wtorek, 7 lipca 2015

Kazania sandomierskie: O cudzie rozmnożenia chleba - Kazanie na VI Niedzielę po Zesłaniu Ducha świętego

+ JMJ
        Rzecz doprawdy ciekawa! Mam na myśli, moi Drodzy, to niezwykłe wydarzenie opisane przez dzisiejszą Ewangelię. A co konkretnie? Zwróćmy uwagę, że kiedy Pan Jezus dokonywał cudów, a były to najczęściej uzdrowienia, zwykł mawiać do osób obdarzanych łaską: „Idź, tylko nic nikomu nie mów”. Z Jego woli takie przypadki miał otaczać nimb tajemniczości oraz niedostępności. Jakże inaczej jest z cudem opisanym przez dzisiejszą Ewangelię! Rozmnożenie chleba nie miało przecież nic wspólnego z tą tajemniczością. To było jawne. To było spektakularne! To był cud dokonywany przed tysiącami, na oczach tłumów, który z pewnością przysporzył Zbawicielowi tylu nowych wyznawców, co i nieprzejednanych wrogów. I teraz pytanie: Dlaczego takie zachowanie? Skąd te podwójne standardy stosowane przez Pana Jezusa? Stawiam, moi Drodzy, tezę, że tym wyższym powodem i nadrzędnym czynnikiem, dla którego Zbawiciel w tak ostentacyjny, rzec by można, nawet w prowokacyjny sposób okazał swoje bóstwo było wprowadzanie uczniów w kolejne tajemnice Królestwa Bożego, a konkretnie w misterium Kościoła. To był ów wyższy cel! Przygotować uczniów do pracy w rodzącym się dopiero Kościele.
Dlaczego można tak sądzić? Wróćmy do tekstu Ewangelii. Po pierwsze trzeba zwrócić uwagę na pewien niuans, ale jakże ważny, że rozmnożonego przez siebie chleba Jezus nie podawał tłumowi sam, ale dokonał tego przez uczniów. Bóg daje coś wybrańcom, Apostołom, hierarchii, aby ci z kolei przekazali to innym. Popatrzmy, jak idea kapłaństwa hierarchicznego, kapłaństwa służebnego jest głęboko zakorzeniona w całym nauczaniu Zbawiciela.
Po drugie. W scenie tej Pan Jezus uczy kolejnej prawdy, a mianowicie, że uczniowie mają traktować ludzi na zasadach Chrystusowej logiki miłości. Wyrywa ich tym samym z plemiennej mentalności Starego Testamentu, ukazując piękno powszechności, piękno katolicyzmu, czyli równości wszystkich wobec Boga. Nie jest ważne kim są ci, którzy przybyli na pustkowie. Nie ważne, czy to Żydzi, Samarytanie, czy poganie. Nie jest ważna ich pozycja społeczna: czy są faryzeuszami, saduceuszami, uczonymi w Piśmie, pogardzanymi przez wszystkich celnikami, czy nierządnicami. Nie jest ważne czy są wolnymi, czy niewolnikami. Ważne jest to, że idą za Jezusem, że słuchają Jego nauki, że są Mu posłuszni. Na Jego polecenie, co ciekawe, ponownie przekazane im nie bezpośrednio, ale przez Apostołów usiądą w pięćdziesięcioosobowych grupach. Tak oto rodzi się Kościół – wspólnota, zasłuchana w słowa Jezusa, pod opieką wybranych przez Niego pasterzy, posłusznych im, jak Jemu samemu.
Jest jednak jeszcze i jeden czynnik. Dla całego Kościoła to wydarzenie jest ważne z jeszcze jednego powodu. Otóż rozmnożenie chleba jest etapem wprowadzającym Apostołów w misterium Eucharystii. Przecież dokładnie tych samych czasowników użyją Ewangeliści dla opisania czynności wykonywanych przez Zbawiciela przy ustanowieniu Najświętszego Sakramentu. W Wielki Czwartek Jezus: „Wziął”, „uczynił dzięki”, „połamał”, „podał uczniom” i „polecił im spożywać chleb”, który przestał być już zwykłym pokarmem. Oto w jaki sposób tworzy się Kościół. Ewangelia, posłuszeństwo, sakramenty, wzajemna miłość.
Przyjrzyjmy się teraz zachowaniu ludzi. Tłumy najadły się do syta, jak podaje Pismo Święte, tylko dlatego, że zostali z Jezusem. Nie musieli robić nic więcej! O nic więcej nie musieli się troszczyć. Nigdzie nie musieli odchodzić w poszukiwaniu chleba. Wystarczyło tylko, że zostali z Jezusem!
Moi Drodzy! Współcześni ludzie są na pustyni i są bardzo głodni. Są na pustyni, ponieważ pogubili się, ponieważ dali sobie wcisnąć do rąk fałszywe mapy, na których ktoś poodwracał kierunki i pozmieniał drogi. Ludzie są na pustyni, ponieważ zeszli ze ścieżek wydeptanych przez przodków, przez wcześniejsze pokolenia, które wielkim nakładem sił, morzem krwi i potu, ogromem intelektualnego wysiłku i tysiącami godzin modlitwy określiły dokładnie gdzie jest północ, a gdzie południe, gdzie wschód, a gdzie zachód. Wcześniejsze pokolenia chrześcijan doskonale wiedziały, że są drogi, którymi nie warto jest chodzić, że są prace, których nie warto jest się podejmować, że są filozofie, które są tylko pozorem, mirażem i ułudą logicznego myślenia, a w rzeczywistości wprowadzają człowieka na ruchome piaski niepewności, a jego życiowe wybory skazują nieomylnie na w horrendalne błędy. Poprzednie pokolenia nie miały co do tego wątpliwości, że nie warto jest odchodzić od Boga, że nie warto jest szukać rozwiązań dla człowieka i świata poza Nim samym. I to właśnie zadanie, które stoi przed Kościołem, jako wspólnotą wiernych – nie odrzucając tego, co we współczesności jest mądre, dobre i święte, trzeba nam opuścić pustynię odrzucającego obiektywną prawdę rozumu, wyjść z pustkowia, które wypacza szlachetne odruchy serca, opierając się na doświadczeniu, mądrości oraz gorliwości modlitewnej poprzednich pokoleń.
Moi Drodzy! Ludzie są głodni! Są głodni Bożego pokoju! Ich serca są niespokojne! Szukają na to antidotum u psychologów i farmaceutów, ale go tam nie znajdą, bo jak mawiał św. Augustyn: „Niespokojne jest ludzkie serce dopóki nie spocznie w Bogu”. Ludzie cierpią głód chleba prawdy. Wydaje im się, że prawdą jest to, co ostatnio napisały gazety, albo to, o czym poinformowała ich telewizja. Ludzie cierpią na głód Miłości, która „nie szuka swego”, lecz bezinteresownie dzieli się z innymi. Cierpią głód przyjacielskich relacji, bo przecież w świecie, w którym dla tak wielu bogiem stał się pieniądz, trudno jest polegać już nawet nie na obcych, ale na najbliższych członkach rodziny. Tym wszystkim zagubionym i głodnym Jezus chce wskazać drogę i nakarmić ich do syta. 
A jakie zadanie stoi przed nami, którzy odkryliśmy już ową drogocenną perłę, o której wspomina Ewangelia? To zadanie brzmi w sposób następujący: być czytelnym drogowskazem Bożej miłości, być czytelnym drogowskazem mocnej wiary i prawdziwej mądrości, czyli tych wartości, które nie zmieniają się pod wpływem kaprysów i mód, po to, by ci, którzy są zgłodniali Boga i błąkają się po pustyniach świata mogli Go odnaleźć dzięki łasce, która w nas mieszka. Amen.
Turris eburnea - ora pro nobis!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz