Stat crux dum volvitur orbis!
Moi Drodzy! To już nasze
ostatnie rozważanie o Krzyżu w historii Polski podczas tegorocznego Wielkiego
Postu. Za tydzień z tego miejsca głosił nam będzie naukę ojciec rekolekcjonista.
To nasze
dzisiejsze zatrzymanie się pod krzyżem chciałbym poświęcić wydarzeniu Millenium
Chrztu Polski. Cofnijmy się w czasie o lat 50, o pół wieku, do roku 1966 i
przywołajmy tamte niezwykłe chwile, tamte dni, które przecież wielu z nas tu
obecnych dobrze pamięta! Zacznę
od pewnego cytatu, który bardzo dobrze oddaje atmosferę tamtych czasów i samego
milenijnego wydarzenia.
„Kościół prowadzi z nami wojnę, ale tej wojny nie wygra. To my ją
wygramy. Wyszyński chce mieć rząd dusz! A rząd dusz w tym kraju ma socjalizm.
Kościół nie ma do niego prawa” – mówił zupełnie otwartym tekstem w
przededniu rocznicy Chrztu Polski Wiesław Gomułka.
Zatrzymajmy
się przez chwilę nad tymi słowami, by wyciągnąć z nich pożyteczną naukę. Człowiek siadając przed
ekranem telewizora, czy monitorem komputera, słuchając radiowych wiadomości o
obecnym stanie naszego Państwa, o sporach pomiędzy partiami politycznymi łamie
sobie głowę i pyta: Co się dzieje? O co tu naprawdę chodzi? A chodzi właśnie,
Moi Drodzy, o nic innego jak o rząd dusz. Nawet nie o ziemską władzę nad
ludźmi, bo ta nie jest wieczna. W sporze, którego dziś jesteśmy świadkami,
zresztą jak w każdym innym sporze z przeszłości chodziło i nadal chodzi o dobro
i zło, o prawdę i kłamstwo, o Boga i o Szatana, a w konsekwencji o życie
wieczne lub wieczną śmierć. Tak jest teraz i nie inaczej było pół wieku temu.
W 1966 r. wbrew
zdecydowanie nieprzychylnemu stanowisku władz państwowych, wbrew wszelkim
możliwym utrudnieniom, łącznie z aresztowaniem kopii ikony Matki Boskiej Częstochowskiej
przygotowania do uroczystości milenijnych przyniosły nieoczekiwane owoce.
To dzięki Kościołowi
katolickiemu, pierwszy raz od wielu dziesięcioleci przez Polskę przetoczyła się
fala radości i święta. Krzyż wyrzucony ze szkół, szpitali, sądów, uniwersyteckich
auli i zakładów pracy, Krzyż nieobecny w życiu publicznym, w 1966 r. bezsprzecznie
zatryumfował. Oto sterroryzowani i permanentnie inwigilowanie ludzie poczuli
się wolni, poczuli się realną siłą. Na jasnogórskich wałach, czy pod
parafialnymi świątyniami ludzie wierzący policzyli się! Wbrew staraniom władzy
komunistycznej dążącej do atomizacji społeczeństwa, Polacy zobaczyli są, że nie
zginęli, dzięki mocy Krzyża poczuli się zjednoczeni! W 1966 r. zrozumieli, że
choć o naszą wolność i niezawisłość nikt na arenie międzynarodowej się nie
upomina, żadne państwo i żaden rząd, to jest jeszcze jeden element, jeszcze
jeden czynnik, czynnik wiary, czynnik Krzyża, który może sprawić, że ludzie ponownie
zatęsknią za prawdziwą wolnością i narodu, i ducha.
Ten cud przebudzenia
ludzkich sumień był możliwy i z innego powodu. W 1966 r. pomimo tego, że nasze
państwo było marionetką w rękach Moskwy, to Polska dysponowała jeszcze imponującym
arsenałem świętości, dysponowała ogromnym rezerwuarem ducha: pełnymi
świątyniami wiernych, zdrowymi rodzinami, licznymi powołaniami kapłańskimi i
zakonnymi. Kościół w tamtych niezwykle trudnych czasach miał świadomości tego,
że z Chrystusowego ustanowienia jest Kościołem wojującym. Wiedział dobrze i często
powtarzał to Polakom ustami swych kapłanów, że „twierdzą ma być każdy próg” i
to właśnie dlatego z wojny, o której mówił Tow. Gomułka wyszedł
zwycięski. Dlatego odniósł tryumf nad najbardziej nieludzkim z politycznych
systemów.
Kardynał
Wyszyński doskonale zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Zdawał sobie sprawę,
że nie może dążyć do otwartego konfliktu z władzą. Wiedział, że Polska
ograbiona z Wilna i z Lwowa, pozbawiona elit wymordowanych w Katyniu i w
Oświęcimiu, Polska spalonych bibliotek i Uniwersytetów, Polska okradziona materialnie
nie może stracić ostatniego i największego bogactwa, za nic nie może sobie
pozwolić na uszczerbek wiary! Wiedział, że nasza Ojczyzna nie może utracić tej
nośnej siły, tego generatora cywilizacji, który jest w stanie podnieść ją z
materialnych i moralnych ruin. Prymas Tysiąclecia niejednokrotnie dawał wyraz
tego w swoich kazaniach i listach pasterskich. Uczył:
- „że to nie
Kościół ma się dostosować do świata, ale świat ma się dostosować do Ewangelii”;
- „że nie tylko
człowiek ma być Boży, nie tylko Boża ma być rodzina, ale również Boży ma być
naród”;
- przypominał,
że: „Krzyż jest dla współczesnego świata
wyrzutem sumienia, bo przypomina wywyższenie poniżonego dziś człowieczeństwa”;
- powtarzał: „że
nie powinniśmy ulegać pokusie zbawiania świata kosztem własnego narodu, ponieważ
w pierwszym rzędzie to wobec braci Polaków, a nie innych nacji jesteśmy wezwani
do realizowania swego chrześcijańskiego powołania” – pomyślmy tylko, czy ten
głos rozsądku nie powinien zabrzmieć i dzisiaj w toczącej się dyskusji na temat
tzw. imigrantów, którzy milionami zalewają właśnie Stary Kontynent?
Ale ten rok 1966, Drodzy Bracia i
Siostry, miał jeszcze jedno, zdecydowanie mniej pogodne oblicze. W całej tej radosnej
atmosferze milenium Chrztu Polski nie mogli uczestniczyć Polacy z Londynu,
Paryża i Nowego Jorku. Najwięksi patrioci! Żołnierze II Korpusu gen. Andersa,
piloci z Dywizjonu 303, pancerniacy gen. Maczka, żołnierze Armii Krajowej i Narodowych
Sił Zbrojnych, emigranci polityczni jak pisarze Józef Mackiewicz, czy Kazimierz
Wierzyński. Ale nie tylko oni! W tej atmosferze święta nie mogli uczestniczyć i
ci z naszych rodaków, którzy nigdy z Polski nie wyjechali: mieszkańcy Grodna,
Wilna i Lwowa, a którym sama Polska odjechała w 1945 r. To im dzisiaj, w 1050
rocznicę Chrztu Polski należy się od nas rekompensata i duchowa, i materialna za
poprzedni, stracony przez nich jubileusz chrześcijańskiej wiary.
Zastanawiałem się, moi Drodzy, w
jaki sposób zakończyć ten cykl kazań. Jak je podsumować. I oto wpadł mi w ręce
Sonet 39 Adama Asnyka, którego słowa chcę zadedykować nam, którym losy i
Kościoła i Narodu polskiego mocno leżą na sercu:
„Póki w narodzie myśl swobody
żyje,
Wola i godność, i męstwo człowiecze,
Póki sam w ręce nie odda się
czyje
I praw się swoich do życia nie
zrzecze,
To ani łańcuch, co mu ściska
szyję,
Ani utkwione w jego piersiach
miecze,
Ani go przemoc żadna nie zabije
-
I w noc dziejowej hańby nie
zawlecze.
Zginąć on może z własnej tylko
ręki:
Gdy nim owładnie rozpacz senna,
głucha,
Co mu spoczynek wskaże w grobie
miękki -
I to zwątpienie, co szepcze do
ucha:
Że jednym tylko lekarstwem na
męki
Jest dobrowolne samobójstwo
ducha”.
Umiłowani Czciciele Chrystusowego Krzyża! Polacy! Rodacy! Nie
popełniajmy tego samobójstwa ducha poprzez odwrócenie się od Krzyża! Nie porzucajmy
go! Nie odchodźmy od niego, bo tylko on jest stałym fundamentem, tylko on się
nie zmienia, gdy kapryśny świat ciągle wymyśla i podąża za nowymi modami. Stat crux dum volvitur orbis! Oto
przesłanie, które nic nie traci ze swej aktualności i dziś, i jutro oraz i na kolejne
lata, aż do ponownego przyjścia Chrystusa w chwale, któremu za dzieło
Odkupienia, za jego Krzyż niech będzie chwała i cześć po wszystkie wieki. Amen.
Regina Poloniae - ora pro nobis!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz