Poważną dyskusję o Soborze Watykańskim II i o zmianach, które zostały wprowadzone w Kościele katolickim po zakończeniu jego obrad należy prowadzić na dwóch poziomach: historycznym i teologicznym. W pierwszym przypadku Sobór i to, co po nim nastąpiło należy przedstawić tak, jak się przedstawia każde inne wydarzenie w życiu Kościoła, czyli w konkretnym historycznym kontekście. Bez tego wysiłku fenomen Vaticanum II będzie niezrozumiały i podatny na wszelkiego typu manipulacje. Tak jak nie jesteśmy w stanie zrozumieć orzeczeń Soboru nicejskiego z 325 r. bez tła herezji ariańskiej, decyzji Soboru Florenckiego bez husytyzmu i zagrożenia turecką inwazją, Trydentu bez protestanckiej Reformacji, tak samo Sobór Watykański II pozostanie trudny do zinterpretowania bez historycznego kontekstu: bezdyskusyjnej potrzeby reformy Kościoła, globalizacji, modernizacji wszelkich dziedzin życia, rozwoju mediów, zagrożenia wybuchem nuklearnego konfliktu, postępującej laicyzacji tradycyjnie chrześcijańskich krajów, dekolonizacji, traumy po tragedii II Wojny Światowej, sowieckiej okupacji połowy Europy, szerzenia się ideologii komunistycznej oraz nowych koncepcji filozoficznych, którym to uległa znacząca grupa kościelnych hierarchów. W tym kluczu należy czytać soborowe dokumenty.
Dziś jednak chciałbym się zająć nie historycznym, ale teologicznym poziomem nauczania ostatniego z soborów, stosując do nauk zawartych w jego dokumentach metodę bł. kard. Johna Henrego Newmana. Najpierw kilka słów o samych założeniach tej metody.
Dziś jednak chciałbym się zająć nie historycznym, ale teologicznym poziomem nauczania ostatniego z soborów, stosując do nauk zawartych w jego dokumentach metodę bł. kard. Johna Henrego Newmana. Najpierw kilka słów o samych założeniach tej metody.
W połowie XIX w., w toku żywiołowej katolicko-anglikańsko-protestanckiej polemiki o historyczność i naturę "prawdziwego Kościoła Chrystusa" anglikański pastor John Newman szukając odpowiedzi na pytania: Gdzie jest żywa, ortodoksyjna, chrześcijańska doktryna? I która z istniejących wspólnot jest instytucjonalnym przedłużeniem Kościoła pierwszych wieków? opracował ogólną metodę rozwoju idei, a następnie zastosował ją do teologicznych badań. Wyniki swych naukowych dociekań Newman zawarł w książce zatytułowanej An Essay on the Development of Christian Doctrine.
Według Newmana rozwój idei nie dokonuje się na drodze matematycznej, gdzie następująca faza jest czystą ewolucją fazy, która ją poprzedza, ale rozwój ten jest wynikiem "starcia", jest wynikiem walki z różnymi przeciwnymi ideami. A zatem, dowodził uczony, tożsamość każdej idei nie jest równoznaczna z jej niezmiennością, ponieważ istnieją rozmaite formy jej rozwoju, a ona sama może istnieć i mieć wpływ na kształtowanie życia zbiorowego jedynie za cenę własnej ewolucji. Wszelkiego rodzaju zmiany, głosił, można sprowadzić do dwóch zasadniczych linii: zdrowego tj. ortodoksyjnego i niezdrowego/nieortodoksyjnego rozwoju. W pierwszym przypadku idee ewoluują naturalnie, "jednorodnie", w drugim zaś ulegają wypaczeniu i w końcu autodestrukcji.
Idąc tym tokiem rozumowania Newman starał się znaleźć jakieś obiektywne kryteria, które pomogłyby rozpoznać naturę idei i zbadać proces ich ewolucji. Oto do jakich wniosków doszedł:
"Pozwolę sobie przedstawić tu siedem cech o rozmaitej zresztą sile przekonywującej, niezależności i stosowalności, na podstawie których można rozróżnić zdrowy rozwój idei od stanu jej wypaczenia i rozpadu. Cechy te są następujące. Wypaczenie nie zachodzi wtedy, gdy:
a) idea zachowuje jeden i ten sam typ;
b) te same zasady;
c) tę samą organizację;
d) jeżeli początki jej zapowiadają dalsze jej fazy;
e) późniejsze zjawiska zabezpieczają wcześniejsze i popierają je;
f) jeżeli ma ona zdolność przyswajania i odradzania się;
g) jest żywotna i aktywna od początku do końca".
