środa, 29 lipca 2015

Kazania sandomierskie: Czy katolik powinien być biedny? Kazanie na VIII Niedzielę po Zesłaniu Ducha Świętego

+JMJ
Głównym przesłaniem duchowym dzisiejszej Ewangelii jest wezwanie do okazywania sprytu w sferze duchowej, tak jak to zwykliśmy czynić w zabieganiu o sprawy materialne. Dla dobrego zrozumienia tej przypowieści trzeba podkreślić, że Pan Jezus nie gloryfikuje w niej nieuczciwości człowieka, ale pochwala jego zachowanie, że ten znalazłszy się w tarapatach, zamiast opuścić ręce, zaczął szukać korzystnego dla siebie rozwiązania. Tak mamy czynić i my sami w sprawach duchowych/ Chciałbym jednak, moi Drodzy, poświęcić tę homilię innemu tematowi, który również wypływa z dzisiejszej Ewangelii, mam tu na myśli podejście chrześcijanina do pieniądza, do spraw materialnych.
Zacznę to rozważanie od pewnego wydarzenia, które miało miejsce w Stanach Zjednoczonych, a dokładnie w Chicago w 1923 r. Wówczas to w jednym z ekskluzywnych hoteli tego miasta odbyło się spotkanie dziewięciu najbogatszych biznesmenów ówczesnej Ameryki:
- prezydenta największej amerykańskiej kompanii produkującej stal;
- prezydenta największej firmy usług komunalnych;
- największego wydobywcy ropy naftowej;
- największego inwestora na rynku zbożowym;
- prezydenta nowojorskiej giełdy na Wall Street;
- najbogatszego jej maklera;
- właściciela jednego z nowojorskich banków;
- członka gabinetu prezydenta Stanów Zjednoczonych i jeszcze jednego, obrzydliwie bogatego finansisty.
Spotkanie to było okazją do świętowania ich sukcesów oraz planowania przyszłych wspólnych inwestycji, które jeszcze bardziej miały pomnożyć ich majątki. Spójrzmy jednak w ich życiorysy. Zobaczmy, co się stało z tymi ludźmi w przeciągu następnych dwudziestu pięciu lat.
- właściciel firmy produkującej stal stracił cały majątek i zmarł jako bankrut;
- właściciel firmy usług komunalnych zakończył swe życie pobierając zasiłek dla bezrobotnych;
- największy wydobywca ropy naftowej zmarł w szpitalu dla psychicznie chorych;
- największy inwestor z Wall Street oraz doradca prezydenta trafili do więzienia;
- prezydent Banku oraz prezydent giełdy odebrali sobie życie;
- a najbogatszy handlarz zbożem umarł bez grosza przy duszy.
            Ostatni z nich, ów obrzydliwie bogaty finansista, niejaki Jesse Livermore, mając jeszcze na swoim koncie niewyobrażalną, jak na ówczesne czasy, fortunę kilku milionów dolarów również popełnił samobójstwo. Nim to jednak uczynił, zdążył napisać krótki list adresowany do żony. Pisał w nim takie oto słowa: „Droga Nino! Nie daję rady! Jest mi źle. Jestem zmęczony walką i nie mogę tego więcej unieść. To jedyne wyjście. Nie jestem godny Twojej miłości. Jestem nieudacznikiem. Naprawdę jest mi przykro, ale to dla mnie jedyne wyjście. Kocham Cię!”.
Po przytoczeniu tej pouczającej historii przejdźmy do tego, co mówi zdrowa katolicka doktryna o posiadaniu własności:
Po pierwsze wolą Bożą jest to, abyśmy, jak mówi Księga Rodzaju, „czynili sobie ziemię poddaną”. Jesteśmy zatem przez Boga zachęcani, jesteśmy przez Niego wezwani do podnoszenia swoich kwalifikacji, do bogacenia się w uczciwy sposób i do wspinania się po szczeblach kariery zawodowej. Mamy sobie czynić ziemię poddaną. Bóg chce, jeśli tylko takie jest nasze powołanie, byśmy posiadali dobra materialne, gdyż tylko wówczas możliwym jest to, że będziemy mogli dzielić się nimi z tymi, którzy są od nas biedniejsi.
Ludzie, którzy stoją poza Kościołem, a niekiedy i my sami wierzący wpadamy w pułapkę myślenia, że porządny katolik powinien być ubogi oraz że posiadanie pieniądza sam w sobie to coś grzesznego. Wpadamy w pułapkę, że lepiej jest nie mieć pieniędzy, niż je mieć.
No tak, tyle tylko, że idąc tym tokiem myślenia, godzimy się na używanie naszych pieniędzy przez inne osoby, chociażby w sferach rządzących, które niekoniecznie muszą mieć te same co my ideały. Mówiąc wprost, moi Drodzy, zabrane nam pieniądze służą bardzo często odgórnemu wprowadzaniu programów szkolnych narzucających zupełnie niechrześcijański sposób życia, służą promocji dewiacji i temu wszystkiemu, co Jan Amos Komeński XVII-wieczny czeski myśliciel, nota bene patron jednego z europejskich programów edukacyjnych – Comeniusa, nazywał: „Terrible opus reformationis mundi” – straszliwym dziełem zreformowania świata. Na tę reformę, na burzenie cywilizacji łacińskiej potrzebne są pieniądze, stąd aktem kontrrewolucji w działaniu katolickim powinno być ni mniej, ni więcej jak bogacenie się, dawanie świadectwa swojej uczciwości w posługiwaniu się nimi, i przekazywanie części zarobionych przez siebie pieniędzy na zbożne cele. W swojej nauce, w Ewangelii Jezus wcale nie mówi, że Jego uczniowie mają żyć poniżej przeciętnej, że mają jeździć zdezelowanymi samochodami, że mają kupować najtańsze produkty żywnościowe i mieszkać w kawalerkach. Ewangelia uczy nas przede wszystkim tego, że pieniądze nie mają odgrywać najważniejszej roli w naszym życiu, że mają one nam służyć w realizowanie najważniejszego celu, jakim jest zbawienie duszy i troska o zbawienie innych.
Bycie chrześcijaninem oznacza również staranie się o odniesienie sukcesu tu na ziemi, oznacza pomnażanie talentów i niemarnowanie okazji do czynienia dobra. A miernikiem, probierzem mojego zdrowego podejścia do pieniędzy, mojego panowania nad tym wymiarem duchowości jest pytanie: „Co ja robię z pieniędzmi?” Czy aby przypadkiem posiadane przeze mnie dobra materialne nie zamykają mnie w egoizmie, czy nie jestem niewolnikiem posiadania, czy wprost przeciwnie ubogacają mnie wewnętrznie i otwierają na bliższą zażyłość z Bogiem i bliźnim. Amen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz