„Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie,
starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz” – słowa z dzisiejszego drugiego czytania, wyjętego
z Listu św. Jakuba, które zachęcają nas, moi Drodzy, do refleksji nad
fundamentalną sprawą w życiu każdego wierzącego człowieka jaką jest modlitwa.
Niestety, dziś kiedy mówi się o modlitwie i to nawet
często pomiędzy samymi katolikami, pomiędzy ludźmi wierzącymi wpada się w
newageowską pułapkę polegającą na poszukiwaniu w modlitwie nadzwyczajnych
stanów ducha. Ludzie szukają mocnego przeżycia „tego czegoś”, jak gdyby akt
wiary, istnienie Boga i całego nadprzyrodzonego świata miało bazować dokładnie
na tym, czy coś się czuje, czy też nie. Niestety, wiele osób ulega tej wizji
modlitwy i błądzą po manowcach duchowości, popełniając kardynalny błąd, a
mianowicie na modlitwie szukają nie Boga, który się objawił, nie szukają „Boga
Abrahama, Izaaka i Jakuba”, Boga Jezusa Chrystusa, ale na modlitwie szukają
siebie samych – zaspokajania własnych potrzeb, samousprawiedliwienia, ucieczki
przed lękami i zranieniami.
Podczas tego kazania, Moi drodzy, chciałbym podać kilka
wskazówek, które pomogą nam w rzeczywisty, a nie tylko udawany sposób
doświadczyć Boga na modlitwie.
Po pierwsze życie duchowe chrześcijanina, w tym życie
modlitwy jest zawsze walką. Każdy kto chce się modlić powinien przygotować się
na trudności. Diabeł bowiem zrobi wszystko, aby odciągnąć nas od modlitwy i
Pana Boga. Przeciwnik wie bowiem doskonale, że prawdziwa modlitwa niszczy fundamenty
jego panowania w świecie i właśnie dlatego Zły będzie z modlitwą walczył.
Teraz trochę historii. Po roku 313, po Edykcie
mediolańskim, który formalnie zakończył okres prześladowań chrześcijan w
Cesarstwie rzymskim, na terenie Syrii, Egiptu i Palestyny zaczęło rozwijać się
życie pustelnicze a później zakonne. Ludzie pragnący się modlić, ludzie
poszukujący Boga wychodzili na pustynię. Z czasem dołączali się do nich inni,
którzy pragnęli uczyć się reguł życia duchowego: modlitwy, ascezy i
roztropności. I tak powstawały pierwsze wspólnoty zakonne.
Uczniowie rozmawiając z nauczycielami duchowości,
nazywano ich starcami, dzielili się z nimi trudnościami, kłopotami i pokusami.
Na koniec spotkania wypowiadał on rytualną formułę: „Abba, powiedz mi słowo”,
co oznaczało „daj mi jakąś duchową radę, mądrość, którą Cię natchnął Duch
Święty”. I wówczas starzec mówił mu zwykle krótkie zdanie podobne do tej myśli
św. Jana Klimaka: „Jeśli chcesz nauczyć się modlić, wybierz jakiś tekst i
określ czas”.
To
zdanie podpowiada nam pierwszą niezwykle ważną rzecz w naszych dążeniach do
poprawy życia modlitwy. Życiu duchowemu potrzebna jest dyscyplina. Modlitwa,
aby otwarła nas na doświadczenie Boga nie może więc być kaprysem, nie może być
ona roztargniona i rozproszona innymi zajęciami i obowiązkami. Krótko mówiąc,
aby się modlić potrzebny jest wydzielony tylko na to czas i potrzebne jest
specjalne środowisko.
W tym środowisku obowiązują pewne podstawowe prawa i zasady, które strzegą nas
przed złudzeniami. Pierwszą i chyba najważniejszą zasadą jest wymaganie prawdy
w relacji do Boga, do samego siebie i do bliźnich. Powód tego jest bardzo
prosty: Duch Święty, który jest Duchem prawdy nie może się w nas modlić dopóki
na naszej twarzy nosimy maski kłamstwa. Nim więc przystąpimy do modlitwy
koniecznym jest obdarcie się z fałszu, które w sposób najpiękniejszy realizuje
się w dobrze przeżytym sakramencie pokuty i pojednania.
