Unii spowodowało, że dorośliśmy jako społeczeństwo, że zaczęliśmy stawiać sobie, coraz to wyższe wymagania? Czy wprost przeciwnie, zubożeliśmy materialnie i duchowo, stając się europejską kolonią taniej siły roboczej, która za kilka euro, czy funtów na godzinę każe młodym Polakom, i to niekiedy z wyższym wykształceniem, zmywać naczynia w londyńskich restauracjach, albo zbierać ziemniaki na polach Bawarii?
Szklane domy, szklane marzenia, szklana cywilizacja. W słowach może pięknie i kolorowo to wszystko wygląda. Jest tylko jeden problem i chyba dość poważny, w zderzeniu z rzeczywistością, szkło ma to do siebie, że się łatwo tłucze...
Mater Poloniae - ora pro nobis!
Na piątkowe popołudnie zaplanowaliśmy spacer do samego serca europejskiego Imperium, czyli gmachu parlamentu. Co ciekawe, Unia takich serc ma dwa. Z powodu proceduralnych przepisów, kilka razy do roku, blisko ośmiuset deputowanych w orszaku tysiący swoich asystentów i doradców, opuszcza Brukselę i przenosi się do francuskiego Strasburga. Każdy taki wyjazd kosztuje podatników, bagatela, sto milionów euro.
Spacerując wzdłuż i wszerz europejskiej dzielnicy miasta moją uwagę przykuły dwie rzeczy. Pierwsza z nich to nienajlepiej, rzekłbym dość chaotycznie zagospodarowany teren wokół samego parlamentu, a druga, to duża ilość wybudowanych, i to ogromnym nakładem finansowym, szklanych budynków. Skojarzenie z ''Przedwiośniem'' Żeromskiego nasuwało się więc samo.
Tym, którzy dawno temu czytali tę klasyczną lekturę przypominam, że właśnie opowieścią o szklanych domach, pokrywających ''całe okolice, powiaty i województwa'' udało się przekonać Sewerynowi Baryce swego syna, Cezarego, by powrócił do odradzającej się Polski. Wszystko w niej miało być piękne i kolorowe. Ludzie mieli mieszkać dostatnio, estetycznie, higienicznie i w zgodzie z naturą. Ba, nawet kolory domów i gospodarczych budynków miał zależeć od otaczającego je krajobrazu. Pomiędzy lasami miały być zielone, a przy piaskach żółte. ''Mówimy o nowych wsiach szklanych. Już się one nie palą, a i piorun w nie nie bije. Chaty w niektórych osiedlach połączone już są szklanymi chodnikami. Obszerne gromadzkie szklane obory i gromadzkie chlewy dają możność rozwinięcia nowych przemysłów'' - argumentował ojciec. Tyle tylko, że ta ''szklana'' opowieść, która zachwyciła młodzieńca w zderzeniu z rzeczywistością okazała się wierutnym kłamstwem.
Patrząc z piętnastego piętra europejskiego parlamentu na pogrążoną w szarzyźnie majowego nieba panoramę miasta zastanawiałem się nad tym, czy zasadnym jest wysuwanie porównań pomiędzy unijnymi realiami, w których od kilku już lat żyjemy a wizją szklanych domów Seweryna Baryki? Pytałem siebie, czy abyśmy zbyt łatwo nie uwierzyli tym, którzy zapewniali nas, że wraz z wejściem do europejskich struktur będzie nam lepiej, dostatniej i piękniej? Że przyjdą do nas stamtąd ludzie bogatsi, mądrzejsi, bardziej ucywilizowani, którzy szastając pieniędzmi na prawo i na lewo zrobią za nas Polskę? Jaki są owoce tego czasu? Czy nasza gospodarka stała się bardziej konkurencyjna wobec innych? Czy podniosła się stopa życiowa, zakres szerokopojętych usług, poziom edukacji? Czy wzrosła pozycja Polski na arenie międzynarodowej? Jaki jest stopień niezależności naszego państwa w podejmowaniu kluczowych dla nas decyzji? Przecież nasze interesy nie muszą zawsze pokrywać się z interesami innych krajów. Czy wejście do Unii spowodowało, że dorośliśmy jako społeczeństwo, że zaczęliśmy stawiać sobie, coraz to wyższe wymagania? Czy wprost przeciwnie, zubożeliśmy materialnie i duchowo, stając się europejską kolonią taniej siły roboczej, która za kilka euro, czy funtów na godzinę każe młodym Polakom, i to niekiedy z wyższym wykształceniem, zmywać naczynia w londyńskich restauracjach, albo zbierać ziemniaki na polach Bawarii?
Szklane domy, szklane marzenia, szklana cywilizacja. W słowach może pięknie i kolorowo to wszystko wygląda. Jest tylko jeden problem i chyba dość poważny, w zderzeniu z rzeczywistością, szkło ma to do siebie, że się łatwo tłucze...
Mater Poloniae - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz