niedziela, 1 marca 2015

Kazania sandomierskie: II Niedziela Wielkiego Postu - Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych

+JMJ
Żyjący na przełomie epok, przed i po chrystusowej, rzymski poeta Publiusz Owidiusz Naso jest znany przede wszystkim ze swojego epickiego poematu noszącego tytuł „Przemiany”. Opisuje w nim 250 mitów, które mówią o metamorfozach, tak w świecie materii ożywionej, jak i martwej. Dzieło to w sposób niezwykle barwny opowiada o powstaniu świata, zwierząt, roślin, ciał niebieskich oraz zmianach dokonujących się w człowieku. W inwokacji tego utworu czytamy takie oto słowa:
„W nową postać zmienione chcę opiewać ciała.
Bogi! Wasza to wszechmoc tych zmian dokonała.
Wy, mój zamiar wspierając, od początku świata
Pieśń ciągłą aż po moje doprowadźcie lata”.
Pisząc te strofy Owidiusz nie zdawał sobie sprawy z tego, że właśnie w jego epoce wezwanie to zostało wysłuchane! Ten światły poganin nie wiedział, że jego prośba zwrócona do niebios o przemianę świata toczyła się właśnie, jak akcja pięknej powieści w odległej rzymskiej prowincji Judei dzięki Wcieleniu, życiu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu Syna Bożego.
Jaką rolę w tym dziele odegrał cud Przemienienia Pańskiego, o którym słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii? Na krótko przed swą męką Zbawiciel pragnąc umocnić w wierze wybranych uczniów objawił im Swą boską chwałę. Jak mówi Pismo Święte: „oblicze Jezusa zajaśniało jako słońce, a Jego szaty stały się białe jak śnieg”. Oblicze i szaty. Ta sama twarz, która już za niezbyt długo będzie policzkowana, skrwawiona i opluta. I szaty, które pod krzyżem zostaną bądź rozkradzione, bądź staną się zakładem gry w losy.
Tam, na „wysokiej Górze stojącej osobno” Jezus odkrył to, co do tej pory było skrywane pod zewnętrznością Jego człowieczeństwa. Ukazał się w blasku swej odwiecznej potęgi i chwały, jako „Światłość ze światłości oraz Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”.
Prawdziwość mesjańskiej misji Jezusa oraz bliskość godziny Jego powrotu do Ojca potwierdziły dodatkowo dwa inne cuda. Najpierw oczom przerażonych: Piotra – Skały, na której Zbawiciel zdecydował się zbudować swój Kościół, Jakuba, który spośród Apostołów pierwszy odda życie za wiarę, i Jana, który miał odejść z tego świata, jako ostatni z uczniów  ich oczom ukazali się Mojżesz i Eliasz, a więc ten Prawodawca i Prorok. Tak oto Nowy Testament, Nowe Przymierze zostały uwiarygodnione przez Stary Zakon, przez Patriarchów i Proroków.
Drugi z cudów, to słyszalny dla ludzkich uszu głos Boga Ojca, który podobnie jak w dniu Chrztu jezusowego wypowiedział zdanie: „Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”, dodając krótkie: „Jego słuchajcie!”.
Bóg Ojciec nie miał nic więcej do dodania, żadnej nowej nauki, żadnej mądrości, żadnej dodatkowej wiedzy o sobie samym, przeszłości lub przeszłości świata. Nic ponad to, co przekazał Jezus, ponieważ jak mówią słowa janowej Ewangelii: „Słowa, które Wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie”.
Doskonała jedność. Doskonała miłość i bliskość Ojca z Synem. Ostatnie objęcie ojcowskimi ramionami przed tym wszystkim, co Jezusa miało czekać już niebawem, przed bólem i osamotnieniem, całkowitym opuszczeniem, które tak dosadnie wyrazi okrzyk umierającego Zbawiciela: „Boże mój, Boże mój czemuś mnie opuścił”.
Chrześcijaństwo to nic innego, jak naśladowanie Chrystusa. Chrześcijanin jest wezwany do pójścia za Nim i do zachowywania się w taki sposób, w jaki On sam by się zachował. Łatwo jest być z Nim w radosnych chwilach. Przyjemnie jest bawić się z Nim na weselu w Kanie Galilejskiej, kosztując wody, która stała się winem. Przyjemnie jest najeść do sytości i być uzdrowionym ze swoich chorób i wewnętrznych zranień. Znacznie trudniej jest iść za Nim drogą krzyża, a bardzo trudno jest umierać tak jak On będąc zbitym, sponiewieranym, obdartym ze swej godności, a dodatkowo opuszczonym i samotnym w poczuciu beznadziejności swej sytuacji. Wtedy dopiero zdaje się prawdziwy egzamin z wiary, z wartości, którymi się żyło i ze swojego człowieczeństwa.
Ten okres próby nadszedł na nasz kraj jesienią 1939 r. i nie skończył się wraz z kapitulacją hitlerowskich Niemiec. Po pokoleniu Kolumbów nadszedł czas na pokolenie Magellanów, ginących za Boga, Honor i Ojczyznę, za wiarę, rodzinę i normalność życia. 
W styczniową noc 1951 r. siedzący w więzieniu mokotowskim podpułkownik Łukasz Ciepliński pisał w grypsie adresowanym do swojego syna takie oto słowa:
„Odbiorą mi tylko życie. A to nie najważniejsze. Cieszę się, że będę zamordowany jako katolik za wiarę świętą, jako Polak za Polskę niepodległą i szczęśliwą. Jako człowiek za prawdę i sprawiedliwość. Wierzę dziś bardziej niż kiedykolwiek, że Idea chrystusowa zwycięży i Polska niepodległość odzyska a pohańbiona godność ludzka zostanie przywrócona. To moja wiara i moje wielkie szczęście. Gdybyś odnalazł moją mogiłę, to na niej możesz te słowa napisać. Żegnaj mój ukochany. Całuję i do serca tulę. Błogosławię i Królowej Polski oddaję. Ojciec”.
Żołnierze Wyklęci – zbici, sponiewierani, obdarci ze swej godności, samotni i przytłoczeni beznadziejnością sytuacji.
Zbici i sponiewierani – ten  sam ppłk. Ciepliński pisał: „W czasie śledztwa leżałem skatowany w kałuży własnej krwi. Mój stan psychiczny był w tych warunkach taki, że nie mogłem sobie zdawać sprawy z tego, co pisał oficer śledczy”. Obdarci z godności – „Siedzę z oficerem gestapo. Oni otrzymują listy, a ja nie. A tak bardzo chciałbym otrzymać chociaż parę słów Twoją ręką napisanych (...). Ten ból składam u stóp Boga i Polski”.
Zbici, sponiewierani, obdarci z godności, w beznadziejnej sytuacji, a jednak zwycięzcy, a jednak niezłomni. Całe pokolenie bohaterów! Nie jednostki, nie garstka szaleńców, ale dziesiątki tysięcy: Pileckich, Cieplińskich, Fildorfów, Kurasiów, Szendzielarzy, Inek-Siedzikównych i Dziemieszkiewiczów. Ludzi do niedawna nieznanych, prawie, że bezimiennych. Zastrzelonych, zgładzonych nocą, tak by nikt nie widział. Pobitych na śmierć, zamarzłych w syberyjskich łagrach i zakatowanych w ubeckich kazamatach, za to tylko, że nie godzili się na byle jaką Polskę, ale chcieli ją mieć Wielką i katolicką”.
Żołnierze wyklęci. Ludzie bez grobu, bez krzyża, bez miejsca, gdzie można byłoby przyjść, by schylić przed nimi czoło. Wrzuceni wspólnie do jednego dołu, tak jak się wrzuca martwe zwierzęta. Dziś, w dniu ich święta niech wstaną do apelu! Niech połączą swe modlitwy z naszymi modlitwami o pomyślność Polski i Polaków. Wszystkich Polaków! Nie tylko tych, którzy żyją w jej obecnych granicach, ale i tych, którym po wojnie granice kraju uciekły na Zachód, a którzy po dziś dzień, rano i wieczorem, klękają do pacierza odmawiając go w języku swych ojców i pradziadów: w Wilnie, Lwowie, Grodnie, Stanisławowie, Pińsku, Lidzie i w tysiącu innych miejscach. Wszystkich Polaków, czyli także tych, którzy ratunku dla siebie i swoich bliskich szukali poza Polską i poza Starym Kontynentem.
Niech ci, którzy walczyli o Polskę wielką i katolicką, a którzy dostąpili już wiecznej radości wspierają nas w walce o zachowanie w naszym kraju katolickiej wiary i moralnego porządku, wiary czystej i wolnej od choćby pozoru błędu.
Tym wszystkim, którym żaden kapłan nad grobem nie wypowiedział modlitwy i nie pobłogosławił skrawka ziemi, w którym po dziś dzień czekają na powszechne zmartwychwstanie, ja dziś błogosławię i z poczuciem wdzięczności polecam Bogu ich dusze. Niech raz dotarłszy do naszej Niebieskiej Ojczyzny modlą się dla naszej Ojczyzny ziemskiej o cud Przemienienia, o to, by Polska znowu zechciała być Polską, a Polak nie wstydził się być Polakiem.
Niech się modlą, byśmy byli krajem wolnych ludzi nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie – wolni od grzechu i jakiegokolwiek przywiązania do niego. Niech proszą o to, by nasz kraj rozwijał się  na chwałę Boga, by Imię Zbawiciela było chwalone tu na tej ziemi, a jego łaska kształtowała kolejne pokolenia ludzi na miarę wielkości sumienia i ducha Wyklętych Żołnierzy Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. Powstańmy teraz moi drodzy! Nad nieznanymi i znanymi grobami: gen. Augusta Fildorfa, rtm. Witolda Pileckiego, ppłk. Łukasza Cieplińskiego, mjr. Zygmunta Szendzielarza, siedemnastoletniej sanitariuszki Inki i nad tysiącami innych mogił wznoszę do Ciebie Boże tę oto modlitwę: 
"De profundis clamavi ad te Domine:
Domine exaudi vocem meam.
Fiant aures tuae intendentes
            in vocem deprecationis meae.
            Si iniquitates observaveris Domine:
            Domine quis sustinebit.
            Quia apud te propitiatio est:
            et propter legem tuam sustinui te Domine.
            Sustinuit anima mea in verbo ejus:
            speravit anima mea in Domino.
            A custodia matutina usque ad noctem,
            speret Israel in Domino.
            Quia apud Dominum misericordia:
            et copiosa apud eum redemptio.
            Et Ipse redimet Israel
            ex omnibus iniquitatibus ejus". Amen.

Maria Regina Poloniae - ora pro nobis!

2 komentarze:

  1. Krzyśku, piękne kazanie. Przeczytałem ze wzruszeniem i pozwalam sobie rozpowszechniać dalej. Ku chwale Ojczyzny!
    Dziękuję i pozdrawiam
    Dominik Guzik

    OdpowiedzUsuń
  2. Bogu niech będą dzięki za takich kapłanów jak ks.Krzysztof ! Ja dzięki Panu dr. Grzegorzowi Wnętrzakowi, mam okazję zapoznać się z tym pięknym kazaniem, i jak mój poprzednik w komentarzach, pozwalam sobie ( pro publico bono ) przekazywać dalej. Marek z Jaworzna.

    OdpowiedzUsuń