Druga sprawa. Nie będziemy się prawdziwie modlić dopóki nie naprawimy naszych
relacji z bliźnimi. Jako chrześcijanie często popełniamy ten błąd, który ganił
w pierwszym ze swoich listów św. Jan Apostoł. Zapewniamy, że kochamy Boga, że
my to dla Niego wszystko, że gotowi jesteśmy dać samych siebie, a kiedy przyjdzie
przebaczyć, kiedy przyjdzie nam okazać miłość, z jaką kocha nas Bóg zamykamy
się w sobie samym, w swoim gniewie, pysze i nienawiści. Św. Jan pisze: „każdy, kto nienawidzi swego brata
jest zabójcą, a wiecie, że żaden zabójca nie nosi w sobie życia wiecznego”. Zobaczcie! Nie trzeba nikogo zabijać, aby
w oczach bożych uchodzić za zabójcę. By dobrze się modlić trzeba więc naprawić
relację z bliźnimi.
O kolejnym prawie świata modlitwy dowiadujemy się z
Ewangelii. Zbawiciel mówi, że mamy się modlić w ukryciu, że nie powinniśmy
szukać chwały w spojrzeniu i szacunku ludzi, a naszą jedyną radością powinno
być tylko spojrzenie Ojca. Odnieście te słowa, Moi Drodzy, do celebracji Mszy
świętej. Nie jesteśmy tutaj dla naszego dobrego samopoczucia, nie jesteśmy
tutaj dla estetycznego zachwytu! Jedynym powodem naszego tu przybycia, tj.
wszystkimi naszymi powodami powinno być wejście do izdebki naszego serca i tam
spotkanie z Bogiem Ojcem, Bogiem Synem, Bogiem Duchem Świętym, który zaprasza
nas do intymnego z Nim przebywania na ziemi, a później tam w
wieczności. Dopiero te czynniki: prawda, miłość do Boga i bliźniego,
ukrycie się przed światem, pokora, wyrzeczenie się samego siebie i duch
dziecięctwa stanowi splot sił, których współdziałanie wywołuje w nas postęp na
drodze łaski i świętości.
W drugiej części tego kazania, chciałbym, abyśmy bez nerwów i bez
zbędnych emocji, zatrzymali się nad tematem niezwykle aktualnym. Chcę byśmy zastanowili
się nad wydarzeniami, które dzieją na naszych oczach, mam tu na myśli tzw.
problem emigrantów i uchodźców, którzy od dłuższego czasu tysiącami przybywają
do Europy, i z których znaczną liczbę my Polacy mamy przyjąć do naszej
ojczyzny.
Postawmy pytanie, kto naprawdę przybywa do Europy? Prawdziwi emigranci i
uchodźcy stanowią jedynie ułamek procenta z owych tysięcy ludzi, którzy
zalewają Europę. Emigrant to ktoś, kto został z jakichś powodów zmuszony do
opuszczenia swojej ojczyzny. Popatrzmy na dzieje polskiej emigracji z XIX i XX
w., kiedy to po nieudanych powstaniach niepodległowościowych lub po przegranych
wojnach, czy w trakcie Stanu Wojennego miliony naszych rodaków zmuszone były do
szukania szczęścia w innych, bliższych i dalszych zakątkach świta. Co ich
łączyło? Jakie było ich pragnienie? Przy pierwszej nadarzającej się okazji
chcieli wrócić do Ojczyzny, a jeśli nie będzie takiej możliwości chcieli oni
wtopić się w rzeczywistość kraju osiedlenia akceptując tamtejsze prawa. W
przypadku wydarzeń, których jesteśmy świadkami nie ma o czymś takim mowy.
Ludzie Ci napływają do Europy nie po to, by tak szybko jak to będzie możliwe
powrócić do siebie, nie po to, by przyjąć europejskie prawa, ale by, jak to sami deklarują, Stary
Kontynent zamienić w Europejski Kalifat oraz narzucić nam wszystkim prawo
szariatu. To nie uchodźcy! Co do tego nie można mieć żadnych wątpliwości, to
nie uchodźcy, ale najeźdźcy!
Historia magistra vita est! Historia
jest nauczycielką życia – mawiali starożytni Rzymianie. Sięgnijmy więc do niej
i porównajmy sytuację z czasami pierwszego
arabskiego kalifatu, jaki powstał w VII wieku. Wystarczyło mu zaledwie 150 lat,
żeby dokonał niebywałej ekspansji. Zajął on nie tylko Półwysep Arabski, nie
tylko obszar Bliskiego Wschodu ale całą Północną Afrykę, Półwysep Iberyjski aż
do Francji i dopiero w 732 roku Karol Młot w bitwie pod Poitiers zatrzymał
pochód kalifatu. To na zachodzie…a na wschodzie kalifat ogarnął Mezopotamię, Turkiestan aż po granice Indii. I to
zaledwie w ciągu 150 lat. Półtora wieku wystarczyło.
W minionych
wiekach Europa konfrontowała się z wojującym islamem, ale
wtedy Europa była chrześcijańska. Izabela Kastylijska i Ferdynand Aragoński w ramach
rekonkwisty odbili z rąk muzułmańskich Półwysep Iberyjski. Marsz kalifatu na
Europę został powstrzymany w 1571 roku w bitwie pod Lepanto i wreszcie pod Wiedniem, w 1683 roku, Jan III Sobieski wraz z innymi chrześcijańskimi władcami, po dziś dzień powstrzymał pochód muzułmański na Europę. Ale wtedy Stary Kontynent, nawet pomimo ran zadanych jego jedności przez
reformację, był chrześcijański
i bez żadnych kompleksów konfrontowała się ze światem islamskim.
Jak zauważył jeden z polskich publicystów: Muzułmanie
się nie zmienili. Oni zawsze tacy byli. To myśmy się zmienili. Europa przestała
być chrześcijańska. A straciwszy wiarę, nie ma żadnego ideału, który mogłaby
przeciwstawić ideom niesionym przez Islam. Nie ma takiego ideału,
bo wypić, najeść się, i potańczyć to nie są żadne ideały. Za to nikt nie będzie
umierał. Za to nikt się nie będzie poświęcał. W Europie brakuje tego ideału i
jeśli się on nie odrodzi to w krótkim czasie staniemy się poddanymi
Europejskiego Kalifatu. Problem, moi Drodzy, wcale nie leży po stronie
muzułmańskiej. Problem leży po naszej stronie – to myśmy się zmienili.
Chrześcijanie przestali traktować Chrześcijaństwo poważnie, rozmienili swoją religię na drobne, nie traktują jej poważnie, w przeciwieństwie do muzułmanów, którzy robią to, czasami aż zbyt poważnie.
Nie
wierzcie tym, moi Drodzy, którzy mówią, że miarą naszego człowieczeństwa i
naszego chrześcijaństwa jest entuzjazm, jaki okażemy uchodźcom, którzy
przysyłani są nam w obowiązkowych kwotach przez Unię Europejską. Miarą naszego
chrześcijaństwa jest nasza wiara zdolna do obrony prawdy, naszych Tradycji i narodowych interesów, miarą naszego
człowieczeństwa jest także rozum oświecony wiarą, który podpowiada, używając słów z Księgi
Syracha: „Nie wprowadzaj do domu swego
każdego człowieka, różnorodne są bowiem podstępy oszusta”. I w innym
miejscu: „Przyjmij obcego do domu, a
wtrąci cię w zamieszanie i oddali cię od Twoich najbliższych”. W tym ogólnym zamieszaniu wiara i
rozum muszą nam wystarczyć! Muszą! Amen.
Mater Ecclesiae - ora pro nobis!
Prawda,prawda,prawda,towar wiecznie deficytowy na tym świecie,na tym padole nędzy wszelakiej.Dziękuję za kazanie.M.
OdpowiedzUsuńNigdy nie sądziłam, że to powiem, ale.. brakuje mi większej konsekwencji w naszej wiarze.. a raczej w walce o nią.
OdpowiedzUsuńBóg zapłać za kazanie, za ten blog i za Msze Święte. Serdeczne dzięki za to światło w mrocznym czasie.
OdpowiedzUsuńCzy można prosić Autora o więcej wpisów w blogu? są bardzo piękne, ale ostatnio bardzo brakuje nowych tematów. Dziękuję i życzę łask Bożych.
OdpowiedzUsuń