wtorek, 10 kwietnia 2012

50-ty grosz do dyskusji o ''Reformie reformy liturgicznej'', czyli myśl o fenomenie liturgii sprawowanej po łacinie

          Don Giuseppe De Cassan, proboszcz pięknie położonej pomiędzy alpejskimi szczytami parafii Matki Bożej Wniebowziętej w Candide, nie był wielkim entuzjastą zmian w liturgii, które miały miejsce po Soborze Watykańskim II. Z charakterystycznym dla siebie spokojem i wyważeniem słów zwykł je określać, jako ″powód niepotrzebnego zamieszania w duszach wiernych″. Kiedy jego parafianie donosili mu o coraz to innych, liturgicznych ″nowościach″, które zaczęły pojawiać się w okolicznych parafiach, a mianowicie, że w Padola nowy ołtarz zastąpił stary, że w Santo Stefano di Cadore wierni nie modlą się już po łacinie, a jeszcze gdzie indziej komunię świętą przyjmuje się na rękę, miejscowy proboszcz wzruszał ramionami i mówił: ″E noi ancora aspettiamo″ (A my jeszcze poczekamy).
Słowa znajdowały pokrycie w czynach. Msza święta według Mszału Piusa V była w Candide nadal sprawowana, wierni komunię przyjmowali na klęcząco, z kościoła nie została wyniesiona żadna rzeźba ani żaden boczny ołtarz, a niezwykle popularne wśród tutejszych mieszkańców procesje Wielkiego Piątku, Bożego Ciała oraz ku czci Matki Bożej Różańcowej, jak co roku wyruszały na parafialne drogi w towarzystwie dwunastu wielkich, trzymetrowych świec zwanych tu ″pochodniami″.
″Trydencki″, ″zacofany″, ″nie potrafiący rozpoznawać znaków czasu″, ″nie nadający się do współczesnego duszpasterzowania″– takimi epitetami określali don Giuseppe współpracujący z nim księża. Trudno powiedzieć, czy to pod ich wpływem, czy na polecenie bp. Albino Lucianiego (przyszłego papieża Jana Pawła I), około połowy lat 70-tych proboszcz z Candide zaczął odprawiać Msze według rytu Pawła VI. Początkowo tylko raz w tygodniu, niedzielnym porankiem, już na nowym, zwróconym w kierunku wiernych ołtarzu, Eucharystia była sprawowana po włosku – niezmiennie jednak w tych samych szatach, przy akompaniamencie organów, chorału gregoriańskiego, kadzidła i dzwonków.
W tym roku to w Candide przyszło mi świętować Zmartwychwstanie Pańskie. Podczas liturgicznych celebracji (niestety już tylko według Mszału Pawła VI) z podziwem i wzruszeniem mogłem słuchać modlitw wznoszonych ku niebu tak po włosku, jak i po łacinie. Młodsi i starsi, bez wyjątku, jednakowo głośno śpiewali w obu językach nie tylko części stałe Mszy świętej (w tym Credo), ale również Salve Regina, Stabat Mater, Tantum ergo, Litanię loretańską i wiele innych. Zachowanie elementów tradycyjnej liturgii, a nade wszystko misteryjnego ducha celebracji przełożyło się w znacznym stopniu na jakość duchowego życia wiernych. Bo jakże inaczej wytłumaczyć fakt, że po dziś dzień Candide stanowi wyspę pobożności na szerokim morzu zeświecczenia. Dla przykładu: z sakramentów Pokuty i Eucharystii w okresie Wielkiej Nocy skorzystało 2/3 wiernych, podczas gdy w okolicznych parafiach ilość ich wahała się, według najprzychylniejszych szacunków, od 20 do 40 procent.
Dobry socjolog, analizując fenomen pobożności mieszkańców tego alpejskiego miasteczka, zwróciłby pewnie uwagę na znacznie więcej czynników, niż tylko zachowanie w liturgii łacińskich śpiewów i modlitw. Ot choćby na góralską, nieco zamkniętą, ceniącą sobie wszelkie tradycje mentalność oraz na ogólnie wysoką średnią wieku tutejszego społeczeństwa. Niemniej jednak wydaje mi się, że to właśnie decyzja nieżyjącego już dziś don Giuseppe De Cassan o zachowaniu ″jak najdłużej się tylko da″ tradycyjnego rytu oraz o rozłożeniu w czasie wszelkich duszpastersko-liturgicznych zmian spowodowały, że wierni jego parafii nie odczytali posoborowych reform jako definitywnego zerwania z przeszłością, lecz jako kontynuację ubogacającą niezmienną Tradycję łacińskiego Kościoła.
Jest jeszcze jedna rzecz, na którą, myślę, warto zwrócić uwagę. Być może zakres degradacji liturgii, której od wielu już dziesięcioleci jesteśmy naocznymi świadkami byłby znacznie mniejszy, a zapowiedana przez Ojca Świętego Benedykta XVI ″reforma reformy″ postępowałaby znacznie szybciej, gdyby więcej takich proboszczów, jak don Giuseppe nie popłynęło w posoborowym czasie z prądem mód i naiwnych wyobrażeń, lecz wykazałoby się podobnie odważną roztropnością, wynikającą z głębokiej i niezmiennej wiary w to, że liturgia jest nade wszystko dziełem Boga, a wierni, tak kapłani, jak i świeccy, są jedynie tymi, którym powierzony został jej bezcenny skarb.
Pamięci mons. Giuseppe De Cassan (1910-1997) przez 46 lat proboszcza w Candide.
Mater Ecclesiae – ora pro nobis!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz