+JMJ
Moi Drodzy! W centrum całej dzisiejszej Ewangelii znajduje się tylko
jedno krótkie słowo: „Effetha” – otwórz się. Ewangelista Marek przytacza to
słowo w języku aramejskim, w języku, którym wypowiedziane było przez Zbawiciela
i przyznacie, że ten w sumie dość prosty zabieg literacki powoduje, że cała
historia uzdrowienia głuchoniemego staje się nam bliższa, a sama narracja
bardziej żywa.
Spójrzmy na kontekst opisywanego wydarzenia. Oto Pan Jezus przemierza
okolice fenickich miast Tyru, Sydonu i pograniczne tereny Dekapolu, czyli
dziesięciu położonych wzdłuż Jordanu greckich miast. Jesteśmy więc na terenie
nieżydowskim. Jesteśmy poza Ziemią Świętą. Jednak informacje o cudach
dokonywanych przez Jezusa dotarły i tam. Na wieść o tym, że słynny żydowski
Uzdrowiciel i Cudotwórca przyszedł w ich strony, pogańska ludność gromadzi się
i przyprowadza głuchoniemego, prosząc, by Jezus go uzdrowił.
Moi Drodzy! Ta prośba, nawet jeśli nie jest aktem wiary w Syna Bożego, bo
nie można tu mówić o wierze mesjańskiej, o wypełnieniu się obietnic Starego
Testamentu. To są poganie! Ci ludzie nie czytają Tory! Nie znają proroctw! Jest
dowodem otwartości mieszkańców Dekapolu na Ewangelię. Jezus nie jest dla nich
wrogiem. W przeciwieństwie do Żydów nie traktują Go jako burzyciela porządku
publicznego i polityczne zagrożenie, które trzeba usunąć i to najlepiej obcymi
rękoma. Poganie przychodzą do Jezusa, oni przychodzą do Niego, aby ulżył ich
bliskiemu w chorobie. Ze względu na ich współczucie, ze względu na ich postawę,
przyznacie to, mające w sobie coś z Jezusowego nauczania o bezwzględnym
priorytecie uniwersalnej miłości, tej miłości, która przekracza granice
podziałów społecznych i narodowościowych, właśnie ze względu na to Jezus postanawia
dokonać cudu, aby dać im zapowiedź, aby dać im przedsmak tego, co za lat kilka będzie
im głoszone przez św. Pawła i innych Apostołów.
Przypatrzmy się teraz, w jaki sposób chory został potraktowany przez
Jezusa?
Po pierwsze, jak podaje Ewangelista Marek, człowiek ten jest wzięty na
bok, jest oddzielony od reszty. Akcja rozgrywa się z dala od ludzi. To, co się
zaraz wydarzy, ma się dokonać w atmosferze prywatności, czy wręcz intymności. To
oddzielenie od ludzi jest niezwykle wymowne, ponieważ Bóg chce być sam na sam z
tym człowiekiem. Następnie zaczyna się coś, co bez przesady można byłoby nazwać
liturgią uzdrowienia. Zwróćmy uwagę na gesty Zbawiciela! One nie są proste. One
nie są, jakby na złość niektórym dzisiejszym specjalistom od liturgii,
przepojone duchem prostoty. Jezus np. nie wyciąga tylko ręki. Jest Bogiem,
gdyby w ten sposób chciał dokonać tego cudu z pewnością, by to uczynił. Jezus nie
używa prostych gestów. Wprost przeciwnie to, co czyni stawia i chorego i
świadków tego wydarzenia, a dzięki św. Markowi również nas samych, przed rzeczywistością
trudną do jednoznacznego zinterpretowania, przed rzeczywistością nie do
wypowiedzenia. Stawia nas bowiem, dokładnie tak jak w tradycyjnej Mszy Świętej,
przed misterium, wobec którego milknie język.
Co się dzieje? Jezus wkłada palce w uszy chorego, następnie śliną dotyka
jego języka, podnosi oczy ku niebu i wypowiada słowo „Effata” – otwórz się. Skutkiem
uzdrowienia jest otwarcie się chorego. Zaczyna słyszeć i mówić. Wcześniej był
zamknięty i odizolowany, teraz staje się zdolny do nawiązania relacji z innymi.
Co więcej, wieści o tym cudzie rozejdą się szeroko po całym Dekapolu. Cudownie
uzdrowiony będzie, chcąc nie chcąc, między poganami świadkiem Chrystusa. Ten
człowiek sam będzie dla nich misterium, będzie jak ziarno wiary, które zostało
zasadzone w ich sercach.
Moi Drodzy!
Effata! Otwórz się! Ilu ludzi w dzisiejszych czasach jest zamkniętych na
Boga, na życie sakramentalne, na prawdę, na autentyczne wartości? Ilu nawet nas
samych, chrześcijan musi się prawdzie otworzyć? Grzech, kłamstwo, przylgnięcie
do fałszywego systemu wartości powoduje, że zamykamy się w sobie.
Na skutek tego człowiek traci kontakt z innymi ludźmi. Traci kontakt z
Bogiem. Zamyka się w sobie. Dzieje się tak, gdy ponad kontakt z żywą osobą
bardziej ceni choćby rozmowy w wirtualnej rzeczywistości. Gdy zamiast prawdziwego
bycia z innymi wybiera bycie z telewizorem, alkoholem, narkotykami.
Rozwój technologiczny, którego jesteśmy świadkami zatomizował relacje
między ludzkie.
Pamiętam z okresu mojego dzieciństwa przepiękne sytuacje, kiedy ludzie
byli na siebie nawzajem otwarci. W mojej małej miejscowości sąsiedzi w ciepłych
miesiącach, codziennie siadywali na ławeczkach do późna w nocy wspominając
dawne czasy, modląc się na różańcu, śmiejąc się serdecznie, jedząc placek
drożdżowy i popijając domowe nalewki. Dziś już tego nie ma. Ludzie zamknęli się
w ścianach swoich domów. Przestali dzielić z innymi problemy, zapominając o
tym, że przez taką postawę jednocześnie zaprzestają mnożyć z innymi radość.
Przestali być otwarci na innych ludzi, a ich towarzystwo zamienili na ekran
telewizora, który napełnia ich oczy oraz uszy obrazami i dźwiękami świata
zmyślonego przez medialnych kreatorów rzeczywistości.
Z mojej młodości pamiętam, jak w naszej miejscowości dzieci wychowywały
się wspólnie. Razem chodziło się do szkoły, do kościoła, razem grało się w
piłkę. Dziś obiad jadło się u tego kolegi, a jutro on przychodził do mojego
domu i też dostawał to, co było przygotowane do jedzenia. Bez patrzenia na to,
ile co kosztuje, i ile dokładek nałożyło się sobie na talerz. Ludziom żyło się
prościej i umierało się prościej, bo żyło i umierało się nie między obcymi, ale
między swoimi. Ludziom żyło i umierało się prościej, ponieważ byli otwarci na
innych, a przede wszystkim byli otwarci na Pana Boga. Dziś już tego świata nie
ma. Młodzież nawet jeśli spotyka się, nawet jeśli spędza czas ze sobą, to z
nosem przyklejonym do ekranu telefonu. Niby są razem, ale każdy z nich żyje w
swoim zamkniętym świecie.
Współcześni ludzie zamknęli się na obiektywną prawdę, ponieważ wygodniej jest,
by wszyscy mieli rację! Współcześni ludzie zamknęli się na Boga i w
konsekwencji tracąc z Nim kontakt, pozamykali się na samych siebie. Jesteśmy
świadkami tworzenia się nowych, sztucznych wspólnot międzyludzkich, po to, by dać
człowiekowi namiastkę otwartości i jedności. A przecież jednoczenie ludzi poza
Bogiem, który ich stworzył, poza Synem, który ich odkupił, i poza Duchem
Świętym, który ich uświęca jest niczym innym jak tylko bluźnierstwem.
Stąd też, zamkniętej w sobie ludzkości, każdemu współczesnemu
głuchoniememu z Dekapolu potrzebne jest słowo dzisiejszej Ewangelii: Effeta! Otwórzcie
się!
Otwórzcie się na wartości, które nie tracą swoich walorów z dnia na
dzień! Otwórzcie się na prawdę, która nie jest przedmiotem targów, umów i spekulacji!
Otwórzcie się na jedyny Kościół, który nie jest wyrazem buntu, czy
protestu wobec czegokolwiek za wyjątkiem zła i grzechu! Otwórzcie się wreszcie
na Boga, Jezusa Chrystusa, który jest ten sam! Otwórzcie się na Jego naukę,
która jest identyczna i jednakowa wczoraj, dziś i pozostanie taka na wieki
wieków. Amen.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz