+JMJ
Żyjący na przełomie epok, przed
i po chrystusowej, rzymski poeta Publiusz Owidiusz Naso jest znany przede
wszystkim ze swojego epickiego poematu noszącego tytuł „Przemiany”. Opisuje w
nim 250 mitów, które mówią o metamorfozach, tak w świecie materii ożywionej, jak
i martwej. Dzieło to w sposób niezwykle barwny opowiada o powstaniu świata,
zwierząt, roślin, ciał niebieskich oraz zmianach dokonujących się w człowieku.
W inwokacji tego utworu czytamy takie oto słowa:
„W nową postać zmienione chcę
opiewać ciała.
Bogi! Wasza to wszechmoc tych
zmian dokonała.
Wy, mój zamiar wspierając, od
początku świata
Pieśń ciągłą aż po moje
doprowadźcie lata”.
Pisząc te strofy Owidiusz nie
zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie w jego epoce wezwanie to zostało
wysłuchane! Ten światły poganin nie wiedział, że jego prośba zwrócona do
niebios o przemianę świata toczyła się właśnie, jak akcja pięknej powieści w
odległej rzymskiej prowincji Judei dzięki Wcieleniu, życiu, męce, śmierci i
zmartwychwstaniu Syna Bożego.
Jaką rolę w tym dziele odegrał
cud Przemienienia Pańskiego, o którym słyszeliśmy w dzisiejszej
Ewangelii? Na krótko przed swą męką Zbawiciel pragnąc umocnić w wierze
wybranych uczniów objawił im Swą boską chwałę. Jak mówi Pismo Święte:
„oblicze Jezusa zajaśniało jako słońce, a Jego szaty stały się białe jak
śnieg”. Oblicze i szaty. Ta
sama twarz, która już za niezbyt długo będzie policzkowana, skrwawiona i
opluta. I szaty, które pod krzyżem zostaną bądź rozkradzione, bądź staną się
zakładem gry w losy.
Tam, na „wysokiej Górze stojącej osobno” Jezus odkrył to, co do tej pory było
skrywane pod zewnętrznością Jego człowieczeństwa. Ukazał się w blasku swej
odwiecznej potęgi i chwały, jako „Światłość
ze światłości oraz Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”.
Prawdziwość mesjańskiej misji Jezusa oraz bliskość godziny Jego powrotu do Ojca
potwierdziły dodatkowo dwa inne cuda. Najpierw oczom przerażonych: Piotra –
Skały, na której Zbawiciel zdecydował się zbudować swój Kościół, Jakuba, który spośród Apostołów pierwszy odda życie za wiarę, i Jana, który miał odejść z
tego świata, jako ostatni z uczniów – ich oczom ukazali się Mojżesz i Eliasz, a
więc ten Prawodawca i Prorok. Tak oto Nowy Testament, Nowe Przymierze zostały
uwiarygodnione przez Stary Zakon, przez Patriarchów i Proroków.
Drugi z cudów, to słyszalny dla
ludzkich uszu głos Boga Ojca, który podobnie jak w dniu Chrztu jezusowego wypowiedział zdanie: „Ten jest
mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”, dodając krótkie: „Jego słuchajcie!”.
Bóg Ojciec nie miał nic więcej do
dodania, żadnej nowej nauki, żadnej mądrości, żadnej dodatkowej wiedzy o sobie
samym, przeszłości lub przeszłości świata. Nic ponad to, co przekazał Jezus,
ponieważ jak mówią słowa janowej Ewangelii: „Słowa,
które Wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam
dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.
Doskonała jedność. Doskonała
miłość i bliskość Ojca z Synem. Ostatnie objęcie ojcowskimi ramionami przed tym
wszystkim, co Jezusa miało czekać już niebawem, przed bólem i osamotnieniem,
całkowitym opuszczeniem, które tak dosadnie wyrazi okrzyk umierającego
Zbawiciela: „Boże mój, Boże
mój czemuś mnie opuścił”.
Chrześcijaństwo to nic innego,
jak naśladowanie Chrystusa. Chrześcijanin jest wezwany do pójścia za Nim i do
zachowywania się w taki sposób, w jaki On sam by się zachował. Łatwo jest być z
Nim w radosnych chwilach. Przyjemnie jest bawić się z Nim na weselu w Kanie
Galilejskiej, kosztując wody, która stała się winem. Przyjemnie jest najeść do
sytości i być uzdrowionym ze swoich chorób i wewnętrznych zranień. Znacznie
trudniej jest iść za Nim drogą krzyża, a bardzo trudno jest umierać tak jak On
będąc zbitym, sponiewieranym, obdartym ze swej godności, a dodatkowo
opuszczonym i samotnym w poczuciu beznadziejności swej sytuacji. Wtedy
dopiero zdaje się prawdziwy egzamin z wiary, z wartości, którymi się żyło i ze
swojego człowieczeństwa.
Ten okres próby
nadszedł na nasz kraj jesienią 1939 r. i nie skończył się wraz z kapitulacją
hitlerowskich Niemiec. Po pokoleniu Kolumbów nadszedł czas na pokolenie
Magellanów, ginących za Boga, Honor i Ojczyznę, za wiarę, rodzinę i normalność
życia.
W styczniową
noc 1951 r. siedzący w więzieniu mokotowskim podpułkownik Łukasz Ciepliński
pisał w grypsie adresowanym do swojego syna takie oto słowa:
„Odbiorą mi
tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako
katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą. Jako
człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że
Idea chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska a pohańbiona godność
ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś
odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać. Żegnaj mój ukochany.
Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec”.
Żołnierze
Wyklęci – zbici, sponiewierani, obdarci ze swej godności, samotni i
przytłoczeni beznadziejnością sytuacji.
Zbici i
sponiewierani – ten sam ppłk. Ciepliński pisał: „W czasie śledztwa
leżałem skatowany w kałuży własnej krwi. Mój stan psychiczny był w tych
warunkach taki, że nie mogłem sobie zdawać sprawy z tego, co pisał oficer
śledczy”. Obdarci z godności – „Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A
tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych (...).
Ten ból składam u stóp Boga i Polski”.
Zbici, sponiewierani, obdarci z
godności, w beznadziejnej sytuacji, a jednak zwycięzcy, a jednak niezłomni.
Całe pokolenie bohaterów! Nie jednostki, nie garstka szaleńców, ale dziesiątki
tysięcy: Pileckich, Cieplińskich, Fildorfów, Kurasiów, Szendzielarzy,
Inek-Siedzikównych i Dziemieszkiewiczów. Ludzi do niedawna nieznanych, prawie,
że bezimiennych. Zastrzelonych, zgładzonych nocą, tak by nikt nie widział.
Pobitych na śmierć, zamarzłych w syberyjskich łagrach i zakatowanych w ubeckich
kazamatach, za to tylko, że nie godzili się na byle jaką Polskę, ale chcieli ją
mieć „Wielką i katolicką”.
Żołnierze wyklęci. Ludzie bez
grobu, bez krzyża, bez miejsca, gdzie można byłoby przyjść, by schylić przed
nimi czoło. Wrzuceni wspólnie do jednego dołu, tak jak się wrzuca martwe
zwierzęta. Dziś, w dniu ich święta niech wstaną do apelu! Niech połączą swe
modlitwy z naszymi modlitwami o pomyślność Polski i Polaków. Wszystkich
Polaków! Nie tylko tych, którzy żyją w jej obecnych granicach, ale i tych,
którym po wojnie granice kraju uciekły na Zachód, a którzy po dziś dzień, rano
i wieczorem, klękają do pacierza odmawiając go w języku swych ojców i
pradziadów: w Wilnie, Lwowie, Grodnie, Stanisławowie, Pińsku, Lidzie i w
tysiącu innych miejscach. Wszystkich Polaków, czyli także tych, którzy
ratunku dla siebie i swoich bliskich szukali poza Polską i poza Starym
Kontynentem.
Niech ci, którzy walczyli o
Polskę wielką i katolicką, a którzy dostąpili już wiecznej radości wspierają
nas w walce o zachowanie w naszym kraju katolickiej wiary i moralnego porządku,
wiary czystej i wolnej od choćby pozoru błędu.
Tym wszystkim, którym żaden
kapłan nad grobem nie wypowiedział modlitwy i nie pobłogosławił skrawka ziemi,
w którym po dziś dzień czekają na powszechne zmartwychwstanie, ja dziś
błogosławię i z poczuciem wdzięczności polecam Bogu ich dusze. Niech raz
dotarłszy do naszej Niebieskiej Ojczyzny modlą się dla naszej Ojczyzny ziemskiej
o cud Przemienienia, o to, by Polska znowu zechciała być Polską, a Polak nie
wstydził się być Polakiem.
Niech się modlą, byśmy byli
krajem wolnych ludzi nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie – wolni od
grzechu i jakiegokolwiek przywiązania do niego. Niech proszą o to, by nasz kraj
rozwijał się na chwałę Boga, by Imię Zbawiciela było chwalone tu na tej
ziemi, a jego łaska kształtowała kolejne pokolenia ludzi na miarę wielkości
sumienia i ducha Wyklętych Żołnierzy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Powstańmy
teraz moi drodzy! Nad nieznanymi
i znanymi grobami: gen. Augusta
Fildorfa, rtm. Witolda Pileckiego, ppłk. Łukasza Cieplińskiego, mjr.
Zygmunta Szendzielarza, siedemnastoletniej sanitariuszki Inki i nad tysiącami
innych mogił wznoszę do Ciebie Boże tę oto modlitwę:
"De profundis clamavi ad
te Domine:
Domine exaudi vocem meam.
Fiant aures tuae intendentes
in vocem deprecationis meae.
Si iniquitates observaveris Domine:
Domine quis sustinebit.
Quia apud te propitiatio est:
et propter legem tuam sustinui te Domine.
Sustinuit anima mea in verbo ejus:
speravit anima mea in Domino.
A custodia matutina usque ad noctem,
speret Israel in Domino.
Quia apud Dominum misericordia:
et copiosa apud eum redemptio.
Et Ipse redimet Israel
ex omnibus iniquitatibus ejus". Amen.
in vocem deprecationis meae.
Si iniquitates observaveris Domine:
Domine quis sustinebit.
Quia apud te propitiatio est:
et propter legem tuam sustinui te Domine.
Sustinuit anima mea in verbo ejus:
speravit anima mea in Domino.
A custodia matutina usque ad noctem,
speret Israel in Domino.
Quia apud Dominum misericordia:
et copiosa apud eum redemptio.
Et Ipse redimet Israel
ex omnibus iniquitatibus ejus". Amen.
Maria
Regina Poloniae - ora pro nobis!
Krzyśku, piękne kazanie. Przeczytałem ze wzruszeniem i pozwalam sobie rozpowszechniać dalej. Ku chwale Ojczyzny!
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam
Dominik Guzik
Bogu niech będą dzięki za takich kapłanów jak ks.Krzysztof ! Ja dzięki Panu dr. Grzegorzowi Wnętrzakowi, mam okazję zapoznać się z tym pięknym kazaniem, i jak mój poprzednik w komentarzach, pozwalam sobie ( pro publico bono ) przekazywać dalej. Marek z Jaworzna.
OdpowiedzUsuń