Rok
1655 był to dziwny rok …
Wydawało się, że wszystko już stracone. Szwed zajął kraj cały i tylko
nieliczne twierdze, jak Zamość dawały opór najeźdźcy. Radziwiłł, jak Judasz
zdradził i Litwę za obietnicę korony królowi szweckiemu sprzedał. Pod Ujściem
pospolite ruszenie Ziemi Wielkopolskiej bez jednego strzału broń złożyło, a w Małopolsce
pan wojewoda Czarniecki Kraków poddać musiał. Na domiar złego wieści między
ludem krążyły, że Siedmiogrodzianin Rakoczy lada chwila z wielką siłą na
południową rubież uderzy. Złym wiatrem i od Dzikich Pól wiało, bo Chan z
Chmielnickim się zbratawszy w potęgę rósł i nowym najazdem groził.
Rzeczypospolita ginęła!
Szwedzcy żołnierze po miastach rozlokowani upodobali sobie garnizony i
stajnie w kościołach katolickich zakładać, pokazując tym samym, jaki to
szacunek dla religii podbitego kraju mieć będą. Przy czym nieraz się zdarzało,
że obrazy święte z ram wyciągali i z wizerunków Najświętszej Panny tudzież
innych świętych tarcze strzeleckie sobie sporządzali. Żałość brała wiernych na
ten proceder, ale co było począć? Tu, kto silniejszy prawa ustanawiał, kto w
ręku samopał trzymał panem był i władcą. Gdzie było szukać pomocy? Skąd oczekiwać ocalenia? Król na Śląsk uszedł,
hetmani pobici, a magnaci z coraz większą sympatią do Szwedów i do nowej wiary
odnosić się poczęli. W jedno jeszcze tylko miejsce oczy ludu się zwracały.
Stamtąd pomocy oczekiwano – Klasztor jasnogórski – w nim została złożona cała nadzieja Polaków.
I wnet wieść jak grom z jasnego nieba spada. Szwed na święte miejsce rękę
podniósł! Heretyk przeciw Pannie Najświętszej działa swe wytoczył! Zbrojny w
tysiące na garść mnichów uderzył!
Atak i oblężenie jasnogórskiego sanktuarium odbiły się potężnym echem w
całym kraju. Był to dowód oczywisty, że Szwedzi poprzysiężonych umów dotrzymać
nie zamierzali i drwili z paktów uprzednio podpisanych. Odgłos armat spod
jasnogórskich wałów miała wkrótce posłyszeć cała Rzeczypospolita. W narodzie
zawrzało.
Pierwsze za broń chwyciło Podhale, a zaraz po nim Małopolska - Ziemia
Krakowska i Sandomierska. Kto w Boga wierzył za szablę chwytał lub choćby kosę
na sztorc osadzał i szedł do lasu, rodzinę i dom zostawiając, mścić zniewagę na
Jasnogórskiej Matce wyrządzoną. A miejscem zbiórki, miejscem ich
spotkania, miejscem jednoczącym podzielonych Polaków stał się przydrożny krzyż.
To pod nim zwaśnieni sąsiedzi padali
sobie w ramiona. W cieniu krzyża wybaczano dawne winy i urazy. Pod krzyżem
znikały różnice stanowe, a pijaczyny, banici i awanturnicy przemieniali
się w tercjarzy i patriotów.
I oto w całym kraju cuda dziać się
zaczęły!
W Poznańskiem, pan Krzysztof
Żegocki, kasztelan babimojski partię niemałą zebrawszy Szwedów wojną
podjazdową nękać począł. Na wieść o tym, co w Koronie się działo, na Litwie,
konfederacje szlacheckie, jedna po drugiej, pod panem wojewodą Pawłem Sapiehą
zawiązywać się poczęły i Radziwiła-Judasza tak to umiejętnie zaczęły
podchodzić, że ten tym stanem rzeczy otumaniony nie wiedział, kto jeszcze z
nim, a kto już przeciw niemu stoi. Moc krzyża rozlała się obficie między
Polakami. Na nic się zdały kontrybucje, na nic represje i egzekucje wszelakie.
Rzeczpospolita zmartwychwstała! Zmartwychwstała pod przydrożnym krzyżem!
Stat crux dum volvitur orbis – a krzyż stoi, gdy świat się obraca!
Archimedes, słynny grecki filozof i
matematyk powiedział kiedyś: „Dajcie mi dźwignię i punkt oparcia a podniosę
świat”. To co było jedynie fantazją genialnego człowieka, jest możliwym dla
nas, ponieważ Pan Bóg dał nam punkt oparcia, dał nam Samego Siebie, a
dźwignią zdolną podnieść cały świat jest krzyż Jego Syna, krzyż Jezusa
Chrystusa! Krzyż to narzędzie do podnoszenia z największych upadków, z
największego poniżenia nie tylko pojedynczych osób, ale i całych narodów.
Moi Drodzy! Nasz kraj, zresztą jak i Europa,
cały Stary Kontynent został zbudowany na fundamencie krzyża. Kościoły, sądy,
szpitale, uniwersytety, zamki królewskie oraz parlamenty – wszystkie te
budowle zostały zbudowane na krzyżu, zostały zbudowane na chrześcijaństwie! I
dlatego nasze „być, albo nie być”, jako narodu i jako kontynentu zależy od
tego, w jaki sposób odnosimy się do krzyża, w jaki sposób traktujemy jego
przesłanie.
Trzeba to z bólem powiedzieć, że
wielu z nas zapomniało lub świadomie odwróciło się od prawdy o krzyżu. I
spójrzmy sami! Dokąd to nas doprowadziło? Zapytajmy się! Czy rzeczywiście
eliminując krzyż ze swojego życia społeczeństwa stają się lepszymi? Popatrzmy
na to, co dzieje się w świecie! Mamy na to aż nazbyt wiele przykładów! Czy
odwracając się od krzyża społeczeństwa stają się liczniejsze, bardziej wolne i
szlachetne? Czy, wprost przeciwnie, jak mówi w Piśmie prorok Aggeusz?
„Sieją wiele, lecz plon mają
lichy; przyjmują pokarm, lecz nie ma go do sytości; piją, lecz nie gaszą
pragnienia; okrywają się, lecz się nie rozgrzewają; ten, kto pracuje, aby
zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka!”
Stat
crux dum volvitur orbis!
Moi Drodzy! Historia chrześcijaństwa na naszych ziemiach uczy nas,
że albo jako naród stoimy po stronie krzyża, bronimy go, czynimy zeń
archimedesową dźwignię do podnoszenia się z największych klęsk i upadków, albo
znikamy z mapy świata.
Nigdzie nie jest przecież
powiedziane, że jako państwo nie możemy przestać istnieć. Boża Opatrzność ma
bowiem swoje priorytety i z całą pewnością nie należy do nich ocalenie za
wszelką cenę państwa i narodu polskiego.
Nie ma co się łudzić! Polska i
Polacy są Panu Bogu potrzebni w toczącym się konflikcie pomiędzy dobrem a złem,
pomiędzy prawdą i kłamstwem, pomiędzy cywilizacją życia i cywilizacją śmierci
pod jednym warunkiem, z jedną klauzulą, a mianowicie, gdy są obrońcami krzyża.
I jeśli jako naród odejdziemy od krzyża, odstąpimy od jego mądrości oraz
błogosławieństwa, jeśli o nim zapomnimy, to w tym ostatecznym rozrachunku okaże
się, że taka niechrześcijańska Polska, Polska nie szanująca krzyża, nie jest
Panu Bogu do niczego potrzebna.
To nie jest przesada. To nie jest
nadmierny pesymizm. Mieliśmy tego przykład na przełomie XVIII/XIX w., kiedy
zniknęliśmy z mapy świata na ponad wiek, ponieważ Pan Bóg uznał, że nie
potrzebna jest Mu druga zrewoltowana Francja, że nie potrzebny jest Mu drugi
Paryż nad Wisłą, i w Bożej ekonomii rachunek zysków i strat zsumował się w
wyrok, który brzmiał, iż lepiej jest, by dla zbawienia dusz Polaków i innych
narodów Rzeczpospolita jako odrębny twór polityczny przestała istnieć.
Drodzy bracia i siostry! Dla nas,
dla Polaków, w tej bożej ekonomii zbawienia rachunek jest, aż nazbyt prosty! Ten rachunek jest aż
nazbyt oczywisty: albo Krzyż, Ewangelia, Bóg, katolicyzm albo nicość, albo niewola! Tertrium non datur! Trzeciego wyjścia nie ma!
Amen.
Regina Poloniae - ora pro nobis!
Regina Poloniae - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz