piątek, 24 sierpnia 2012

O pakcie Ribbentrop-Mołotow, czyli myśl o rozgrywaniu i byciu rozgrywanym

       Hans von Herwarth posiadał niewątpliwie wszystkie cechy potrzebne do pełnienia służby w dyplomacji: szlacheckie pochodzenie, rodzinny majątek, znajomości w świecie wielkiej polityki, postawny wygląd, inteligencję oraz niezwykłe zdolności do nauki języków. Znał ich pół tuzina i w każdym mówił bez obcego akcentu. Nic więc dziwnego, że z takimi zaletami został skierowany do jednej z najważniejszych niemieckich placówek dyplomatycznych - ambasady w Moskwie.  
       Nocą z 23 na 24 sierpnia 1939 r. na Kremlu w obecności Józefa Stalina, Joachim von Ribbentrop i Wiaczesław Mołotow, ministrowie spraw zagranicznych III Rzeszy Niemieckiej i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, "kierując się wzajemnym pragnieniem umocnienia pokoju pomiędzy obydwoma narodami" podpisali dziesięcioletni pakt o nieagresji. Oficjalne oświadczenia i komunikaty nic jednak nie wspominały o dodatkowym dokumencie, który został dołączony do oficjalnej noty. Tajny załącznik dotyczył bowiem rozgraniczenia stref wpływów w Europie Wschodniej i zakładał, że Finlandia, Estonia, Łotwa oraz Litwa będą wyznaczały granicę dominium obu sojuszników. W przypadku Polski strefa ta miała opierać się w przybliżeniu wzdłuż rzek Narwi, Wisły i Sanu. O kwestii ewentualnego istnienia lub nieistnienia państwa polskiego, kształcie jego granic, czy zakresie suwerenności nic nie wspominano. Wszystkie te czynniki miały zależeć od dalszego rozwoju sytuacji. W ten sposób, pakt Ribbentrop-Mołotow stawał się preludium nie tylko do zniszczenia Polski - niechcianego przez europejskie potęgi "bękarta Traktatu wersalskiego", ale również do największego w dziejach świata konfliktu, który pociągnął za sobą hekatombę dziesiątek milionów ludzkich istnień.
       Dopiero po wojnie niemieckie archiwa odsłoniły światu tekst tajnego protokołu i okoliczności w jakich był on podpisywany. Z zachowanych tam dokumentów możemy się dowiedzieć, że pracownik ambasady niemieckiej w Moskwie, Hans von Herwarth, już kilka godzin po podpisaniu dokumentu przekazał jego fotokopię urzędnikom ambasady amerykańskiej. Najpóźniej około południa 24 sierpnia informacje o rzeczywistych powodach spotkania na Kremlu dotrzeć musiały do Paryża i Londynu, lecz nikt z naszych zachodnich sojuszników nie zdecydował się przesłać tej informacji do Warszawy. Co więcej, kiedy 25 sierpnia minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, lord Edward Halifax składał swój podpis pod dokumentem, który odnawiał polsko-brytyjski układ sojuszniczy, wiedział doskonale, że w przypadku konfliktu pomiędzy III Rzeszą a Rzeczpospolitą, wojska Jego Królewskiej Mości nie kiwną nawet palcem w obronie swego sprzymierzeńca.
      Tłumacz i komentator polskiej edycji wspomnień Herwartha - Eugeniusz Król stawia uzasadnione pytania o powody takiej, a nie innej postawy naszych sojuszników. Czy odgrywały tu rolę głównie powody natury psychologicznej, czyli chęć podniesienia na duchu Polaków wobec beznadziejności ich sytuacji? Czy może była to próba politycznego bluffu? Moim osobistym zdaniem najbliższy prawdy jest Stanisław Cat-Mackiewicz, który mówi wprost o brytyjsko-francuskiej prowokacji, czyli zachęceniu Polaków do stawienia czoła znacznie potężniejszemu przeciwnikowi, by ten nie uderzył w pierwszej kolejności na Zachód.
       Historia magistra vitae est. Historia jest nauczycielką życia i prawie wszystkie błędy jakie podejmuje się w teraźniejszości są wynikiem ignorancji przeszłych faktów lub niewłaściwej ich interpretacji. Zawarcie układ Ribbentrop-Mołotow uczy nas tego, że kraje położone w tak trudnym geopolitycznym regionie jak Polska nie mogą sobie pozwolić nawet na chwilę słabości, nawet na moment nadmiernej ufności we własne siły, czy w niczym niepokryte obietnice innych potęg. I dziś Polski nie stać na to, aby być państwem średnim, przeciętnym, ot takim sobie, zbyt łatwowiernym w relacjach z innymi potęgami, które zapewniają, że lepiej od nas samych wiedzą, co jest dla nas lepsze. Ponad tysiącletnia historia naszych dziejów, przekonuje nas o tym, że Opatrzność w swych planach przygotowała dla Polski bardzo prosty scenariusz: ALBO bycia państwem wielkim, rozgrywającym i samo-decydującym o swojej przyszłości, ALBO bycia państwem byle jakim, rozgrywanym, lokajem innych mocarstw, co w konsekwencji prowadzi zawsze do pogrążenia się w zupełnej anarchii i zniknięciu z mapy świata. Polacy! Tertium non datur.
P.S.
Z zeznań gen. Alfreda Jodla podczas procesu w Norymberdze: ''Do roku 1939 byliśmy oczywiście w stanie sami rozbić Polskę. Ale nigdy – ani w roku 1938, ani w 1939 – nie zdołalibyśmy naprawdę sprostać skoncentrowanemu wspólnemu atakowi tych państw [Wielkiej Brytanii, Francji, Polski]. I jeśli nie doznaliśmy klęski już w roku 1939, należy to przypisać jedynie faktowi, że podczas kampanii polskiej około 110 dywizji francuskich i brytyjskich pozostało kompletnie biernych wobec 23 dywizji niemieckich''.

2 komentarze:

  1. Bardzo interesujący blog.
    Ciekawych i mądrych rzeczy nigdy nie za wiele.
    Poznawanie to jest wspaniały dar, który dzięki internetowi staram się rozwijać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, panstwem wielkim Polska nie jest ani w sensie geograficznym, ani tez ekonomicznym. I zeby zdobyc poparcie naszych mniejszych siasiadow musi czyms imponowac. N.p. rozmachem rozbudowy, technicznym know how i logiczna polityka. A tymczasem nasz kraj jedynie osmiesza wewnetrzna niezgoda i halasem nienawisci partyjnych.

    OdpowiedzUsuń