Zastosowanie właśnie tego "testu" doprowadziło Newmana do przekonania, że nie istnieje statyczność doktryn, a co za tym idzie rozwinięcia pierwotnych zasad chrześcijaństwa mogą przybrać albo prawdziwe, albo fałszywe formy. Należy więc, postulował, oddzielić zasady od ich przejawów historycznych. Zasady są niezmienne, ponieważ zostały objawione przez Boga, jednakże w zetknięciu z daną epoką historyczną, określoną kulturą i innymi warunkami (np. herezjami) ubogacają się one w nowe definicje. Zadaniem Kościoła jest więc ich wyrażenie w taki sposób, aby korespondowały z podanymi powyżej cechami "ortodoksyjnego rozwoju". Newman stwierdził, że na przestrzeni wieków jedynie Kościół katolicki tak wybierał lub formułował swe doktryny, że stały się one w obrębie jego depozytu wierniejszym i doskonalszym rozwinięciem pierwotnych zasad. Co ważne do podkreślenia, proces ten postępuje na drodze przechodzenia od implicite do explicite, czyli od tego, co nie zostało jeszcze zdefiniowane do tego, co już stało się częścią niezmiennego depozytu wiary.
Jak to się ma w przypadku Soboru Watykańskiego II? Weźmy teraz dla przykładu jeden z najbardziej dyskutowanych soborowych tekstów, czyli ósmy punkt Konstytucji dogmatycznej o Kościele "Lumen gentium". Czytamy w nim takie oto słowa:
"Haec est unica Christi Ecclesia, quam in Symbolo unam, sanctam, catholicam et apostolicam profitemur, quam Salvator noster, post resurrectionem suam Petro pascendam tradidit, eique ac ceteris Apostolis diffundendam et regendam commisit, et in perpetuum ut columnam et firmamentum veritatis erexit. Haec Ecclesia, in hoc mundo ut societas constituta et ordinata, subsistit in Ecclesia catholica, a successore Petri et Episcopis in eius communione gubernata (...)".
Idąc tym tokiem rozumowania Newman starał się znaleźć jakieś obiektywne kryteria, które pomogłyby rozpoznać naturę idei i zbadać proces ich ewolucji. Oto do jakich wniosków doszedł:
"Pozwolę sobie przedstawić tu siedem cech o rozmaitej zresztą sile przekonywującej, niezależności i stosowalności, na podstawie których można rozróżnić zdrowy rozwój idei od stanu jej wypaczenia i rozpadu. Cechy te są następujące. Wypaczenie nie zachodzi wtedy, gdy:
a) idea zachowuje jeden i ten sam typ;
b) te same zasady;
c) tę samą organizację;
d) jeżeli początki jej zapowiadają dalsze jej fazy;
e) późniejsze zjawiska zabezpieczają wcześniejsze i popierają je;
f) jeżeli ma ona zdolność przyswajania i odradzania się;
g) jest żywotna i aktywna od początku do końca".
Zastosowanie właśnie tego "testu" doprowadziło Newmana do przekonania, że nie istnieje statyczność doktryn, a co za tym idzie rozwinięcia pierwotnych zasad chrześcijaństwa mogą przybrać albo prawdziwe, albo fałszywe formy. Należy więc, postulował, oddzielić zasady od ich przejawów historycznych. Zasady są niezmienne, ponieważ zostały objawione przez Boga, jednakże w zetknięciu z daną epoką historyczną, określoną kulturą i innymi warunkami (np. herezjami) ubogacają się one w nowe definicje. Zadaniem Kościoła jest więc ich wyrażenie w taki sposób, aby korespondowały z podanymi powyżej cechami "ortodoksyjnego rozwoju". Newman stwierdził, że na przestrzeni wieków jedynie Kościół katolicki tak wybierał lub formułował swe doktryny, że stały się one w obrębie jego depozytu wierniejszym i doskonalszym rozwinięciem pierwotnych zasad. Co ważne do podkreślenia, proces ten postępuje na drodze przechodzenia od implicite do explicite, czyli od tego, co nie zostało jeszcze zdefiniowane do tego, co już stało się częścią niezmiennego depozytu wiary.
Jak to się ma w przypadku Soboru Watykańskiego II? Weźmy teraz dla przykładu jeden z najbardziej dyskutowanych soborowych tekstów, czyli ósmy punkt Konstytucji dogmatycznej o Kościele "Lumen gentium". Czytamy w nim takie oto słowa:
"Haec est unica Christi Ecclesia, quam in Symbolo unam, sanctam, catholicam et apostolicam profitemur, quam Salvator noster, post resurrectionem suam Petro pascendam tradidit, eique ac ceteris Apostolis diffundendam et regendam commisit, et in perpetuum ut columnam et firmamentum veritatis erexit. Haec Ecclesia, in hoc mundo ut societas constituta et ordinata, subsistit in Ecclesia catholica, a successore Petri et Episcopis in eius communione gubernata (...)".
"To jest ten
jedyny Kościół Chrystusowy, który wyznajemy w Symbolu wiary jako jeden,
święty, katolicki i apostolski, który Zbawiciel nasz po zmartwychwstaniu
swoim powierzył do pasienia Piotrowi, zlecając jemu i pozostałym
Apostołom, aby go krzewili i nim kierowali,
i który założył na wieki jako "filar i podwalinę prawdy". Kościół ten, ustanowiony i zorganizowany na tym świecie jako
społeczność, trwa w Kościele katolickim, rządzonym przez następcę Piotra
oraz biskupów pozostających z nim we wspólnocie (...)".
"Kościół chrystusowy <<subsistit in>>/trwa w Kościele katolickim". Jak interpretować to stwierdzenie? Czyż nie byłoby prościej napisać "est"/jest? Kościół chrystusowy jest Kościołem katolickim, tak jak nas tego naucza katolickie Magisterium.
Na temat tych dwóch słów "subsistit in" w ostatnim półwieczu wylano morze atramentu. Otóż wielu autorów, przypisując temu stwierdzeniu charakter dogmatyczny (nota bene wbrew intencji samego Soboru, który określił się jako pastoralny) udowadniało na wszystkie możliwe sposoby, że rozwój eklezjologicznej doktryny doprowadził do stwierdzenia, iż istnieje jakiś "Kościół chrystusowy", którego nie można utożsamić z żadną z historycznych wspólnot, którego członkami są nie tylko katolicy, nie tylko wszyscy chrześcijanie, ba, nie tylko monoteiści, nie tylko wszyscy wierzący w istnienie jakiejś "wyższej istoty lub wyższych istot", ale i kierujący się głosem własnego sumienia ateiści. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć na zasługi dla tego typu interpretacji "Lumen gentium" jednego z najbardziej wpływowych soborowych "periti", o. Karla Rahnera.
Na temat tych dwóch słów "subsistit in" w ostatnim półwieczu wylano morze atramentu. Otóż wielu autorów, przypisując temu stwierdzeniu charakter dogmatyczny (nota bene wbrew intencji samego Soboru, który określił się jako pastoralny) udowadniało na wszystkie możliwe sposoby, że rozwój eklezjologicznej doktryny doprowadził do stwierdzenia, iż istnieje jakiś "Kościół chrystusowy", którego nie można utożsamić z żadną z historycznych wspólnot, którego członkami są nie tylko katolicy, nie tylko wszyscy chrześcijanie, ba, nie tylko monoteiści, nie tylko wszyscy wierzący w istnienie jakiejś "wyższej istoty lub wyższych istot", ale i kierujący się głosem własnego sumienia ateiści. Nie można w tym miejscu nie wspomnieć na zasługi dla tego typu interpretacji "Lumen gentium" jednego z najbardziej wpływowych soborowych "periti", o. Karla Rahnera.
W następnym wpisie przyjrzymy się katolickiemu rozwojowi doktryny o Kościele kierując się właśnie wytycznymi metody kard. Newmana.
Koniec części pierwszej
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!
Koniec części pierwszej
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!
Wszystko, co Katolik na ten temat wiedziec powinien http://www.vatican.va/roman_curia/congregations/cfaith/documents/rc_con_cfaith_doc_20070629_responsa-quaestiones_pl.html
OdpowiedzUsuńWszystko, a może nie wszystko? Proszę poczekać na trzecią część wpisu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń