Wydawało się, że wszystko już stracone.
Szwed zajął kraj cały i tylko nieliczne twierdze, jak Zamość dawały opór
najeźdźcy. Radziwiłł, jak Judasz zdradził i Litwę za obietnicę korony
Carolusowi sprzedał. Pod Ujściem pospolite ruszenie Ziemi Wielkopolskiej bez jednego strzału broń
złożyło, a w Małopolsce pan wojewoda kijowski Stefan Czarniecki Kraków poddać
musiał. Na domiar złego wieści między ludem krążyły, że
Siedmiogrodzianin Rakoczy lada chwila z wielką siłą na południową rubież
uderzy. Złym wiatrem i od Dzikich Pól wiało, bo Chan z Chmielnickim się
zbratawszy w potęgę rósł i nowym najazdem groził. Rzeczypospolita ginęła.
Szwedzcy żołnierze po miastach
rozlokowani upodobali sobie garnizony i stajnie w kościołach katolickich
zakładać, pokazując tym samym, jaki to szacunek dla religii podbitego kraju mieć będą.
Przy czym nieraz się zdarzało, że obrazy święte z ram wyciągali i z wizerunków
Najświętszej Panny tudzież innych świętych tarcze strzeleckie sobie sporządzali. Żałość brała wiernych na ten proceder, ale co było
począć? Tu, kto silniejszy prawa ustanawiał, tu, kto w ręku samopał trzymał panem
był i władcą.
Gdzie było szukać pomocy? Skąd oczekiwać ocalenia? Król na
Śląsk uszedł, hetmani pobici, a magnaci z coraz większą sympatią do Carolusa i
do nowej wiary odnosić się poczęli. W jedno jeszcze tylko miejsce oczy ludu się zwracały. Stamtąd pomocy oczekiwano, bo kiedy źle się w domu dzieje każdy pod płaszcz matki
się chroni. Klasztor jasnogórski – w nim cała nadzieja Polaków została
złożona. Tu stała nowa arka Noego gdy wróg kraj potopem zalał. I wnet wieść jak grom z jasnego nieba spada. Szwed na
święte miejsce rękę podniósł. Heretyk przeciw Pannie Najświętszej działa swe
wytoczył. Zbrojny w tysiące na garść mnichów uderzył.
Atak i oblężenie maryjnego sanktuarium odbiły się
potężnym echem w całym kraju. Był to dowód oczywisty, że Szwedzi poprzysiężonych umów
dotrzymać nie zamierzali i drwili z paktów uprzednio podpisanych. Odgłos armat spod jasnogórskich wałów miała posłyszeć wkrótce
cała Rzeczypospolita. W narodzie zawrzało.
Pierwsze za broń chwyciło Podhale, a zaraz po nim
Małopolska – Ziemia Krakowska i Sandomierska. W Poznańskiem pan
Krzysztof Żegocki, kasztelan babimojski partię niemałą zebrawszy Szwedów wojną
podjazdową nękać począł. Na wieść o tym, co w Koronie dziać się poczęło, na Litwie
jedna po drugiej konfederacyje szlacheckie pod panem wojewodą Pawłem Sapiehą
zawiązywać się poczęły i Radziwiłła – Judasza, tak to umiejętnie poczęły podchodzić, że ten sam tym stanem rzeczy otumaniony nie wiedział, kto jeszcze z
nim, a kto już przeciw niemu stoi. Nieraz się też zdarzało, że chrzest, czy wesele pobożnie w
kościele zaczęte kończyło się z wieczora wycieczką na pobliską szwedzką
stanicę, po której potem jeno zgliszcza i trupy ostawały. Kto w Boga i w Pannę
Najświętszą wierzył za szablę chwytał lub choćby kosę na sztorc osadzał i szedł
do lasu, rodzinę i dom zostawiając, mścić zniewagę na Jasnogórskiej Matce
wyrządzoną. W szlacheckich zaś dworach i po chłopskich chatach
niewiasty z pacholęciami ostawione w bezczynności tkwić nie zamierzały.
Te inne, bo modlitewne konfederacje zawiązawszy, co wieczór na pacierze i
różańce zmawiać się poczęły. A tak wytrwale do tego się przykładały, że nieraz
i po północku do własnych domów na spoczynek powracać im przychodziło.
Pewnym swego zwycięstwa najeźdźcom
nagle ziemia pod nogami rozstępować się poczęła. Patrole, które w pole ruszały,
jak kamień w wodzie ginęły. Wsie całe pustoszały, a Szwed, wchodzący do osad
nie tylko zwierząt w oborach nie uświadczył, ale i nieraz studnię zasypaną
znajdował. Na nic się zdały kontrybucje, represje i egzekucje wszelakie, na
nic i trupy gęsto wiszące na przydrożnych drzewach. Rzeczpospolita zmartwychwstała.
Jan Kazimierz od kilku miesięcy na Śląsku przebywający
pilnie ucha nadstawiał na wieści z Ojczyzny płynące. Co raz to też nowe
poselstwa do króla przybywać poczęły, a zacni panowie na kolanach nie
przestawali go błagać, by do kraju czym prędzej powracać raczył.
Tej to właśnie chwili Lwów, a z
nim i cała Rzeczypospolita Obojga Narodów, jak zbawienia wyczekiwał. Tłum na
dzień ten do miasta przybył tak wielki, że wojsko siłą królowi i co
wielmożniejszym gościom drogę do Katedry Najświętszej Maryi Panny torować
musiało. Po zakończonej Mszy Świętej, polecono, by wierni z kościoła się nie
oddalali, gdyż Najjaśniejszy Pan słowo do ludu chce skierować. Władca tymczasem przed Najświętszym
Sakramentem klęczał i łzy gęsto po twarzy płynące wycierał na myśl o bólach i
cierpieniach, które kraj jego od nieprzyjaciół doznawał. Wreszcie otarłszy
chustką oczy, z klęczek się podniósł i stanąwszy przed Bogiem i przed narodem rzekł w
te oto słowa:
''Wielka Boga Człowieka Matko,
Najświętsza Dziewico! Ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla
królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich
przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Mnie samego, Królestwo moje Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, Ruskie, Pruskie, Mazowieckie, Żmudzkie, Inflandzkie i Czernichowskie, wojsko obojga narodów i pospólstwo wszystko Twej osobliwej opiece i obronie polecam, Twojej pomocy i miłosierdzia w teraźniejszym utrapieniu królestwa mego przeciwko nieprzyjaciołom pokornie żebrzę. A ponieważ nadzwyczajnymi dobrodziejstwami Twymi zniewolony
pałam wraz z narodem moim, nowym, a żarliwym pragnieniem poświęcenia się Twej
służbie, przyrzekam przeto, tak moim jak i senatorów, i ludów moich imieniem,
Tobie, Twojemu Synowi, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi, że po wszystkich
ziemiach Królestwa mojego cześć i nabożeństwo ku Tobie rozszerzać będę. Obiecuję wreszcie i ślubuję, że kiedy
za przepotężnym pośrednictwem Twoim i Syna Twego wielkim zmiłowaniem, nad
wrogami, a szczególnie nad Szwedem odniosę zwycięstwo, będę się starał u
Stolicy Apostolskiej, aby na podziękowanie Tobie i Twemu Synowi dzień ten
corocznie uroczyście, i to po wieczne czasy, był święcony oraz dołożę trudu
wraz z biskupami
Królestwa, aby to, co przyrzekam, przez ludy moje wypełnione zostało''.
Lud na kolana padłszy króla po rękach począł całować i
wierność prawowitemu majestatowi przysięgał. ''Tak nam dopomóż Bóg!''
– wołała szlachta, rękami bijąc po
szablach. ''Fiat voluntas tua'' – wtórowali im księża i
mnisi. Zgiełk powstał niemały, gdy król kościół opuszczał. Płacz mieszał się z
radosnymi okrzykami, głosy męskie z niewieścimi, modlitwy z przekleństwami
rzucanymi na wroga. Tak to Jan Kazimierz śluby swe począł wypełniać.
Nie zapomniał Janie Kazimierzu naród polski o twych ślubach.
Nie zapomniał o swojej Matce i Królowej – Częstochowskiej Pani. Nie zapomniała
Polska o jasnogórskim klasztorze, bo w tamtym miejscu, tam, przed Jej obliczem w
ciągu długich wieków nieraz mrocznych i krwawych, tam, na tamtym skrawku
poświęconej ziemi, Polska zawsze była Polską, a Polak był Polakiem. I choć ziemię
naszą nieraz but najeźdźcy deptał, i choć nieraz krew gęsto w tę ziemię wsiąkała
to na Jasnej Górze, w Kalwarii Zebrzydowskiej, w Kodniu, Ludźmierzu, Gietrzwałdzie i w
tysiącu innych miejsc poświęconych Maryi, my zawsze byliśmy wolni. Dlatego dziś w święto Tej, która zawsze nam była najlepszą
Królową i Matką ośmielamy się wołać tak, jak wołali nasi ojcowie: Królowo Korony Polskiej
– módl się za nami!
W wigilię uroczystości Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski.
W wigilię uroczystości Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz