+JMJ
Moi Drodzy!
Rozważając dzisiejszą Ewangelię
chciałbym zatrzymać się nad dwiema sprawami, nad dwoma tematami, które ta
Ewangelia poddaje nam pod rozwagę. Pierwszy z nich to ostrzeżenie przed
fałszywymi prorokami. A drugi temat to słowa, które powinny wzbudzić w nas
duchowy niepokój: „Nie każdy, kto mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa
Niebieskiego”.
Fałszywi Prorocy. Zbawiciel sformułował swą wypowiedź o fałszywych prorokach w sposób niezwykle obrazowy. Mówi o nich: „drapieżne wilki, które w owczej skórze” przychodzą, by atakować i rozpraszać Chrystusową owczarnię, czyli Kościół. Wilki sprowadzają więc nie tylko fizyczną śmierć, ale również mogą one sprowadzić śmierć duchową poprzez sianie zamętu oraz kłamstwa.
Wystarczy tylko zerknąć do kart historii Kościoła, by przekonać się, że już od pierwszego wieku, od samego początku byli tacy ludzie, którzy, co ciekawe, niejednokrotnie bez złej woli, niejednokrotnie będąc przekonanymi o prawdziwości głoszonych przez siebie nauk, stawali się owymi wilkami. Ariusz, Pelagiusz, Luter, Kalwin – ludzie ci deformowali Ewangelię, zniekształcali Objawienie, a przez to fałszowali prawdę, którą Bóg objawił o sobie samym. Zerknijmy do Encyklopedii. Wczytajmy się w hasła: doketyzm, który zaprzeczał fizyczności ciała Chrystusa, arianizm – odmawiający Zbawicielowi bóstwa, monofizytyzm – zaprzeczający Jego człowieczeństwu, donatyzm – mówiący, że w Kościele jest tylko miejsce dla ludzi świętych, pelagianizm – twierdzący, że człowiek może zbawić się sam, własnymi siłami bez pomocy Bożej łaski, czy bardziej nam współczesne herezje luteranizmu, kalwinizmu i modernizmu – wszystkie te nauki miały zdecydowanie negatywny wpływ na wiarę poszczególnych ludzi, wywołały w duszach niemało zamętu i sam Pan Bóg jeden raczy widzieć ilu ludzi doprowadziły do wiecznego potępienia. Co jest jednak ciekawe, niezwykłym wyrokiem Bożej Opatrzności herezje te przyczyniały się również do rozwoju ortodoksyjnej nauki Kościoła. Kościół bowiem, stojąc w obliczu takich zagrożeń i błędów musiał włożyć ogrom wysiłku intelektualnego oraz duchowego, aby dokładnie, aby precyzyjnie określić, co jest prawdą wiary, a co jej wypaczeniem.
Na przestrzeni całych wieków, w toku zaciętych sporów i polemik opracowane zostały zasady i reguły, które i dzisiaj powinny nam pomagać w rozeznawaniu i ocenianiu teologicznych twierdzeń. Myślę, że całkiem na miejscu będzie przytoczenie dwóch najbardziej podstawowych, obie wydają się dość łatwe do zapamiętania:
Fałszywi Prorocy. Zbawiciel sformułował swą wypowiedź o fałszywych prorokach w sposób niezwykle obrazowy. Mówi o nich: „drapieżne wilki, które w owczej skórze” przychodzą, by atakować i rozpraszać Chrystusową owczarnię, czyli Kościół. Wilki sprowadzają więc nie tylko fizyczną śmierć, ale również mogą one sprowadzić śmierć duchową poprzez sianie zamętu oraz kłamstwa.
Wystarczy tylko zerknąć do kart historii Kościoła, by przekonać się, że już od pierwszego wieku, od samego początku byli tacy ludzie, którzy, co ciekawe, niejednokrotnie bez złej woli, niejednokrotnie będąc przekonanymi o prawdziwości głoszonych przez siebie nauk, stawali się owymi wilkami. Ariusz, Pelagiusz, Luter, Kalwin – ludzie ci deformowali Ewangelię, zniekształcali Objawienie, a przez to fałszowali prawdę, którą Bóg objawił o sobie samym. Zerknijmy do Encyklopedii. Wczytajmy się w hasła: doketyzm, który zaprzeczał fizyczności ciała Chrystusa, arianizm – odmawiający Zbawicielowi bóstwa, monofizytyzm – zaprzeczający Jego człowieczeństwu, donatyzm – mówiący, że w Kościele jest tylko miejsce dla ludzi świętych, pelagianizm – twierdzący, że człowiek może zbawić się sam, własnymi siłami bez pomocy Bożej łaski, czy bardziej nam współczesne herezje luteranizmu, kalwinizmu i modernizmu – wszystkie te nauki miały zdecydowanie negatywny wpływ na wiarę poszczególnych ludzi, wywołały w duszach niemało zamętu i sam Pan Bóg jeden raczy widzieć ilu ludzi doprowadziły do wiecznego potępienia. Co jest jednak ciekawe, niezwykłym wyrokiem Bożej Opatrzności herezje te przyczyniały się również do rozwoju ortodoksyjnej nauki Kościoła. Kościół bowiem, stojąc w obliczu takich zagrożeń i błędów musiał włożyć ogrom wysiłku intelektualnego oraz duchowego, aby dokładnie, aby precyzyjnie określić, co jest prawdą wiary, a co jej wypaczeniem.
Na przestrzeni całych wieków, w toku zaciętych sporów i polemik opracowane zostały zasady i reguły, które i dzisiaj powinny nam pomagać w rozeznawaniu i ocenianiu teologicznych twierdzeń. Myślę, że całkiem na miejscu będzie przytoczenie dwóch najbardziej podstawowych, obie wydają się dość łatwe do zapamiętania:
Po pierwsze: nauczanie Kościoła nie może przeczyć samemu sobie. Przez dwa tysiące lat
istnienia Katolickiego Magisterium, doktrynalny rozwój jaki się w nim dokonał
może być określony tylko jednym słowem – jednorodność. Przechodzi się od tego,
co nie wyjaśnione do tego, co doprecyzowane. Od ogólności do szczegółowości.
I po drugie: żadna nowa nauka nie może pojawić się w nauczaniu Kościoła, ponieważ
Objawienie zakończyło się wraz ze śmiercią ostatniego z Apostołów. I choć
Kościół ogłasza nowe dogmaty, papieże piszą encykliki, ich treść, prawdy w nich
zawarte, są głęboko zakorzenione w Objawieniu Zbawiciela, w tym Objawieniu które
zostało przekazane Apostołom. Ponieważ katolicyzm to nic innego jak
przekazywanie z pokolenia na pokolenie Objawienia, które z biegiem czasu jest
coraz lepiej rozumiane, coraz lepiej interpretowane i pojmowane. Dokładnie w
myśl słów św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian. Słowa te wyrażają cały
geniusz katolicyzmu: „Przekazałem to, co otrzymałem”.
Tę część naszych rozważań, moi Drodzy, można więc podsumować w
następujący sposób: Wszystko co Kościele katolickim nie jest tradycyjne,
wszystko co nie sięga swymi korzeniami Chrystusa jest jedynie teologiczną
tandetą lub plagiatem innych niechrześcijańskich idei.
„Nie każdy kto mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebieskiego”.
Jest takie polskie powiedzenie, które bardzo dobrze oddaje tę prawdę. „Modli
się pod figurą, a diabła ma pod skórą”. I coś w tym jest, że tak wielu ludzi,
którzy mają Pana Boga na ustach, ludzie, którym imiona Jezusa i Maryi
praktycznie z języka nie schodzą, są w stanie wyrządzać innym zło, dopuszczać
się względem bliźnich niesprawiedliwości. Jeden z moich znajomych, ojciec
Dominikanin zwykł mawiać: „Można mieć wargi spękane od modlitwy niczym antyczne
schody, a w życiu Boga nie spotkać”. I to jest prawda.
„Nie każdy, kto mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa niebieskiego”.
Ile trzeba mieć pokory, ile miłości, ile razy podjąć decyzję o nawróceniu, aby
dostać się do nieba! Jak bardzo trzeba być bezkompromisowym w podejściu do
prawdy, ile czasu trzeba spędzić na modlitwie, ile łez trzeba wylać nad swymi
grzechami, aby dostać się do niebieskiej Ojczyzny! Jak bardzo trzeba kochać
ludzi, nawet tych, którzy nam źle życzą, jak często musimy mówić słowo:
„przebaczam”, aby samemu móc je usłyszeć z ust Przedwiecznego Sędziego!
„Nie
każdy kto mi mówi Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebieskiego”. A kto tam
trafi? A kto tam dotrze? „Wejdą tam tylko ci, którzy pełnią wolę Ojca” – mówi
Pismo Święte. Módlmy się zatem za samych siebie, abyśmy umieli odczytać wolę
Bożą w naszym życiu. Módlmy się również za tych, aby Ci, którym się tylko
wydaje, że pełnią Jego wolę, a w rzeczywistości są budowniczymi domów bez
fundamentu, domów nie na skale postawionych lecz na piasku, aby odkryli piękno
naszej wiary, piękno katolicyzmu jedynej prawdziwej religii i podjęli się
wspaniałego i wielkiego dzieła, do którego wszyscy jesteśmy wezwani, a
mianowicie: „Przekazywania tego, co się otrzymało”, a nie tego co się samemu
wymyśliło. Amen.
Mater purissima - ora pro nobis!
Mater purissima - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz