piątek, 7 stycznia 2011

Moje drugie pięć groszy, czyli jeszcze o dyskusji na temat ''Reformy reformy liturgicznej''

       Debata nad postulowanymi przez Benedykta XVI zmianami w liturgii Mszy Świętej przetacza się właśnie z gwałtownością letniej burzy po akademickich aulach, specjalistycznych pismach i coraz to nowych pozycjach dostępnych na księgarskim rynku. Pomimo tego, że końca prac nad ''Reformą reformy liturgicznej'' jeszcze nie widać, i że  tylko nieliczni, zaangażowani przez Kongregację do Spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów eksperci znają tych prac dokładniejsze szczegóły, to krytyczne, dobiegające z różnych kręgów i środowisk głosy już oskarżają papieża o próbę narzucania rzymskiej liturgii swych osobistych upodobań, odejście (sic!) od tradycji liturgicznej Pawła VI i Jana Pawła II, a nawet zdradę Soboru Watykańskiego II i jego ducha. Doprawdy, trudno się w tym nie pogubić.
       Jakiś czas temu dane mi było odbyć dłuższą, samochodową podróż z ojcem X., z wykształcenia liturgistą, długoletnim misjonarzem oraz bliskim przyjacielem głównego twórcy posoborowej liturgii - Annibale Bugniniego. Starszy, bo liczący już około siedemdziesięciu lat kapłan, dowiedziawszy się, że interesują mnie te zagadnienia, przez całą niemalże drogę wyliczał mi ''liturgiczne grzechy Ratzinger'a'' i przekonywał, że ''biskupi, a przynajmniej ci włoscy, odrzucają jego statyczną wizję liturgii i w konsekwencji nie przyjmą tej reformy''. Słuchałem z pokorą, starając się zrozumieć jego punkt widzenia i przyznam się, że nie zrozumiałem. Być może zawiodła moja znajomość włoskiego. Ale jeszcze tego samego dnia, po tym jak dotarliśmy do jednej z podrzymskich parafii dane nam było stanąć razem przy ołtarzu, i tam przyszło mi odrobić zaległą lekcję. Liturgiczne korepetycje wyglądały mniej więcej tak:
        Po znaku krzyża i po pozdrowieniu wiernych ojciec X. zaczął przez dłuższą chwilę dziękować około dwudziestu starszym osobom, które przybyły tego wieczoru na Eucharystię. Po lekturze czytań i Ewangelii powiedział naprawdę bardzo piękne i głębokie kazanie. Słuchałem go z podziwem i do dziś pamiętam wiele przytoczonych przez niego przykładów. Kiedy jednak rozpoczęła się liturgia eucharystyczna, otwarłem ze zdziwienia oczy, bo pomimo tego, że jestem księdzem już od blisko sześciu lat, nigdy nie przyszło mi do głowy, że Mszę Świętą można odprawiać w taki właśnie sposób. Oto od przyniesienia darów główny celebrans rozpoczął ''wielką improwizację''. Liturgiczne teksty, łącznie z samą modlitwą eucharystyczną (nie muszę chyba dodawać którą) służyły mu za podstawę dla jego dowolnych interpretacji. Niektóre modlitwy przeznaczone do odmawiania wyłącznie przez kapłana były recytowane wspólnie przez nas i przez wiernych. Na przekazanie znaku pokoju ojciec X. odszedł w ogóle od ołtarza, wszedł między ławki i zaczął obściskiwać wszystkich uczestników ''celebracji''. Kiedy wrócił powiedział jeszcze jakiś żart i zaprosił wszystkich na ''eucharystyczną ucztę''. Mszę Świętą zakończyły ogłoszenia, błogosławieństwo i ponowne uściski. Po zejściu do zakrystii odwrócił się do mnie i z uśmiechem triumfującego naukowca, który dopiero udowodnił coś bardzo ważnego swym uniwersyteckim kolegom powiedział: Zrozumiałeś? Zrozumiałem – odparłem ze spuszczoną głową.
       Wiem. Już w moich uszach brzmią głosy protestu, że nie wolno utożsamiać reformy posoborowej z tego typu nadużyciami, że to nie reforma sama w sobie, ale właśnie owe ''liturgiczne spektakle'' powodują zgorszenie wielu wiernych i w konsekwencji ich odejście z Kościoła. Ale czy to nie jest aby tak – to tylko pytanie a nie twierdzenie – że być może winna temu stanowi rzeczy jest przyjęta przez reformatorów, jako wspólny mianownik dokonywanych zmian idea dopasowania liturgii do mentalności współczesnego człowieka i do potrzeb konkretnej wspólnoty kosztem wyrwania jej, jak to określał sam Bugnini, z ''dogmatycznej obsesji rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii''? (por. A. Bugnini, La riforma liturgica, ss. 347-348, Edizioni Liturgiche 1997).
       Kończąc pragnę powtórzyć apel, z którym zwróciłem się do Was, drodzy czytelnicy Cogitarium, już w pierwszym poście traktującym o ''Reformie reformy liturgicznej'' o przyjście z modlitewną pomocą Ojcu Świętemu Benedyktowi XVI. W gąszczu opinii i różnych, niekiedy sprzecznych ze sobą stanowisk teologów, wsłuchując się w dobiegające do nas ze wszystkich stron głosy ekspertów, które to popierają, to znów krytykują papieskie decyzje nie zapominajmy, że to właśnie on – Biskup Rzymu jest Piotrem naszych czasów, i że to on jest fundamentem jedności całego Kościoła, który wiążąc i rozwiązując sporne kwestie na ziemi wiąże i rozwiązuje je w niebie.
Mater Ecclesiae – ora pro nobis!

1 komentarz:

  1. Co akurat w tym przypadku budzące nadzieję? Obu Kapłanów.. wiek! :)

    Pozdrawiam z Gorzowa

    OdpowiedzUsuń