niedziela, 28 listopada 2010

Na przystanku tramwajowej 14tki, czyli myśl adwentowa

        Każdy, kto choć raz odwiedził stolicę Italii wie, że podróżowanie rzymskimi środkami publicznego transportu to prawdziwy koszmar. Brak dostatecznej ilości miejsc parkingowych, tylko dwie linie metra, niezliczone, krążące wokół dworca Termini, Coloseum i Placu św. Piotra tłumy turystów, jak również nie najlepsza organizacja ruchu powodują, że Rzymianie, ci prawdziwi oraz ci kilkudniowi, prawie codziennie skazani są na stanie w gigantycznych korkach. Nie ma się więc co dziwić temu, że włodarze ATAC'u, czyli Przedsiębiorstwa Transportu Miejskiego, nie mogąc żadną miarą rozwiązać wspomnianych problemów zrezygnowali z umieszczania na przystankach jakichkolwiek rozkładów jazdy. W wyniku tego komunalne autobusy i tramwaje poruszają się po mieście zupełnie bezładnie, pojawiając się bądź to po kilka naraz, bądź znikając na długi czas bez wieści w czarnej komunikacyjnej dziurze. I tak dla przykładu: siedmio i pół kilometrową trasę, która dzieli nasze Collegium od Uniwersytetu na Lateranie, przy odrobinie szczęścia, można pokonać zaledwie w czterdzieści pięć minut, kiedy jednak zabraknie przychylności Merkurego trzeba nam wlec się w tramwajowej karawanie żelaznych czternastek, piątek i dziewiętnastek nierzadko i dwakroć dłużej. Na nic zdadzą się podniesione głosy, na nic wymachiwanie rękami, na nic prośby i groźby kierowane pod adresem każdego nie wyłączając samego Pana Boga - jedyne co pozostaje pasażerom w sytuacji tego komunikacyjnego chaosu to czekać.
        Bez wątpienia, współczesny człowiek nie lubi oczekiwania. Despotyczne rządy nad światem dzisiejszej ''kultury'' wykorzeniły z jego życia wiele dużych i małych adwentów, oferując w zamian ''wszystko'' i ''od zaraz''. Całodobowe sklepy proponują nam swoje usługi siedem dni w tygodniu przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dalekie podróże, kupno nowego domu lub wymarzonego samochodu przestały być efektem długoletniego odkładania grosza do grosza, a stały się kwestią jednego podpisu na bankowych dokumentach. Również niewinna i czysta przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną, radosny adwent życia małżeńskiego, został zastąpiony w naszych czasach przyzwoleniem na danie upustu drzemiącym w nas zwierzęcym instynktom już na pierwszej randce. Dlatego też pseudo-bożonarodzeniowe, medialne celebracje, których naocznymi świadkami jesteśmy już od blisko miesiąca, nie są tylko komercyjną zagrywką mającą na celu zwiększenie dochodów ze sprzedaży zalegających w magazynach produktów, ale są one przede wszystkim potwierdzeniem znacznie głębszych ewolucji, które dokonały się na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci w mentalności naszego społeczeństwa. 
        Cóż więc pozostaje żyjącemu jak gdyby ''Boga nie było'', bezkrytycznie i dobrowolnie poddającemu się dyktatowi telewizji dzisiejszemu człowiekowi? Paradoksalnie, jego jedyną nadzieją jest efekt uboczny dokonanych przemian - komunikacyjny korek. To właśnie na zatłoczonym przystanku, wypatrujący ciągle spóźnionych autobusów i tramwajów pasażer dostaje szansę na wyrwanie się z codziennego biegu, na zatrzymanie się i przeżycie swojego małego adwentu, w którym może zdać sobie sprawę z tego, że w życiu nie czeka się tylko na coś ale również na Kogoś.
W pierwszą Niedzielę Adwentu.
Salus Populi Romani - ora pro nobis!
P.S.
Niniejszy post powstał niemalże w całości w trakcie podróżowania tramwajami numer: 5, 14, 19 oraz autobusami: 3, 218, 571 i 702. 

5 komentarzy:

  1. Nie pozostaje nic innego
    jak podpisać się pod tą refleksją autora
    jakże prawdziwą,
    i powoli, ale stanowczo
    przypominać ludziom
    że to, co dawniej uczyło nas cierpliwości i wytrwałości
    jest bezwzględnie cennym elementem naszego życia
    który warto pielęgnować
    i o który warto zabiegać.

    A to co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ks. Krzysztofie, kiedy dziś wieczorem będę wracał z prawa małżeńskiego, by wrócić na naszą Mszę wspólnotową, jadąc 14, będę myślał o tym poście i o Adwencie. Czuwaj!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pomyślałbym, że Italia może natchnąć czymś pozytywnym, lub przynajmniej głębokim, więc uderzyło mnie mocno Twoje przemyślenie.. dodałbym jeszcze autobus 150, który ostatnio również zawitał w nasze strony i niemniej daje możliwość do refleksji.
    Zastanowiło mnie to adwentowe spojrzenie w naszej codziennej walce o dotarcie do celu.. jak bardzo trzeba umieć czekać, dostrzec okazję refleksji i spotkania Boga którego się oczekuje, a który potrafi ukazać się wg naszego myślenia "w nieodpowiednim czasie, nieodpowiednim miejscu", gdy nie jesteśmy gotowi, gdy nie wszystko sobie poukładaliśmy - to właśnie tu jest adwent!
    - Jak często jesteśmy jak ta nasza 14, która zatrzymała się na światłach i nie może jechać dalej, ale równocześnie nie otworzy drzwi dla biegnącego pasażera, bo może za chwilę trzeba będzie ruszyć... coraz łatwiej nam zostawić Boga, który zbliżał się do nas, ale nie spełnił wszystkich naszych wymagań, nie stanął na przystanku, nie wyciągnął ręki.. - Adwent stracony, zbyt płytki..
    - Jak często jesteśmy także, jak włoscy kierowcy na światłach.. niby zwalnia, bo czerwone, ale jeszcze podjeżdża, hamuje i podjeżdża, choć światło nadal czerwone.. w końcu gdy orientuje się, że jest na środku skrzyżowania, to rusza do przodu, bo po co czekać skoro już jest na środku... czy tak zatrzymujemy się w naszym Adwencie?? Czy mam siłę i cierpliwość, by skorzystać z okazji czasu świętego, odpocząć, dostrzec innych, dać drogę innym, może z którejś strony pojawi się Bóg z napisem: Jedź za mną!!
    Dobrego Adwentowego zatrzymania!! Dobrego spotkania z Bogiem! Dajmy Mu szansę by się narodził i przyszedł tak jak On sam chce!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne i głębokie panie Jarząbek jest to, co Pan pisze. Dzięki wielkie za przelane na cyber-papier swojej refleksji. Dzięki takim wpisom zaczyna się tu robić już nie zbiór, ale skarbnica myśli wszelakiej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. A nie da się tego przejść pieszo? - to tylko 7,5 km..:)

    OdpowiedzUsuń