Przypowieść
o bogaczu i Łazarzu (Łk, 16, 19-31)
+JMJ
Z dzisiejszej Ewangelii powiało przez chwilę
grozą. Może nawet nie przez chwilę. Z dzisiejszej Ewangelii powiało grozą. Oto
Bóg, który jest Miłością miłosierną, Bóg, który jest przecież taki dobry, ten sam
Bóg okazuje się być niezwykle zasadniczym i konsekwentnym w ocenie naszych
życiowych wyborów oraz okazuje się być zdolnym do wiecznego potępienia
człowieka.
Bogacz trafia do piekła. Został całkowicie
odrzucony. Żadna jego modlitwa nie będzie wysłuchana i żadna jego prośba nie
będzie spełniona. Bóg nie godzi się, by ulżyć mu w cierpieniach, ani przez
krótką chwilę. Pomyślmy tylko: Co by kosztowała Boga ta jedna kropla wody przyniesiona na końcu palca? Nic!
A jednak nie będzie mu ona dana! Co więcej, Najwyższy nie godzi się, by prośba
bogacza, nawiasem mówiąc całkiem zbożna, dotycząca przestrogi dla jego braci została zrealizowana. Nie! Koniec. Nie ma żadnej nadziei!
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz! Do piekła
trafia bogacz, o którym Ewangelia nie wspomina ani słowem, aby był
grzesznikiem. W tekście nie ma takiego słowa - "grzesznik"! A więc bardzo
prawdopodobnym jest, że człowiek ten był wierzący, że przestrzegał przykazań.
Nie zabijał, nie cudzołożył, nie kradł, w szabat odwiedzał swoich rodziców, by
zjeść razem z nimi w miłej atmosferze świąteczny obiad. Na nabożeństwach w
synagodze siadał pewnie w pierwszej ławce. Jak każdy pobożny Żyd pościł, czytał
Torę i modlił się trzy razy na dzień, a jednak skończył tam, gdzie skończył,
skończył w piekle, ponieważ popełnił ciężki grzech – zaniedbał czynienia dobra,
które mógł uczynić i nie okazał biednemu miłosierdzia.
Pytanie, które moi drodzy, teraz chcę Wam
postawić, podczas tej nauki brzmi: W jakiego Boga wierzę? Jaki obraz Boga noszę
w swoim sercu? Przyjrzyjmy się teraz kilku Jego najczęstszym
wyobrażeniom:
Po pierwsze: Bóg - Policjant. Dzisiejszy świat i
współczesna kultura, w której żyjemy najczęściej przedstawia Boga, jako
policjanta, który biega za nami, i który za każde przewinienie wlepia nam
mandaty. Nie byłeś w kościele, 6 pkt. karnych, nie pomodliłeś się przed snem 2
pkt., pokłóciłaś się z koleżanką w pracy 3 pkt. Nie wolno to! Nie wolno tamto!
Nie dotykaj! Nie próbuj! itd. Jest to obraz Boga, który nie pozwala nam żyć
pełnią życia, który zagląda mi i do portfela i do łóżka. To Bóg-Dyktator,
który każe mi żyć i postępować wbrew moim własnym pragnieniom i przemyśleniom.
To Bóg - wróg mojej osobistej wolności.
Drugie z powszechnych dziś wyobrażeń to obraz
Boga – automatu na Zdrowaśki. Naprawdę, wiele osób w ten
sposób przeżywa swoją wiarę. Twierdzą, że Bóg jest, co więcej we wszystkim się
z Nim zgadzają, modlą się i co niedziela są w kościele, jednak wobec tego, co
On mówi zachowują się obojętnie, tak jakby Go nie słyszeli. Bóg mówi: „Nawróć
się!”, a w odpowiedzi słyszy „Zdrowaś Maryjo”. Pan Bóg mówi: „Pokłóciłeś się z
żoną, idź ją przeproś i to szybko. Niech słońce nie zajdzie nad waszym
gniewem”, a w odpowiedzi słyszy... „Zdrowaś Maryjo”. „Miłuj bliźniego swego,
jak siebie samego”, a tu znowu „Zdrowaś Maryjo”, „Zdrowaś Maryjo”, „Zdrowaś
Maryjo”.
Kolejny obraz to obraz Boga - Pobłażliwego
starca, który wszystko wybacza. Jest to wiara w Boga niepoważnego, Boga
karykaturę Jego samego, który nic od nas nie wymaga, bo każdy z nas
przecież popełnia błędy. Zwracam na to uwagę, że nie grzechy, ale błędy. Który nie potrafi rozróżnić między dobrem, a złem, prawdą a kłamstwem, katem i ofiarą. To już
nie jest Ojciec nasz, ale Ojczym. Bóg „Róbta, co chceta”.
A jaki obraz Boga jest prawdziwy? Jaki Bóg
objawił się nam w Piśmie Świętym. Bóg przede wszystkim objawił się jako Ktoś,
kto kocha, kto współczuje, „kto płacze z tymi, którzy płaczą i cieszy się z
tymi, którzy się radują”. Ale to również Bóg, którego można urazić, dotknąć
swoim niewłaściwym postępowanie. Ten Bóg zaprasza nas do wejścia w relacje.
Chce, abyśmy żyli z Nim w zażyłości, tak jak żyje się z najbliższymi członkami
rodziny. W dobrych i gorszych momentach, w zdrowiu i w chorobie. Bóg chce być
nie jakąś marginalną częścią naszego życia, ale chce byśmy traktowali Go
poważnie tak, jak na to zasługuje. On do niczego nas nie zmusza. W Piśmie
Św. napisane jest przecież wyraźnie: „Pójdź za mną jeśli chcesz”. Otóż w prawdziwą
relację z Bogiem można wejść tylko i wyłącznie w pełnej wolności. Ja nic nie
muszę, ale chcę. Bóg zawsze pozostaje wierny Swoim obietnicom, pozostaje wierny
Swojemu Słowu. Nie mówi, że nigdy nie spotka nas nic złego, że nie dotknie nas
żadna choroba, żadne nieszczęście, ale obiecuje, rzecz o wiele większą i
wspanialszą, że w każdej sytuacji, na każdym życiowym zakręcie nie zabraknie
nam Jego łaski. Oto prawdziwy obraz Boga Ojca, Boga, który nas kocha i dlatego,
jak każdy dobry Ojciec od nas wymaga.
W naszym rozważaniu przejdźmy teraz na
wyższy poziom i postarajmy się odpowiedzieć na pytanie: Dlaczego jestem z
Jezusem? Co mnie trzyma blisko Jego osoby?
Kiedy czytamy w Piśmie Świętym opisy publicznej
działalności Pana Jezusa, kiedy słyszymy historie o cudach i znakach, których On
dokonywał dowiadujemy się, że większość z nich wydarzyła się na oczach tłumu,
na oczach ludzi, którzy za Nim podążali. Tyle tylko, że warto się zastanowić, kto szedł za Jezusem? Kto
był w tym tłumie?
Z pewnością byli z nim tacy, którzy zostali
uwiedzeni mądrością Jego słowa. Traktowali Jezusa, jak jakiegoś mędrca, jak
jakiegoś filozofa, który ma do przekazania ciekawą filozofię życia. Nikt do tej
pory nie nauczał w ten sposób, jak On, a mianowicie:
- że więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w
braniu;
- „słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a
kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi, a Ja wam powiadam: Każdy, kto
się gniewa na swego brata, podlega sądowi”.
- „słyszeliście, że
powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie
patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa”;
- „słyszeliście, że
powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! A Ja wam powiadam:. Jeśli cię kto
uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”.
Moi drodzy! Można twierdzić, że się wierzy, a w rzeczywistości być z Jezusem tylko na tym poziomie – na poziomie intelektualnym. Można o Nim mówić, pisać na Jego temat doktoraty, znać na pamięć każde Jego słowo, ale nie mieć nic wspólnego z Jezusem Bogiem, ze Zbawicielem, a w konsekwencji można można nie mieć nic wspólnego i z własnym zbawieniem.
Moi drodzy! Można twierdzić, że się wierzy, a w rzeczywistości być z Jezusem tylko na tym poziomie – na poziomie intelektualnym. Można o Nim mówić, pisać na Jego temat doktoraty, znać na pamięć każde Jego słowo, ale nie mieć nic wspólnego z Jezusem Bogiem, ze Zbawicielem, a w konsekwencji można można nie mieć nic wspólnego i z własnym zbawieniem.
I teraz pytanie: Czy ja jako
osoba, która deklaruje się być wierzącą potrafię dostrzec w Nim kogoś więcej
niż jakiegoś mędrca lub filozofa? Czy nie jest On dla mnie tylko kolejnym
Sokratesem, Arystotelesem czy Buddą?
W tłumie kroczącym za
Jezusem z pewnością była i znaczna grupa osób, które były z Nim jedynie dla
korzyści materialnych. To ci, których nie interesowało nic więcej, jak tylko
najeść się do syta cudownie rozmnażanymi pokarmem i pić za darmo wodę
zamienianą w wino. Nic więcej, żadne niebo, piekło, miłość nieprzyjaciół, czy Królestwo Boże! Tylko to – pełen brzuch.
Mam więc do Was pytanie: Czy, aby w ten sposób
nie przeżywam mojego chrześcijaństwa? Czy moje bycie w Kościele nie jest czysto
interesowne. Chociażby z powodu pracy, albo z ogólnie pojętej przyzwoitości.
Trzecia grupa – chorzy.
Pomiędzy ludźmi idącymi za Jezusem byli też chorzy i cierpiący. To ci, którzy
widzieli w Nim Uzdrowiciela. Był On dla nich okazją do pozbycia się
dolegliwości. Tylko tyle: Jezus – ucieczka od cierpienia. A przecież w chrześcijaństwie
nie o takie bycie z Jezusem chodzi. Nie chodzi o to, by być z Nim z lęku i
strachu przed chorobą, czy śmiercią.
W tłumie,
który kroczył za Jezusem szli ludzie, którzy dzięki Niemu chcieli zrobić
karierę. Czyż Jezus nie mówił o nastaniu Królestwa Bożego? A przecież każde
królestwo potrzebuje urzędników, sędziów, generałów i poborców podatkowych. Dla tych znowu nie liczyła
się Ewangelia – liczyły się natomiast: stołki, honory, odznaczenia, pieniądze i zaszczyty.
Kolejna grupa – ciekawi.
To ci, którzy są z Jezusem dla plotek. Szukają sensacji, powtarzają różne
informacje nieważne, czy prawdziwe, czy też nie, a tak naprawdę chodzi im nie
o Boga, nie o Ewangelię, a jedynie o samych siebie. Czysty egoizm. Chodzi im o to, by ludzie
patrzyli na nich z ciekawością i podziwem, że się coś wie, że się coś widziało,
że mam czym wzbudzić ciekawość innych.
Moi drodzy!
Chciałbym, aby ta nauka pomogła
nam w oczyszczeniu naszych intencji bycia z Chrystusem. Skoro jesteśmy z Nim tylko dla próżnej wiedzy, dla korzyści materialnych, dla
ciekawości, dla honorów lub z nadziei, że uleczy nas jak jakiś znachor to nie
jest właściwy, nie jest to dobry sposób przeżywania chrześcijańskiej wiary. Wiara bowiem to coś znacznie
więcej. Wiara to świadomość, że tylko Chrystus jest drogą, prawdą i życiem. Nie
jedną z wielu dróg i jedną z wielu prawd, ale jedyną i niepowtarzalną w swoim
rodzaju prawdą i jedyną w swoim rodzaju drogą. Wiara to świadomość, że nasze
ziemskie życie, ziemska egzystencja ma sens, i że ten sens odkrywamy w pełni
tylko w świetle Ewangelii.
Nauka płynąca z dzisiejszej
konferencji, a zarazem program naszego działania jest więc taki:
- po pierwsze w miarę naszych
możliwości przychodzić z pomocą bliźnim. Kochać ich tak, jak się kocha siebie samego. Po drugie szukać prawdziwego Chrystusa, prawdziwego Boga, nie jakiejś jego
imitacji, jakiejś podróbki, ale "Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba", Boga Jezusa Chrystusa i kochać Go tak, jak się kocha najdroższą nam osobę.
Nic nowego. Miłość Boga i
miłość bliźniego, przecież to dwa filary, na których opiera się gmach chrześcijańskiej wiary. Amen.
Vas spirituale - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz