niedziela, 12 grudnia 2010

52°S 100°E, czyli myśl pełna nadziei

       Wystarczy tylko spojrzeć do Encyklopedii, aby przekonać się, że Antarktyda jest kontynentem, który nie toleruje przeciętności, i że prawie wszystko jest w niej ekstremalne. Najniższy na całym świecie poziom rocznych opadów - 30 mililitrów, najmniejsza średnia ilość bezchmurnych dni - 100, najmniejsza ilość żyjących tam gatunków roślin - 2, najwyższa, średnia wysokość kontynentu - 2030 m n.p.m., najniższa kiedykolwiek odnotowana temperatura -89,2°C. Nawet w letnich dla tego obszaru miesiącach: listopada, grudnia i stycznia, tylko trzy procent antarktycznej powierzchni pozostaje wolne od zlodowacenia. Lecz kiedy tylko słońce rozpoczyna swą astronomiczną wędrówkę ku północy, a nad podbiegunowe tereny powraca polarna zima, ten najdalej wysunięty na południe skrawek naszej planety powiększa swą powierzchnię blisko dwukrotnie, wdzierając się co raz dalej i dalej w otaczające go ze wszystkich stron wody Wielkiego Oceanu Południowego. Nie muszę chyba dodawać, że czyni to w rekordowym tempie blisko pięciu kilometrów na dobę.
       Wielki Ocean Południowy - bezkresna przestrzeń mroźnej toni. To  tam, w pierwszych dnia stycznia 1997 roku, nieopodal  miejsca oznaczonego geograficznymi współrzędnymi 52° południe i 100° wschód, miało miejsce wydarzenie, które przeszło do historii żeglarstwa pod nazwą ''Cudu na morzu''.
       ''Dieu le Roi!'' Położony w północno-zachodniej Francji departament Wandei zyskał sławę na przełomie XVIII i XIX wieku za sprawą krwawo stłumionych przez jakobińskie wojska rojalistycznych powstań katolickiej ludności. Dziś, nawet w samym Kraju nad Loarą mało kto wie, że prowadzona z ramienia rewolucyjnych władz pacyfikacyjna akcja tej nadmorskiej krainy jest uważana przez historyków za pierwszy nowożytny przykład ludobójstwa. W czasach bardziej nam współczesnych, osiemdziesiąty piąty departament Francji stał się znany przede wszystkim z jachtowych regat ''Vendée Globe''. Począwszy od 1992 roku, co cztery lata, nieustraszeni żeglarze przybywają do portu w Les Sables-d'Olonne by wyruszyć w czteromiesięczny samotny rejs dookoła świata. W 1996 roku, jednym ze śmiałków, który rzucił wyznawanie morzom i oceanom był pięćdziesięciopięcioletni angielski żeglarz - Tony Bullimore.
       Początkowo rejs układał się dla niego pomyślnie. Po wypłynięciu na Atlantyk dotarł w dobrym czasie do wybrzeży Ameryki Południowej. Planowo też udało mu się opłynąć łączący dwa oceany Archipelag Ziemi Ognistej, lecz po ominięciu Australii i po dotarciu na wody Wielkiego Oceanu Południowego, na wskutek silnego sztormu, sterowana przez Anglika łódź straciła swą sterowność i wywróciła się do góry dnem. Uwięziony pod jachtem Brytyjczyk, posilając się tylko jedną tabliczką czekolady, przeżył w lodowatej wodzie pięć długich dni!!! Aby zdać sobie sprawę z niezwykłości tego wydarzenia wystarczy zwrócić uwagę na fakt, że podobnych warunków pogodowych nie wytrzymali nawet przez kilka godzin, pływający w Atlantyku rozbitkowie z Titanica.
       Tydzień po uratowaniu żeglarza, na zorganizowanej konferencji prasowej, jeden z dziennikarzy zapytał go o to, w jaki sposób udało mu się przetrwać tak długo w tak ciężkich warunkach? Uśmiechnięty Bullimore odpowiedział mu bez namysłu: ''Przez te pięć dni ani na moment nie straciłem nadziei na to, że zostanę uratowany''.
       Zanurzeni w mroźnych falach codzienności, często samotnie zmagający się z przeciwnym wiatrem losu nie zapominajmy, że mieć nadzieję znaczy tyle, co wierzyć w istnienie Kogoś kto potrafi przyjść nam z pomocą nawet wówczas, gdy po ludzku już nic nie da się zrobić, oraz że Ten Ktoś na mecie naszych życiowych regat przygotował wielką nagrodę, dla której warto jest nie tylko żeglować, ale i pływać czasami w lodowatej toni bolesnych doświadczeń.
W trzecią Niedzielę Adwentu
Stella Maris - ora pro nobis!

2 komentarze:

  1. "Nadzieja zawieść nie może" Rz 5,5

    OdpowiedzUsuń
  2. Słówko na temat rozbitków z Titanica, ale tych którym udało się jednak przeżyć.Podobno szybko spotkało ich pewne nieszczęście.Zwariowali. Co ciekawe szaleństwem nie było dotknięte ani jedno dziecko.
    Dziecieca ufność... (?)

    PS Życzenia niezatapialności na płaszczyźnie wiary.

    OdpowiedzUsuń